~4~

2.2K 178 19
                                    

- Nie dam rady jej ochronić! - krzyknął Tyreese biegnąc i trzymając w rękach małą istotkę. Ściskał ją kurczowo, nie mógł jej upuścić, nie wybaczyłby tego sobie. Carl, biegnący całkiem z przodu, odwrócił się i ujrzał Tyreese'a, który niemalże bezskutecznie odtrącał szwendaczy. Natychmiast zawrócił.

- Carl wracaj! - Rick stanął i nawoływał chłopaka. Michonne popchnęła go do przodu i uspokajała mężczyznę słowami, że jego syn da sobie radę. Wiedziała, że jest to płytkie pocieszenie, ale na daną chwilę nie potrafiła wymyślić lepszej otuchy. Carl podbiegł do Tyreese'a.

- Daj mi ją - powiedział i odebrał od czarnoskórego mężczyzny maleńką Judith. Carl mocno przytulił małą do siebie i skierował się w odpowiednim kierunku.

- Już nie potrafię dalej biec - oznajmiła Beth widocznie zdyszana.

- Szwendacze zaraz się przerzedzą, biegnij! - ponaglił ją Glenn. Zewsząd słychać było warczenie oraz pomrukiwanie. Odgłosy wciskały się coraz bardziej w umysły członków grupy. Niemal nie słyszeli siebie nawzajem. Tylko przeraźliwe warczenie. W pewnej chwili Sasha straciła kontakt z rzeczywistością. Ich jest za dużo. Za dużo. Stanęła. Chłopak trzymający maleństwo wpadł wprost na nią. Upadł, a Judith wyślizgnęła mu się z rąk. Uderzyła w betonem wyłożoną szosę. Jej krzyk i płacz był gwałtowny i piekielnie głośny. Wszyscy odwrócili się. Już niemal wydostali się ze stada, jednak lament małej Judith z powrotem zwrócił uwagę szwendaczy. Carl miał ochotę krzyczeć, lecz wiedział, że nie może tego zrobić. Aileen otwarła usta ze zdziwienia i przerażenia. To był impuls. Podbiegła do niemowlaka, wzięła go na ręce. Carl natychmiast wstał i chwycił za lewy rękaw cekinowej bluzy.

- Oddawaj mi ją! - wrzasnął. Dziewczyna oddychała szybko i płytko. Przestraszyła się go. Pomimo różnicy wieku, jego wzrost był porównywalny do wzrostu dziewiętnastolatki. Chwila ta zdawała się trwać wiecznie, mimo, iż w istocie panowała tylko kilka sekund.

- Nie mamy czasu, musimy się pospieszyć! - krzyknął Daryl i ruszył przed siebie, a za nim reszta grupy.

- Carl, uciekaj! - odezwał się poirytowany Rick.

- Dawaj mi ją i to natychmiast! - ryknął na Aileen jeszcze raz. Dziewczyna posłusznie oddała mu do rąk jego siostrę. Darła się wniebogłosy. Zasłonił jej buzię palcem wskazującym i środkowym. Ruszyli za Darylem.

Weszli z powrotem do lasu i przystanęli na małej polance. Rickowi puściły nerwy.

- Co to miało być do diabła?! - Carl odwrócił wzrok - Mogliśmy tam zginąć, nie wiesz o tym?!

- O co ci chodzi?! To moja siostra i muszę ją chronić za wszelką cenę! - wrzasnął na ojca. Grupa przypatrywała się tej kłótni, choć niektórzy udawali, że jej nie słyszą.

- Nic by się jej nie stało, gdyby Aileen ją trzymała w tym czasie! Ale ty oczywiście musiałeś się uprzeć, że to ty ją musisz wziąć na ręce!

- Tato, szlag mnie trafia, gdy ktoś nieznajomy trzyma kogoś tak bardzo mi bliskiego i ważnego! Zostaliśmy tylko w trójkę, nie rozumiesz?! Nie pozwolę, by ktoś zrobił jej krzywdę! - Michonne złapała go za przedramię.

- Przestań - szepnęła mu na ucho. Udawał, że tego nie słyszał.

- A kto tu mówi o robieniu krzywdy?!

- Znasz tę dziewuchę jeden cholerny dzień i już jej ufasz, ha? - kiwnął brodą w jego stronę - A może nie przywiązujesz do Judith tak wielkiej wagi, w końcu nawet nie wiesz czy to tak naprawdę twoja córka! - w jego oczach świdrowała niewypowiedziana złość.

Grupa wstrzymała oddech. Napięcie sięgnęło zenitu. Aileen nie znała zbytnio sytuacji panującej między liderem grupy a jego synem, jednak czuła, że Carl przesadził, a na dodatek wiedziała, że ta kłótnia to jej wina.

Rick cofnął się o krok. Opuścił głowę. Słowa syna trafiły go jak kula prosto w serce. Odwrócił się i usiadł tyłem do wszystkich pod jednym z drzew. Łza spłynęła po jego policzku.

Michonne złapała Carla za ramię.

- Odbiło ci do reszty? - powiedziała - Takie rzeczy do ojca mówić? - była wyraźnie rozczarowana.

Zmierzył ją wzrokiem. Pociągnął za ramię wyswobadzając się z jej uścisku. Podszedł do Aileen. Spojrzał jej prosto w oczy. Chłopak ją przerażał.

- Trzymaj się z dala od mojej siostry, rozumiesz?

- Carl! - skarciła go czarnoskóra.

- Tak tak, rozumiem - wziął od Tyreese'a Judith i odszedł w przeciwnym kierunku do jego ojca nie rozglądając się wokoło. Oparł się o drzewo i zaczął sprawdzać każdy skrawek ciała małej dziewczynki. Stwierdził, że wszystko z nią w porządku, miała tylko drobne rozcięcie na czółku. Gruby koc i kilka szmatek, którymi była owinięta zamortyzowały upadek. Głaskał ją delikatnie po główce.

- Młodszego od siebie się boisz, koliberku? - odparł Daryl, kręcąc głową. Ukryła twarz w dłoniach.

Wszyscy wędrowali w milczeniu. Aileen miała dość. Kolejna osoba nie chce jej w tej grupie.

"Miałam stać jak kołek i nic nie zrobić? Wtedy nie miałby do mnie pretensji?" - rozmyślała.

- Jak się trzymasz? - zagaiła Maggie. Dziewczyna spojrzała na brunetkę. Jej wzrok mówił wszystko.

- Rezolutny chłopak? - pauza - Nigdy nie widziałam bardziej przerażającego nastolatka.

Maggie nie odpowiedziała na jej wypowiedź.

- Carl, tak jak już mówiłam, sporo przeszedł. Jest młody, nie chce zostać całkiem sam. Może jeszcze cię nie zaakceptował, ale zobaczysz, zrobi to.

- Jeśli przy okazji kusznik by się do mnie przekonał, byłabym w siódmym niebie.

- Potrzebują czasu, wszystko się ułoży.

Aileen spojrzała na Carla idącego kilka metrów przed nią. Niósł małą przez cały czas.

"Trzeba było jej nie próbować ratować i zostawić ją na drodze, lepiej by to wyszło" - pomyślała.

Koliber | TWD✔Where stories live. Discover now