~10~

1.8K 159 9
                                    

- Mogę ci pozwalać mnie uciszać w ten sposób - odparła, jej wargi były wilgotne. Uniósł prawy kącik ust. Patrzyli na siebie. Żadne z nich nie chciało oderwać wzroku.

"Jezu, co oni tyle tam robią" - myślał Rick wchodząc po drabinie z workiem. Dostał niemałą reprymendę od syna, a po krótkiej rozmowie odbytej z Glennem i Maggie uświadomił sobie, że musi nieco odpuścić Darylowi, mimo iż w dalszej części był na niego zły, i że zabolały go jego słowa. "Mieli po nie przyjść już z pół godziny temu."  Rick zamachnął się i położył worek przy ujściu włazu. Wspiął się na najwyższe szczeble drabiny i wynurzył swoją twarz na powierzchnię.

- Ej, przyniosłem wam - urwał zdanie w połowie - worek - ujrzał ich całujących się nawzajem - osz ty skubańcu - powiedział sam do siebie, uśmiechnął się i ponownie zanurzył swą głowę w otchłani schronu. Na dole stosu stali wszyscy członkowie grupy.

- I co? Mieli jakieś problemy? - zapytała Maggie. Rick się roześmiał.

- Wręcz przeciwne - pokazał zęby w uśmiechu, dłonie miał na biodrach - skurczybyk - wyszeptał i odszedł w stronę pokoju łazienkowego, gdzie czekały na niego kolejne miski wypełnione czerwoną substancją o metalicznym zapachu. Maggie spojrzała porozumiewawczo na Michonne, a ta wydęła dolną wargę i pokiwała głową twierdząco. Maggie zachichotała.

Odsunęli się od siebie. Dziewczyna się zarumieniła i powróciła do wysypywania szczątek.

- A to co tu robi? - zapytał - O szlaag - przedłużył i się uśmiechnął - chyba Rick złożył nam nieoczekiwaną wizytę.

- Niczym hydraulik oznajmujący, że zaraz nas zaleje, bo sąsiadowi pękła rura - odparła całkowicie poważnie. Odwrócił się powoli i położył ręce na biodrach z pytającą miną.

- Co ty masz w głowie? - powiedział śmiejąc się.

- Cekinowe miasteczko - odparła nawet na niego nie spoglądając - widzisz, mówiłam, że będę tęsknić za tymi błyskotkami.

- Upłynęło piętnaście minut!

- Chciałeś raczej powiedzieć półtorej godziny - oboje odwrócili się w stronę, z której usłyszeli głos. Michonne opierała się o metalowy właz, w połowie będąc jeszcze w środku.

- Jak długo...?

- Chwilkę, ale to wystarczyło - uniosła kąciki ust - chodźcie po worki, trochę się ich tam zebrało - po czym zniknęła w otchłani włazu.

Stos znacznie się zmniejszył, jednak nadal przeszkadzał w dostaniu się do drabiny. Worki były składowane tuż obok niego. W całym schronie niemiłosiernie śmierdziało zgniłym mięsem. Wszyscy byli wykończeni.

- Skończmy na dzisiaj - odrzekła Maggie mokra z wody i krwi. Spojrzała na swą siostrę, której przypadło rozkawałkowywanie denatów. Jej ręce były w całości umorusane szkarłatną, a wręcz brązową posoką, a gdzieniegdzie brunetka zauważyła drobne kawałki szczątek. Sasha wraz z Michonne i Carlem wyglądali podobnie. 

- Zgadzam się - zatwierdził jej propozycję Rick - daliśmy z siebie wszystko, zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Zjedzmy coś, umyjmy się i zaśnijmy głębokim snem.

- Odpuśćmy sobie dziś gotowanie, niech każdy weźmie konserwę i się nią uraczy - zakomunikował Tyreese, a grupa na to przystanęła. Udali się do pokoju kuchennego i rozdzielili między sobą puszki z pożywieniem. Aileen trafiła się cieciorka konserwowa. Z trudem powstrzymała grymas niezadowolenia. Usiadła w kącie pomieszczenia. Otworzyła wieko konserwy i zanurzyła widelec w malutkich warzywkach. Pogryzła bardzo powoli cieciorkę.

"Smakuje ci, smakuje ci Aileen..." - powtarzała w myślach. Nie chciała grymasić w trakcie nieszczęścia, które nawiedziło świat. Poczuła szturchanie jej lewej stopy. Uniosła głowę.

- Coś ciężko ci idzie jedzenie tej surowizny - powiedziała mulatka trzymając w ręku konserwę z jakimś warzywem strączkowym - tylko nie mów, że ci to smakuje, bo twoje miny ewidentnie ukazują twój stosunek do cieciorki - zamrugała szybko oczami i usiadła obok Aileen.

- Tak, to prawda. Na samą myśl o cieciorce mam ochotę wymiotować.

- Wymieńmy się - zaproponowała - przepadam za cieciorką!

- Serio?! - zdziwiła się mocno - O fuuuj - wykrzywiła twarz i czym prędzej dokonała rotacji z czarnoskórą.

- Jezu niebo, po prostu niebo - trwała w błogostanie - kocham cieciorkę.

- Sasha? - powiedziała pytającym tonem.

- Hmm? - odparła mając usta wypełnione po brzegi warzywem.

- Chcę ci tylko powiedzieć, że twój kalafior na pewno byłby przepyszny - odrzekła i wzięła do buzi zielone kuleczki.

- Nigdy nie miałam głowy do gotowania - odparła lekko się śmiejąc - Carl musi mi dać korepetycje, i to koniecznie - postanowiła zmienić temat, ściszyła głos - słyszałam o twoich amorkach z Darylem - uniosła dwa razy znacząco brwi. Aileen spłoniła się.

- Jezu, Sasha - szturchnęła ją w ramię, z jej puszki wyleciało kilka sztuk groszku.

- Spokojnie spokojnie, i tak już wszyscy wiedzą - Koliber zasłonił dłonią twarz w geście facepalmu - niezła jesteś, w ciągu kilku dni rozkochać w sobie największego zawadiakę w grupie no no no... musisz mieć w sobie coś wyjątkowego, co przyciągnęło jego uwagę - zerknęła do konserwy i posmutniała na widok kilku ostatnich cieciorek na dnie.

- Nie jestem wyjątkowa - odparła - jestem raczej niezłą trzęsidupą.

- Aj tam gadasz - kiwnęła ręką - w końcu sama zgłosiłaś się do zrewidowania otchłani otworu w lesie.

- Tak, a w rzeczywistości czułam duszę na ramieniu - odrzekła i skonsumowała resztę zielonego groszku. Po zjedzeniu Sasha wzięła swoją pustą konserwę oraz jej i wyrzuciła do worka na śmieci. Aileen wstała ze swojego miejsca i zaklepała sobie najbliższy wolny prysznic. Czekając podeszła do tablicy informującej o posiadaczach bunkra. Wtem ze zbrojowni wyszedł Daryl i ujrzał ją stojącą bokiem lustrującą każdą literkę. Nie spojrzała na niego, lecz zaczęła zdanie.

- Jesteś nadal zły na Ricka? - odrzekła bez zająknięcia. Zamknął drzwi zbrojowni i stanął przed nimi.

- Już nie aż tak bardzo, a czemu pytasz?

- Uważasz, że postąpił źle?

- W jakim sensie?

- Za późno otworzył właz? Zrobiłbyś to szybciej prawda?

- Dlaczego mnie o to pytasz właśnie teraz? Skąd w ogóle...

- Odpowiedz mi, proszę - przerwała mu i spojrzała na niego - otworzyłbyś właz od razu?

- Nie nie - podszedł do niej - to nie tak - owszem, uważam, że Rick postąpił źle, ale - pauza - ja wcale nie otworzyłbym włazu - wbiła w niego wzrok.

- Ale dlaczego? - nie dowierzała w to, co mówi.

- Nie lubię intruzów.

- Tacy ludzie to nie intruzi, to przecież właściciele danego obszaru.

- Intruzi to także takie osoby, które mimo tego, że wchodzą na swój własny teren, są tam nieproszone - odszedł w stronę pokoju na rzeczy wartości sentymentalnej.

Nie zrozumiała jego przekazu.

" Intruzi to także takie osoby, które mimo tego, że wchodzą na swój własny teren, są tam nieproszone?" - powtórzyła w myślach.

- Aileen! Wolne! - zawołał Glenn, a ona ruszyła w stronę łazienki.

Dziesiąty rozdział za nami!✨

I jak?🙏

Pozdrawiam!🙌

Koliber | TWD✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz