~17~

1.2K 112 48
                                    

Patrzyła na kartkę, a jej oczy zdawały się rozwierać coraz bardziej.

- C-Co? N-Nie... To nie może być prawda! - zgniotła papier w kulkę i rzuciła go w odległy kąt pomieszczenia. Spojrzał na nią ze współczuciem.

- Aileen, ja nie przypuszczałem, że mogę...

- Nie jesteś moim ojcem! - krzyknęła przerywając mu - Moim ojcem był Lary, ty nim nie jesteś!

- Słuchaj, koliberku, j-ja rozumiem, że to może być dla ciebie szok, ale...

- Ale co?! Wybij to sobie z głowy! Nie jesteś moim ojcem i nigdy nim nie będziesz rozumiesz?! - pogroziła mu palcem, jej oczy się zaszkliły.

- Aileen, fakty mówią same za siebie... - próbował być spokojny, lecz wiedział, że jeszcze chwila i wewnętrznie eksploduje.

- Jakie fakty?! Ty to nazywasz faktami?!

- Posłuchaj mnie! - wrzasnął i złapał ją za ramiona - nigdy nie widziałaś swojego ojca, matka zatuszowywała przed tobą jego przeszłość, podała ci odległe miejsce jego domniemanego miejsca spoczynku, a i sam jestem pewny, że rozmawiałem z osoba o imieniu Magyarka!

- Tak?! A jesteś tak samo pewny, że przedupiłeś się z osobą o tym samym imieniu?! - zapytała z krzykiem. Zamyślił się.

- Nie, tego nie jestem pewny na sto procent... - powiedział cicho.

- Otóż właśnie! Więc przestań z tymi chorymi urojeniami! Tak naprawdę więzi rodzinne są w tym czasie nieważne! - spojrzał w jej oczy - Prędzej czy później i tak wszyscy skaczą sobie do gardeł i wzajemnie się wyrzynają! wykrzyczała.

- Więzi rodzinne nie są ważne?! Ciekawe w takim razie dlaczego tak często wspominasz o swojej matce i twojej tęsknocie do niej! Czyż to nie jest jedna z silniejszych więzi rodzinnych? - spytał, z jej oka spłynęła po policzku pojedyncza łza - Aileen, możesz być moją córką, nie rozumiesz tego? Możesz być moją jedyną krewną, jaka mi została! - powiedział ze smutkiem.

- Nie - odrzekła natychmiast Aileen - nie chcę być twoją krewną pokroju ojciec-córka! Chcę być twoją... - zawiesiła głos. Nie potrafiła tego powiedzieć głośno.

- Wiem, wiem - odparł Daryl.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

- Ej! Wyłaźcie stamtąd! Słuchajcie znaleźliśmy coś fajnego, chodźcie zobaczyć! - rozpoznali głos właściciela colt'a python'a.

- Zaraz wyjdziemy - odparł kusznik. Puścił Aileen i podszedł do drzwi. Wyciągnął patyk z zamka i przekręcił klamkę do normalnego stanu. Wyszedł, a cekinowa kroczyła tuż za nim. Michonne głową wskazała im pokój, do którego mają się skierować.

W pokoju na bibeloty znajdowali się wszyscy członkowie grupy. Stali wokoło Ricka, który trzymał w dłoniach jakiś płaski przedmiot. Daryl podszedł bliżej, rozpychając się nergicznie łokciami pomiędzy Maggie i Glenn'em. Koreańczyk syknął i dotknął bolącego miejsca.

- Kurde facet, ale nie w szczepionkę - odparł i rozmasował przedramię.

- I co ty na to? - zapytał Rick, a Daryl pochwycił kartkę papieru w dłonie. Studiował ją wzrokiem.

- To mapa najbliższych terenów - powiedział sam do siebie - nawet są pozaznaczane hangary i większe markety, ciekawe - odwrócił blankiet na drugą stronę, skrzywił się na widok pustej strony. Jego uwagę przykuł napis miejscowości, która znajdowała się o dziesięć kilometrów od schronu. - Spartanburg - wyszeptał.

- Co powiedziałeś? - spytał Carl.

- Nie nie, nic nic. Czy mógłbym prosić Aileen na słówko? - odrzekł lekko zmieszany i nie czekając na odpowiedź złapał dziewczynę za rękę i wyszedł z nią z pomieszczenia - To jest nasza szansa!

- Jaka znowu szansa? - zapytała cekinowa ze smutkiem w głosie.

- Powiedz mi, urodziłaś się w szpitalu w Spartanburgu?

- Jezuuu to dalsza część wywiadu? - przeciągnęła pierwszy wyraz.

- Tak czy nie? - nie odpuszczał.

- No tak, urodziłam się właśnie tam.

- A więc załatwione. Jutro o świcie ruszamy do Spartanburga.

- Co? Ale dlaczego? - Aileen nie kryła zirytowania.

- Znajdziemy twój akt urodzenia i..

- I co?! Liczysz na to, że znajdziesz tam swoje imię i nazwisko?! - podniosła głos, lecz nie chciała, by reszta grupy dowiedziała się o ich odkryciu.

- Potrzebuję potwierdzenia Aileen.

- Na co?! Na to, że przeleciałeś własną córkę?! - jej oczy wściekle świdrowały - Że jesteś debilem, a nie prawdziwym ojcem?! Serio chcesz mieć tego potwierdzenie na papierze?! Skoro tak dobrze by ci było w roli ojca, to gdzie byłeś przez całe moje życie?! - nie zahamowała się ani na chwilę - A może cię nie było obok mnie przez całe moje dziecięce życie, bo po prostu nie jesteś żadną moją rodziną?!

- Twierdzisz, że to wszystko to zwykły zbieg okoliczności?! Że to przypadek, że Lary Doxind to anagram do mojego imienia i nazwiska?!

- Tak, tak właśnie twierdzę - uspokoiła on głosu i spojrzała na otwarte drzwi pokoju na rzeczy wartości sentymentalnej. Zauważył to i zrozumiał jej obawę.

- Spokojnie, niczym nie chlapnę póki nie będę pewny.

- Super - syknęła wściekle.

Udał się do pomieszczenia, Aileen została na zewnątrz.

- Jutro, gdy tylko wzejdzie słońce, udajemy się z koliberkiem do Spartanburga.

Wszyscy wymienili spojrzenia. Rick był zmieszany.

- Ty i Aileen? Znaczy się ciebie to ja rozumiem, ale ona? Dzisiaj ledwo uszła z życiem, a jutro macie iść na wypad? - zapytał zdziwiony lider grupy ściszając głos.

- Nic jej się przy mnie nie stanie - zapewnił Daryl. Rick spojrzał na Carla, ten wzruszył ramionami. Popatrzył na Maggie i Glenna, odwrócili głowy, by nie spotkać jego wzroku. Rzucił okiem na mapę, poczym podał ją kusznikowi.

- A więc o świcie - odparł.

- Dzięki, Rick - Daryl pochwycił mapę i wyszedł, podszedł do Aileen, otworzył usta, by coś jej powiedzieć, lecz uprzedziła go.

- Tak wiem, jutro o świcie - odparła zniechęconym tonem. Ominęła mężczyznę i wtargnęła do łazienki. Rozebrała się. Weszła pod prysznic. Puściła strumień wody na najmocniejszą, a zarazem najgłośniejszą wartość. Osunęła się na kafelkach, a jej łzy mieszały się z zimną H2O spływającą po jej trzech ranach po konfrontacji z pumą.



Koniec kolejnego rozdziału!😀

Czekam na komentarze, zawsze dostaję po nich porządnego "kopa"!📖

Gwiazdki również mile widziane!💫

Pozdrawiam!🙌

<Życzę Wam udanego Sylwestra!🎆🎇🎊🎉>

Koliber | TWD✔Where stories live. Discover now