~9~

1.6K 150 39
                                    


Niosła worek w stronę stosu. W oddali było słychać chlupot krwi ściekającej do rur. Daryl stał na szczycie. Aileen podrzuciła worek w górę, a on go złapał i położył na stabilnym podłożu. Dziewczyna wyciągnęła ręce do góry i zaczęła się wspinać.

- Ej ej ej zaraz chwila moment czekaj - powstrzymał ją - zamierzasz wynosić ciała w swoim wystrzałowym wdzianku?

Aileen spojrzała na swój strój.

- A co mam z nim zrobić?

- Nie zaglądałaś do komór?

- Jakich komór? - zdziwiła się.

- Chodź, pokażę ci - Daryl zszedł ze stosu. Popatrzył na nią przelotnie. Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.

- Sypialnia kryje sporo tajemnic - odparł niskim głosem kusznik. Dziewczyna odchrząknęła.

- Sprośne to nieco było - odparła przewracając oczami. Wkroczyli do pokoju. Daryl podszedł do łóżka po lewej stronie. Przesunął je, a drewniane nogi łóżka zazgrzytały. Pod spodem widać było uchwyt i kwadratowy zarys komory. Chwycił za niego i przeciągnął zasuwę w lewo. Oczom Aileen okazał się mały schowek, którym były buty, kilka koszulek, trzy pary spodni, bielizna wraz ze skarpetkami, bluza, sweter oraz kurtka. Na ściance schowka była tabliczka, na której widniał napis "Dorothy Brown".

- To są ubrania od jakieś kobiety - zauważyła - należą do rodziny Brown.

- Tak, błyskotliwa jesteś - zmierzyła go srogo - no dalej, ubierz je.

- Nie mogę ich ubrać, nie należą do mnie.

- Oj daj spokój, czy widzisz tu osobę, która nazywałaby się Dorothy Brown? - kiwnął ręką - Wybierz coś i to ubierz.

- Ale oni żyją, poza tym słyszałeś, jak ci dwaj nawoływali ciotkę i wujka Brown.

- To byli dwaj chłopcy, Ian i Logan, ciotka nazywa się Brenda, a wuj George. Zero wzmianki o dziewczynie imieniem Dorothy. Zakładaj, już - odrzekł nieco rozkazującym tonem. Aileen spojrzała na niego, po czym wyciągnęła ze schowka potrzebne jej ubrania.


Obrzucała teren oddalony od włazu o około 5 metrów. Pomysł wydawał się dobry, szwendacze nie powinny się zanadto zbliżać, bo woń żywego człowieka zostanie zagarnięta smrodem szczątek.

- I jak? Chyba jest ci wygodniej w tych łachmankach? - odparł Dixon uśmiechając się pod nosem, lecz nadal wysypując zwłoki.

- Szczerze przyznam - udawała, że się zastanawia - dziwnie jest mieć na sobie czyjś stanik i to w dodatku za mały - odwróciła się i zrobiła skwaszoną minę. Momentalnie parsknął śmiechem.

- Jeszcze jakieś negatywne uwagi? - powiedział z uśmiechem przez zęby.

- Powiem ci w sekrecie - podeszła do niego, palcem wskazującym pokazała mu, że ma się do niej schylić - że majtki strasznie mi się wrzynają - wyszeptała.

- O boooże - przeciągnął - twoje sekrety mnie intrygują doprawdy - ponownie parsknął śmiechem, Aileen podobnie - ale ogólnie, to jest lepiej?

- Tak tak, zdecydowanie - jej aktualny ubiór stanowiła koszulka w biało-czarną kratę, dżinsowa kurtka, czarne spodnie i jasnobrązowe buty trapery - choć będę tęsknić za cekinami - wydęła dolną wargę. Wróciła do wysypywania szczątek. On również chciał powrócić do czynności im powierzonej, lecz spojrzał na nią jeszcze raz. Zawiesił na niej wzrok przez dłuższą chwilę. Obserwował każdy jej najmniejszy ruch. Spostrzegła, że jej towarzysz nie kontynuuje aktywności. Chciała popatrzeć w jego stronę, lecz włosy przysłoniły jej widok. Odgarnęła je ręką, a ich spojrzenia się spotkały.

- Zasłużyłem dzisiaj? - zapytał cicho. Nie zrywała kontaktu wzrokowego. Chwilę stali w ciszy.

- Mama mawiała, że tata został pochowany w Shreveport'cie - odparła.

Zastanawiał się przez moment.

"Czy ta informacja może okazać mi się przydatna? - myślał - Shreveport?"

- Wszystko w porządku? - zapytała Aileen.

- Tak tak - odrzekł - próbowałem tylko sięgnąć pamięcią do miejscowości zwanej Shreveport, lecz nic mi to nie mówi - westchnął - nie możesz mi powiedzieć czegoś więcej?

- A-a - pokręciła głową - umowa to umowa.

- Dlaczego po prostu mi wszystkiego nie powiesz, tak na raz?

- Lubię patrzeć, jak się starasz, kiedy ci na czymś zależy, uroczy wtedy jesteś - odparła bez zastanowienia.

"Uroczy? Że niby ja?"- zdziwił się mocno.

- Te słowo pasuje raczej do jakichś gejuchów, ale na pewno nie do mnie - powiedział ze skwaszoną miną.

- Uroczy jesteś, kiedy się denerwujesz.

- Oj skończ już - pogroził jej palcem, a ona się roześmiała - nie jestem uroczy i nigdy nie będę.

- Tak sobie mów, uroczy - pauza - skrzydlaty - wymieniała - kuszniku.

Odwrócił się gwałtownie i złapał ją za ramiona.

- Chcesz, aby koliberkowi opadły piórka?

- Jeśli zrobisz z nich trofeum na ścianę, to z przyjemnością - odparła - uroczy Darylu - dodała, a na jego odpowiedź nie musiała długo czekać.


Cieplutki rozdzialik jak rogalik🥐

Pozdrawiam!🙌

Koliber | TWD✔Where stories live. Discover now