~3~

2.4K 194 10
                                    

- Ściemnia się - przerwała ciszę Michonne - słońce już niemal zaszło, znajdźmy kryjówkę.
 Maggie wypuściła Aileen z uścisku i wszyscy weszli do lasu po lewej stronie szosy. Robiło się coraz ciemniej, a grupa nie potrafiła znaleźć miejsca na nocleg. Byli wykończeni.

- Darujmy sobie te szukanie - oznajmiła Sasha - to bez sensu, i tak tu nic nie znajdziemy. Musimy spać pod gołym niebem.

- Spenetrujmy jeszcze skrawek lasu - powiedział Rick ruszając do przodu. Czarnoskóra chwyciła go za rękę.

- Nie, Rick - odparła Michonne. Wymienili spojrzenia.



Zgromadzili się wokół ogniska. Jedni już spali, drudzy spożywali wiewiórki. Aileen usiadła przy brzozie z dala od grupy. Chciała być sama. Spojrzała na swój strój.

"Głupie, tępe cekiny" - myślała.

- Nie za daleko jak na ciebie? - dziewczyna odwróciła głowę. Mężczyzna z kuszą stał dokładnie za nią.  Podszedł do niej i zatrzymał się przed jej stopami, by mieć widok na jej twarz. Nie odpowiedziała na jego zaczepkę.

- Widzę, że wracamy do punktu wyjścia, znowu jesteś niemową.

- Co ci tak bardzo we mnie przeszkadza? - zapytała zirytowanym głosem.

- Denerwują mnie nieporadne osoby, a zwłaszcza takie dziewczynki.

- Nie jestem nieporadna. Poradziłam sobie z oprawcami mojej mamy.

- Tego nie wiem, to tylko taka bajka, którą opowiedziałaś Maggie. Będziesz mogła ją opowiadać Judith, na pewno jej się spodoba.

- Masz mnie za kłamcę?

- Mam szczere wątpliwości co do tego, czy dziewczynie w cekinowym wdzianku udało się pokonać oprawców z broniami i posturą słonia.

- A myśl sobie co chcesz - odwróciła głowę w lewą stronę. Chciała, by sobie poszedł. Miała go dosyć. Zamiast tego, kusznik nadal tam stał i patrzył się na nią.

- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?! Wystarczy, że zepsułeś mi chwilę zadumy. Każdy potrzebuje odrobiny ciszy.

- Powiem ci, dlaczego tak bardzo mnie wkurzasz - to ją zainteresowało - to, co jest mi nieznane, denerwuje mnie, ale to, co jest mi nieznane, a wydaje mi się znajome, denerwuje mnie dwa razy bardziej, ale także intryguje - zmarszczyła brwi.

- Wydaję ci się... znajoma?

- Ta, ale jestem na sto procent pewny, że nigdy wcześniej cię nie widziałem.

- To trochę hipokryzja, wiesz o tym?

- Nie dbam o to - odparł. Podniosła wzrok na jego twarz. Wydała jej się zmieszana, jakby do jednego wiaderka wrzucić chęć zapoznania i chęć zmieszania kogoś z błotem.

- Dlaczego twierdzisz, że mnie znasz?

- Dziewczyno, gdybym ja to wiedział.

- Chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć?

- Być może będzie mi łatwiej - rozłożył ręce.

W głowie kłębiło jej się mnóstwo myśli. Obcy facet, który jeszcze kilka godzin temu dogryzał jej bez zająknięcia, chce się dowiedzieć jej biografii?

- Przykro mi, na daną chwilę nie dowiesz się niczego - patrzyła beznamiętnie przed siebie.

- No, i to ja rozumiem - powiedział z aprobatą. Spojrzała na niego. Nie pojęła tego.

- To był twój pierwszy krok do zrzucenia z siebie łatki nieporadnej dziewczynki - patrzyła na niego z zakłopotanym wyrazem twarzy - wstań i idź do ogniska, połóż się obok Maggie, zrobiła ci miejsce.

Odwróciła się w stronę ogniska. Dostrzegła Glenna, a obok niego leżącą Maggie. Leżał przy niej plecak pełniący rolę poduszki. Wstała i podeszła do legowiska. Położyła swą głowę na plecaku i zamknęła oczy.



Daryl tkwił chwilę przy miejscu, na którym siedziała Aileen. Nie potrafił rozgryźć, skąd ją zna. Po kilku minutach podszedł do pełniącego wartę Ricka.

- Jak pogawędka z koliberkiem? - zaczął Rick.

- Nie potrafię jej przykleić do jakiegokolwiek wydarzenia z mojego życia - kreślił zygzaki na piasku.

- Już sobie zapewniła sympatię połowy grupy.

- Skubana. Jestem pewien, że skądś ją znam.

- To znaczy skąd?

- Nie wiem Rick. Nigdy wcześniej jej nie widziałem na oczy.

- Miałeś jakieś pranie mózgu czy co? Przecież to prawie niemożliwe, abyś kojarzył kogoś nieznajomego.

- Nie wiem o co chodzi, Rick. Ciesz się, że nie jesteś w mojej sytuacji.

- Powiedziała ci chociaż cokolwiek o sobie?

- Jest kłódką zamkniętą na klucz. Może gdybym prędzej nie był dla niej taki oschły to pewnie coś by mi napomknęła.

- Tego nie wiesz.

- Wierzysz w jej historię o matce?

- Maggie mi przekazała wszystko, słowo w słowo. Nie wiem, wydaje mi się to wiarygodne.

- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.

- Przestań - odparł przez uśmiech - nie wydaje się być taka zła, zresztą, jeśli faktycznie okazałaby się kłamcą i tchórzem, to twoje szanse na znanie jej wcześniej byłyby raczej marne.

- Heh, masz rację - odparł kusznik i położył się spać.



- Wstawajcie szybko! - obudził ich głos Glenna, który pełnił wartę jako ostatni - Musimy stąd spadać!

Oczom wszystkich ukazało się stado idące przez gęstwiny lasu. Wszyscy czym prędzej pozbierali swoje manatki. Aileen na widok tak wielu szwendaczy przypomniała sobie o galerii.

"To nie czas na panikę" - pomyślała i pobiegła za resztą.

Grupa wybiegła z powrotem na szosę.

- Jakim cudem w ciągu jednej nocy tak wiele ich tutaj przybyło?! - krzyczała Sasha.

- Nie wiem, to istna zagadka - odpowiedział jej Rick.

Przedzierali się przez szwendaczy. Cięli ich, przebijali im głowy. Aileen nie miała żadnej broni. Po prostu trzymała się pośrodku grupy. Nagle jeden ze szwendaczy złapał ją za rękę. Szamotała się, próbowała uwolnić się z uścisku.  Nic to nie dało. Nie miała niczego, co pomogłoby jej wyswobodzić się ze zgniłych dłoni. Wtem, w głowę szwendacza wbiła się strzała. Upadł bezwładnie. Spojrzała przed siebie.

- Biegnij! - krzyknął Daryl. Ruszyła przed siebie. Maggie podbiegła do niej i przekazała jej do rąk mały nóż kuchenny.

- Dasz sobie z nimi radę, szybko! - chwyciła ją za prawą dłoń i pociągnęła za sobą.

Krew się lała strumieniami. Każdy ociekał czerwoną cieczą, szwendaczom nie było końca. Po czasie wszyscy zaczęli opadać z sił,a to był przecież dopiero poranek.


Koniec trzeciego rozdziału.😀

Gwiazdki mile widziane. 💫

Pozdrawiam!🙌

Koliber | TWD✔Where stories live. Discover now