Mniej niż sekunda

77 14 5
                                    

Adam patrzył to na żółtowłosą, to na drzwi, którymi Longin opuścił pomieszczenie. Zastanawiał się, czy to co się przed chwilą stało miało jakieś logiczne wytłumaczenie.

Kto tu był po czyjej stronie?

Dlaczego Longin prawie zastrzelił żółtowłosą, a mimo to po chwili wyszedł mając wszystko gdzieś?

A dziewczyna? Mało nie przebiła chłopakowi uda na wylot, by zaraz przynieść mu prowizoryczny bandaż?

To nie miało żadnego sensu, a Adam nie miał siły zagłębiać się w pogmatwane relacje swoich oprawców. Wciąż jedynym, co miało dla niego znaczenie było jego własne bezpieczeństwo. Tylko, że teraz zwątpił kogo powinien przekonywać, że nie stanowił zagrożenia. Po czyjej stanąć stronie?

– Idziesz przede mną – mruknęła Sally, przerywając rozmyślania Adama i jednocześnie podejmując za niego decyzję.

Brutalnie wypchnęła go przez drzwi. Adam potknął się o próg i poleciał do przodu, chroniąc się przed upadkiem wyciągniętymi rękami. Spodziewał się, że uderzy o ziemię, ale zamiast klepiska poczuł pod palcami ścianę – korytarz był zaskakująco wąski. Chłopak wyprostował się powoli i zrobił niepewny krok w lewo, badając nogą teren. Sally wpadła na niego z impetem i Adam ponownie uderzył w mur, czując na plecach przygniatający go ciężar dziewczyny.

– Kurwa – warknęła Sally, odpychając się dłonią od ściany.

Drugą ręką zapaliła latarkę, której promień zniknął w mroku kilka metrów dalej.

– Tam – wskazała.
Adam ruszył powoli, obserwując migotliwą plamkę światła, skaczącą po nierównej podłodze. W pewnym momencie latarka zgasła, a w ciemności dały się słyszeć niewyraźne przekleństwa dziewczyny, gdy zaczęła przeszukiwać torbę, by znaleźć zapasowe baterie. Adam wciąż posuwał się do przodu, aż natrafił stopą na schody. Ostrożnie się po nich wspiął, jedną ręką przesuwając po chropowatych cegłach, a drugą wyciągając przed siebie, dopóki jego palce nie dotknęły drzwi. Nacisnął na klamkę i oślepiło go słońce, wlewające się do piwnicy. Chłopak zamknął oczy i poczekał, aż spod powiek znikną mu kolorowe kropki, po czym podniósł wzrok.

Znajdował się na niewielkim placu, zbudowanych na planie kwadratu, który z każdej strony był otoczony walącymi się, kilkupiętrowymi kamienicami. Ramy okienne zaklejone nieprzezroczystą folią, drzwi wyłamane z zawiasów i stosy śmieci pod ścianami sprawiały przygnębiające wrażenie. Ale największą uwagę zwracali ludzie. Byli wszędzie – Adamowi zdawało się, że zajmują nawet najmniejszy skrawek przestrzeni. Siedzieli na plastikowych krzesłach albo wprost na ziemi, stali w ościeżnicach , wychylali się przez okna, które jeszcze dało się otworzyć. I krzyczeli. Cały plac wypełniał jazgot.

– Jeden, wielki Burdel – skomentowała Sally, wychodząc z piwnicy.

Stanęła obok chłopaka, po czym schowała latarkę do torebki, jednocześnie wyjmując z niej gumkę. Związała długie włosy w ciasny kucyk, odsłaniając twarz. Adam spojrzał jej w oczy i zamarł. W tym momencie zrozumiał, co mu nie pasowało w wyglądzie żółtowłosej. Dziewczyna wcale nie była farbowaną prostytutką, tylko blondynką! Była...

– Luksusowa – mruknął Adam, zdziwiony własnym odkryciem.

Stalowoniebieskie oczy dziewczyny zalśniły zimno.

– Nazwij mnie tak jeszcze raz – wycedziła – a przysięgam, że obetnę ci język.

Adam odsunął się odruchowo, ale wydawało się, że blondynka już straciła nim zainteresowanie. Zacisnął zęby. Zaczynał mieć dość tych gróźb, których rzucanie przychodziło mieszkańcom Burdelu równie łatwo jak oddychanie. Zwłaszcza, że podejrzewał, że ich spełnienie także nie przyniesie nikomu trudności.

My, splugawieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz