~19~

1.1K 108 37
                                    

Wlokła się za nim. Czuła, jakby życie z niej ulatywało i rozpływało się w powietrzu. Ręce bezwładnie obijały się o jej ciało. Odkąd ruszyli w drogę powrotną, mężczyzna nie odezwał się do Aileen ani razu. Próbowała zmusić go do odpowiedzi, lecz nic to nie dawało. Wędrówka wydłużyła się do pięciu godzin. Z każdym krokiem dziewczyna coraz to bardziej zwalniała. Stanął.

- Pospiesz się - ponaglił ją. Dzieliło ich około pięć metrów.

- Staram się jak mogę, okej? - powiedziała zniecierpliwiona.

- To trwa dłużej niż powinno - nie odpowiedziała, przyspieszyła kroku. Stanęła tuż obok niego.

- Zadowolony? - zapytała krzywiąc się. Spojrzał na nią przelotnie, wywrócił oczami i ruszył dalej. Ścisnęła palcem wskazującym i środkowym nasadę nosa powstrzymując łzy.

Otworzył właz.

- Kto im powie? - zapytał, kiedy położyła lewą stopę na pierwszym szczeblu drabiny. Zacisnęła dłonie na bokach. Przymknęła oczy.

- Serio to dla ciebie takie trudne? Straciłaś matkę, ale zyskałaś ojca, nie cieszy cię to? - gwałtownie podniosła głowę.

- Nie masz prawa wypowiadać się na temat moich rodziców!

- Chyba tylko matki - stwierdził błyskawicznie. Łzy pociekły po jej policzkach, czym prędzej zaczęła schodzić po drabinie. Nos jej się zapchał, zaczęła oddychać przez usta. Zeskoczyła z ostatnich szczebli, grupa usłyszała jej pochlipywanie. Wyszli z pomieszczeń na korytarz.

Dziewczyna ruszyła szybko przed siebie, ręką zasłoniła swoją twarz. Łzy niemalże same ciekły jej z oczu.

- Aileen, co się stało? - zapytała, lecz Cekinowa tylko ją wyminęła.

- Aileen - Carl złapał ją za przedramię, wyrwała się.

- Zostawcie mnie! Zostawcie mnie w spokoju! - krzyknęła i trzasnęła drzwiami zbrojowni.

Daryl zszedł z drabiny. Spojrzał na twarze członków grupy.

- Co jej się stało? - zapytał Rick kiwając głową. Daryl zmierzył go wzrokiem.

- Musi pogodzić się z nową rzeczywistością - odparł nie wyjaśniając.

- Jaką rzeczywistością? - spytała Maggie.

Spiorunował ją wzrokiem. Brunetce zadrżały wargi, opuściła głowę.

- No mów! - podniósł głos Glenn. Kusznik nie odezwał się ani słowem. Maggie straciła cierpliwość. Przewróciła oczyma i odwróciła się na pięcie.

Puk, puk, puk.

- Zostawcie mnie!

- Aileen, to ja, pozwól mi wejść.

Nie usłyszała odpowiedzi, lecz uznała, iż to lepsze niż jawny protest. Pociągnęła za klamkę i powoli otworzyła drzwi. Ujrzała dziewczynę opartą o ścianę z podkurczonymi nogami i oplatającymi je rękami. Kurtka była mokra na rękawach. Domyśliła się. Usiadła obok niej. Plecy Aileen co jakiś czas podskakiwały od płaczu. Złapała ją za przedramię i powoli starała się opuścić jej rękę. 

Po chwili oporu, Aileen odsłoniła swą twarz i wyprostowała nogi w kolanach. Jej twarz była skąpana w przezroczystej cieczy. Patrzyła przed siebie, nie poruszała tęczówkami. Cały czas na wprost.

- Wmówił sobie, że jest moim ojcem - zaczęła, a głos jej się załamał, Maggie zasłoniła usta. Nie spodziewała się tego.

- Ale jak to wmówił? - zapytała cicho. Przełknęła ślinę.

- Twierdzi, że fakty mówią same za siebie, ale to nieprawda! - podniosła głos, uderzyła pięścią o posadzkę - Nie uwierzę w to! Wiem kto jest moim prawdziwym ojcem, i to z pewnością nie jest on! - wykrzyczała.

Stojący na korytarzu odwrócili głowy i skierowali wzrok na zbrojownię. Oniemieli. Rick zwrócił się do Daryla. Zakasłał z nerwów.

- Ojcem? - powiedział pytając.

- Ta, ojcem - popatrzył kpiąco na lidera. 

Wkroczył do łazienki zostawiając grupę w osłupieniu.

"Ojcem?" 

"Jej tatą?" 

"To niemożliwe" 

"Jak to"

"Ja pierdolę" 

"To chore" 

"O boże, a oni..." 

"Biedna Aileen" - szepty wypełniły cały schron.

~•~•~•~

Chwyciła jego dłoń w swe śródręcze.

- Skarbie, wszystko będzie dobrze, minęło dopiero kilka dni, wydobrzejesz - odparła kobieta o silnym głosie. Zamrugał dwa razy i udał się do krainy snów. Ścisnęła jego prawą dłoń. Zostawiła całusa na jego czole. Wyszła, zamknęła drzwi za sobą. Zeszła po schodach na dół. Palcami dotykała chropowatej powierzchni podgniłej pod spodem tapety w czerwone chryzantemy. Stanęła w progu kuchni, w której panowała szarawa biel. Spojrzała na mężczyznę siedzącego przy stoliku. Opierał ręce na dłoniach, łokcie miał zgięte i położone na blacie. Obok leżały staromodne okulary, które mężczyzna nosił na co dzień. Wyczuł obecność kobiety.

- Polepszyło się mu? - zapytał z nadzieją odsłaniając twarz. 

- Zamrugał - odpowiedziała.

Mlasnął.

- Nie przemienił się, to najważniejsze - odparła na zachętę. Założył swoje "drugie oczy" na nos.

- Obcinanie młodemu chłopakowi ręki przy pomocy siekiery nie było zajęciem przyjemnym.

- Wierzę.

- Zanim zostałem biznesmenem, byłem drwalem, takim od drzew, nie od kończyn.

- Zrobiłeś to, co musiałeś zrobić - usiadła obok niego. Położyła głowę na jego ramieniu. Otulił ją ramieniem. - Ian wyzdrowieje, wierzę w to - odparła.

- Brendo, chciałbym, aby tak było - odrzekł - zanim zemdlał, mówił, że dotarli z Loganem do schronu. On wie jak tam się dostać. Bylibyśmy tam bezpieczni, mielibyśmy zapasy i wszystko czego potrzebujemy. Boże, oby do tego czasu nikt nie odnalazł schronu, bo inaczej - wyostrzył ostatnie zdanie, wymownie spojrzał na karabin Heckler&Koch HK426. Zrozumiała, co miał na myśli.

~•~•~•~

19 rozdział za nami!📖

A tak całkiem z ciekawości:

lubicie Aileen?🤷

Pozdrawiam!🙌

Koliber | TWD✔Where stories live. Discover now