Po krótkiej chwili odsunęła się od niego powoli. Patrzyła na niego zaskoczona. On, nadal będąc w kuckach, uśmiechnął się.
- Czy to ma znaczyć, że mnie zaakceptowałeś? - zapytała.
- To mało powiedziane - odparł. Podniósł dłoń i niezdarnie próbował założyć jej włosy za ucho.
- Tak, wiem. Nie jestem zbyt dobry w tych sprawach - wykrzywił usta w grymasie.
- To nie szkodzi - odrzekła - ja też nie.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Jednak da się zmiękczyć serce takieeeemu twardzielooowi - przeciągnęła ostatnie słowa.
- O zgrozo - zamknął dłoń w pięść i uniósł wzrok. Zaśmiała się. Nagle przypomniała sobie o mamie. Chciałaby, aby tu z nią była. By była bezpieczna. Uśmiech zszedł z jej twarzy.
- Co ci jest, koliberku? - do jej oczu podeszły łzy. Powstrzymała je, lecz jej oczy się szkliły. Popatrzył na nią smutnym wzrokiem. Nie wiedział, jak ma się zachować w takiej sytuacji.
- Psst - spojrzał w stronę drzwi - przytul ją - wyszeptał Tyreese i zniknął za futrynami. Aileen tego nie słyszała. Patrzyła tylko beznamiętnie w dal. Daryl zawahał się przez chwilę.
"A co, jeśli mnie odrzuci?" - przemknęło mu przez głowę. Znów spojrzał w stronę drzwi, lecz nikogo tam nie było. Musiał działać na własną rękę.
Wstał i usiadł na łóżku obok dziewczyny. Nieporadnie objął ją rękami i uścisnął. Z oczu Aileen popłynęły łzy. Wtuliła twarz w jego lewe ramię i umieściła dłonie na skrzydłach. Badała teksturę materiału.
- Należą ci się - powiedziała.
- Tobie też wyrosną - odparł - ale o wiele okazalsze, bo nie będą sztuczne, tak jak moje.
Tulił ją dalej. Podobało mu się to.
Wpadła na pewien pomysł.
- Mogę zawrzeć z tobą umowę - wyprostowała się i spojrzała na jego twarz. Patrzył zaciekawiony.
- Codziennie mogę ci zdradzać jeden fakt o sobie, ale - uniosła palec wskazujący - musisz sobie na to zasłużyć.
- Nie dość, że mamy koniec świata, to na dodatek mam sobie zasłużyć na jakąś informację o tobie - lekko się obruszył - i niby skąd mam wiedzieć, że zasłużyłem na wzmiankę o tobie? - zwątpił.
- Urodziłam się w Spartanburgu - uśmiechnęła się - widzisz, dzisiaj zasłużyłeś - odparła.
- W Spartanburgu? - odparł zaciekawiony - urocze miasteczko.
- Byłeś tam kiedyś?
- Tak, ale z dwadzieścia lat temu jak nie więcej. Teraz zapewne wygląda zupełnie inaczej.
- Zapewne - powtórzyła. Siedzieli chwilę w milczeniu.
- Pozwól, że dokończę ubieranie poduszek w poszewki - wskazała pościel - i tak jest już dostateczne wymiętolona - natychmiast wstał i poprawił wygniecioną kołdrę. Zachichotała.
- Pójdę odnaleźć Ricka. Może znalazł coś ciekawego - przytaknęła mu i wróciła do ubierania pościeli.
Aileen wyszła z pomieszczenia sypialnego na korytarz. Usłyszała krzątanie się ludzi w pokoju kuchennym.
- Chodź do nas, Sasha próbuje ugotować kalafiora! - śmiała się Maggie - Trochę ci to nieudolnie idzie, wiesz?
- Cicho tam! Musze się skupić! Nigdy nie robiłam kalafiora! - pogroziła widelcem, a wszyscy wybuchnęli śmiechem, włącznie z Aileen. Podeszła do reszty i stanęła pomiędzy Beth i Carlem.
- Jak można nie wiedzieć, jak gotuje się kalafiora? - zapytał Carl.
- Myślisz, że to takie proste? No to zapraszam! - uniosła ręce w geście poddania się, a Carl stanął przy kuchence. Wszyscy obserwowali jego poczynania. Co jakiś czas wbijał widelec, by sprawdzić, jak bardzo jest już miękkie warzywo.
- A żeby ci się rozmiękczył - mruknęła pod nosem Sasha, a Michonne zakryła usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem. Po niedługiej chwili odcedził kalafiora od wody i wyłożył na talerz. Każdy wziął do ręki widelec i zanurzył go w warzywie.
- O cholerka, on jest naprawdę dobry - odparł Rick.
- Jasne jasne, mówisz tak, bo to twój syn - skwitowała Sasha.
- Nie nie siostra - Tyreese włożył do buzi drugą porcję kalafiora - to jest serio dobre.
Sasha wtopiła swój sztuciec w warzywie i włożyła kawałek do ust. Żuła przez dłuższą chwilę, jakby chciała wyczuć każdy smak zawarty w kalafiorze. Po minucie odłożyła widelec i spojrzała wymownie na chłopaka.
- No dobra dobra, wygrałeś - zrobiła zniecierpliwioną minę, a reszta wybuchnęła śmiechem. Aileen nagle spostrzegła, że wśród nich nie ma Glenna. Popatrzyła na Maggie. Zrozumiała.
- Bawi się z Judith, nie potrafił się doczekać, kiedy dorwie te małą, uroczą istotkę - dziewczyna pokiwała głową dając znak, że rozumie.
- Skąd nauczyłeś się przyrządzać kalafiora? - spytał Tyreese.
- Ugotowanie kalafiora przecież nie jest trudne - odrzekł - wrzątek, widelec, garnek. Mama mnie kiedyś nauczyła - spojrzał na ojca - tęsknię za nią - odparł. Aileen wiedziała, jak on się czuje.
- Carl, możesz nam zrobić więcej kalafiorów? - zapytał Daryl.
- Już się robi, ale nie myślcie sobie, że zostanę tutaj kuchareczką. Ja tylko na dzisiaj, na pół etatu.
Wszyscy zasiedli do stołu i rozmawiali. Aileen postanowiła pomóc Carlowi w gotowaniu kalafiorów. Stwierdziła, że szybciej pójdzie im w dwójkę, a poza tym czuła, że musi z nim porozmawiać. Chciał zacząć mówić, lecz chłopak ją uprzedził.
- Słuchaj, chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie tam, na szosie. To było głupie, przepraszam - mówił wbijając widelec w warzywo.
- Nic się nie stało, w końcu boisz się o własną rodzinę.
- Została mi tylko ona i tata, mamy już nigdy nie zobaczę - spojrzała na niego, lecz jego oczy wcale się nie szkliły. Pogodził się ze śmiercią swojej rodzicielki, to było widać.
- Rozumiem cię, sama już nie mam mamy, nie dałam rady jej ochronić, a taty nigdy nie poznałam. Mama mawiała, że odszedł nim się urodziłam, lecz zawsze zastanawiało mnie fakt, iż nigdy nie odwiedziliśmy jego grobu - spojrzał na Aileen. Zauważył, że powiedziała to niemalże bez uczuć.
- Nie tęsknisz za nim? - odparł.
- Nie mogę tęsknić za kimś, kogo nie znałam. Ciesz się z tego, że masz tak mocno kochającego cię ojca - pauza - przeprosiłeś go?
- Tak, choć myślałem, że spalę się ze wstydu - odparł - cała grupa uznała mnie za wariata, hah, kto by pomyślał, że zyskam ich sympatię z powrotem, gdy ugotuję kalafiora? - zaśmiali się.
- Faktycznie, chyba nikt.
Odcedzili kalafiory i wyłożyli je na stół. Aileen usiadła obok Maggie i Sashy.
- Beth, zaśpiewaj nam coś, żeby nam się lepiej jadło! - odparł Glenn, który dołączył do nich chwilę temu. Siedział z Judith na kolanach. Carl uśmiechnął się. Wiedział, że może im wszystkim zaufać, i że dziewczynce nawet włos z głowy nie spadnie. Rick zauważył jego entuzjazm i wyszeptał:
- Nareszcie, synu.
Kolejny rozdział za nami!🙌
Dość sympatyczny, nieprawdaż?💃
Pozdrawiam!💫
YOU ARE READING
Koliber | TWD✔
Fanfiction❝- Skubana. Jestem pewien, że skądś ją znam. - To znaczy skąd? - Nie wiem Rick. Nigdy jej przedtem nie widziałem na oczy.❞ Kiedy drogi się krzyżują, można spotkać wielu interesujących ludzi. Nawet takich, którzy wydają się nam znajomi, choć nimi nie...