prolog

1.5K 93 136
                                    

𓇽

Pech nie istnieje. To tylko wiele splątanych ze sobą zdarzeń, tak się składa, że bardzo nieprzychylnych.
Pech nie istnieje.
To tylko małe potknięcie, chwila nieuwagi, to zawahanie, rozkojarzenie, złe podejęte decyzje.
Ludzie swoje błędy lubią tłumaczyć siłą wyższą, to pomaga im poradzić sobie z porażką.

Dla istot idealnych nie istnieje coś takiego jak porażka.

To maszyny stworzone do zwycięstwa.

𓇽


San oblizał czerwone usta unosząc ich kąciki nieco ku górze. Wydał z siebie donośne westchnięcie prostując wspaniałe skrzydła. Był z nich bardzo dumny- piękne i silne, wprawiające w zachwyt niemal każdego. Jasne pióra lśniły w niebiańskim świetle kiedy poił się większymi ilościami wina.
Starł czerwoną kroplę spływającą po jego szczęce. Spojrzał na taflę lusterka, które trzymał w dłoni. Widział w nim ziemię, mógł zobaczyć wszystko co na niej- ludzi, zwierzęta, dzicz, wszystko.
Patrzył z chmur na ludzi bardzo kpiąco, nigdy nie uważał by niczego nieświadome postacie były choć trochę podobne do niego.

- Głupia propaganda "Boga nie ma"- zakpił sam do siebie.- Idioci.

- San- donośny głos wyrwał go z kontemplacji. Oderwał wzrok od lustra.

- Ja?- Rzucił w eter nie przejmując się tym do kogo nawet mówi.

Po sekundzie przed jego oczami pojawił się niski anioł o przyjemnych rysach twarzy. Ulubieniec, ukochany Hongjoong- wiecznie uśmiechnięty przyprawiający Sana o mdłości.

Tym razem jednak nawet w jego wyrazie twarzy widać było gniew.

- Mógłbyś chociaż usiąść poprawnie gdy do ciebie mówię- przewrócił oczami.

San zirytowany machnął skrzydłami, które swoją siłą uniósły go do góry. Zmienił pozycję lądując tym razem znacznie bardziej wyprostowany.

- Słucham więc.

- Seonghwa kazał po ciebie posłać.

- Trójca święta- wyszeptał pod nosem.

- Słucham?

- Że już idę- odpowiedział znużony.

Wzbił się w powietrze ignorując całkiem swojego kolegę. Wiedział, że i tak zaraz znów będzie oglądać jego idealną twarzyczkę.
Prawda była taka, że mu zazdrościł. Każdy chciał zostać aniołem stróżem. Może było to całkiem nie w stylu Sana, ale oznaczało największe wyróżnienie, wieczną chwałę i przede wszystkim autonomię. Jednak był- jak to określił Seonghwa zbyt porywczy i nieokrzesany. Z tego jakże głupiego powodu anioł o najpiękniejszych skrzydłach mógł jedynie tułać się po niebie i zajmować się zgubionymi duszami.

Stawił się przed archaniołem sekundę później. Chciał nawet się trochę spóźnić, to wina jego przepięknych skrzydeł- były zbyt idealne.

Podszedł do wysokiej postaci, która emanowała złotą poświatą. Przyklęknął jak to zwykły robić anioły i wymusił uśmiech.

- San.

Ja- chciał go zdenerwować zanim ugryzł się w język.

- Zostałem wezwany- rzucił okiem na Hongjoonga, który już stał obok.

Angel by the Wings ° WoosanWhere stories live. Discover now