~•~•~•~
Minęła kolejna minuta, a Brenda i George nadal nie dali znaku życia.
- Dobra, wszyscy do wozów! Nadszedł czas, aby kogoś zajebać! - wrzasnął Negan.
Wsiadł do RV, a pojazd ruszył z piskiem opon.
~•~•~•~
Daryl szedł na czele grupy. Mijał kolejny tydzień, odkąd opuścili schron.
Odkąd uciekali.
- Myślicie, że podąża za nami ten cały Negan? - postawiła retoryczne pytanie Beth.
- Na pewno szuka jakiegokolwiek tropu, który naprowadził go wprost do nas - odrzekł Rick przygryzając paznokcie.
- Przydałoby się gdzieś zatrzymać - napomknęła Maggie. Jej głos był smutny, nikły, pusty. Glenn otulił ją ramieniem.
Rick spojrzał na mapę, którą zabrał ze schronu.
- Przed nami miasto, może tam znajdziemy jakieś schronienie.
- Jakie miasto? - zapytała Beth.
- Em... - przekrzywił mapę, by odczytać nazwę - Shreveport.
Daryl westchnął wściekle.
- Tak, jakbyśmy kurwa nie mogli trafić na jakieś inne miasto - syknął - jebany Negan, jebana Brenda, jebany George, jebane skurwysyńskie miasto - klął soczyście.
- Wyrażaj się! - podniosła głos "samurajka". Carl podbiegł do kusznika.
- Wiesz, ja też...
- Spadaj ode mnie - chłopak w kowbojskim kapeluszu usiłował mu coś powiedzieć, jednakże Daryl subtelnie dał mu znać, by zostawił go w spokoju - idź do ojca, pogadajcie o futbolu amerykańskim.
- Ale...
- Spierdalaj! - spiorunował go wzrokiem. Współczucie namalowało się na twarzy chłopaka. Jeo mięśnie szyjne naprężyły się, pragnął rzucić w niego ciętą ripostą.
- Nie odzywaj się w ten sposób do mojego syna! - podbiegł do nich właściciel colt'a python'a i trącił Daryla w ramię.
- Ty przynajmniej możesz powiedzieć, że go masz! - wykrzyczał, do jego oczu podeszły łzy - Że żyje, że przetrwał, a najważniejsze, że się urodził - podkreślił ostatni wyraz, wymienili spojrzenia. Rick pokręcił głową.
"Ja nie chciałem - pomyślał - tak mi przykro..."
Ich oczom ukazały się strzeliste budynki, a znak powitalny głosił: Witamy w Shreveport'cie!
- Zajebiście, tylko o tym marzyłem - warknął Daryl pod nosem, a ślepia członków grupy zwróciły się w jego stronę. Nikt niczego nie dopowiedział.
- Ruszajmy - Glenn kiwnął ręką wskazując drogę przed siebie. Ulice roiły się od szwendaczy, a smród stęchlizny zdawał się przebijać ich czaszki.
- Tam! - wskazał Koreańczyk - Kościół i cmentarz, nie widzę, żeby pomiędzy grobami chodzili ci popaprańcy, chodźmy tam! - zaproponował i bez czyjejkolwiek zgody zaczął biec przed siebie. Wyciągnął siekierę z paska i oczyszczał swoją drogę.
- Glenn, poczekaj! - krzyknęła Maggie, a po chwili pożałowała swojego uniesienia.
Szwendacze zauważyli ich.
- Biegiem! - wrzasnęła Michonne, a reszta pognała śladem Glenna.
Ujrzeli go przed czarną, wysoką bramą, na której był wyrzeźbiony napis "Spoczywajcie w pokoju".
CZYTASZ
Koliber | TWD✔
Fanfiction❝- Skubana. Jestem pewien, że skądś ją znam. - To znaczy skąd? - Nie wiem Rick. Nigdy jej przedtem nie widziałem na oczy.❞ Kiedy drogi się krzyżują, można spotkać wielu interesujących ludzi. Nawet takich, którzy wydają się nam znajomi, choć nimi nie...