~24~

1.2K 100 84
                                    

~•~•~•~

Minęła kolejna minuta, a Brenda i George nadal nie dali znaku życia.

- Dobra, wszyscy do wozów! Nadszedł czas, aby kogoś zajebać! - wrzasnął Negan.

Wsiadł do RV, a pojazd ruszył z piskiem opon.

  ~•~•~•~  

Daryl szedł na czele grupy. Mijał kolejny tydzień, odkąd opuścili schron.

Odkąd uciekali.

- Myślicie, że podąża za nami ten cały Negan? - postawiła retoryczne pytanie Beth.

- Na pewno szuka jakiegokolwiek tropu, który naprowadził go wprost do nas - odrzekł Rick przygryzając paznokcie.

- Przydałoby się gdzieś zatrzymać - napomknęła Maggie. Jej głos był smutny, nikły, pusty. Glenn otulił ją ramieniem.

Rick spojrzał na mapę, którą zabrał ze schronu.

- Przed nami miasto, może tam znajdziemy jakieś schronienie. 

- Jakie miasto? - zapytała Beth.

- Em... - przekrzywił mapę, by odczytać nazwę - Shreveport.

Daryl westchnął wściekle.

- Tak, jakbyśmy kurwa nie mogli trafić na jakieś inne miasto - syknął - jebany Negan, jebana Brenda, jebany George, jebane skurwysyńskie miasto - klął soczyście.

- Wyrażaj się! - podniosła głos "samurajka". Carl podbiegł do kusznika.

- Wiesz, ja też...

- Spadaj ode mnie - chłopak w kowbojskim kapeluszu usiłował mu coś powiedzieć, jednakże Daryl subtelnie dał mu znać, by zostawił go w spokoju - idź do ojca, pogadajcie o futbolu amerykańskim.

- Ale...

- Spierdalaj! - spiorunował go wzrokiem. Współczucie namalowało się na twarzy chłopaka. Jeo mięśnie szyjne naprężyły się, pragnął rzucić w niego ciętą ripostą.

- Nie odzywaj się w ten sposób do mojego syna! - podbiegł do nich właściciel colt'a python'a i trącił Daryla w ramię.

- Ty przynajmniej możesz powiedzieć, że go masz! - wykrzyczał, do jego oczu podeszły łzy - Że żyje, że przetrwał, a najważniejsze, że się urodził - podkreślił ostatni wyraz, wymienili spojrzenia. Rick pokręcił głową.

"Ja nie chciałem - pomyślał - tak mi przykro..."



Ich oczom ukazały się strzeliste budynki, a znak powitalny głosił: Witamy w Shreveport'cie!

- Zajebiście, tylko o tym marzyłem - warknął Daryl pod nosem, a ślepia członków grupy zwróciły się w jego stronę. Nikt niczego nie dopowiedział.

- Ruszajmy - Glenn kiwnął ręką wskazując drogę przed siebie. Ulice roiły się od szwendaczy, a smród stęchlizny zdawał się przebijać ich czaszki.

- Tam! - wskazał Koreańczyk - Kościół i cmentarz, nie widzę, żeby pomiędzy grobami chodzili ci popaprańcy, chodźmy tam! - zaproponował i bez czyjejkolwiek zgody zaczął biec przed siebie. Wyciągnął siekierę z paska i oczyszczał swoją drogę.

- Glenn, poczekaj! - krzyknęła Maggie, a po chwili pożałowała swojego uniesienia. 

Szwendacze zauważyli ich.

- Biegiem! - wrzasnęła Michonne, a reszta pognała śladem Glenna.

Ujrzeli go przed czarną, wysoką bramą, na której był wyrzeźbiony napis "Spoczywajcie w pokoju".

Koliber | TWD✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz