°11°

669 72 101
                                    

San miał wyrzuty sumienia. Tylko przez chwilę i tylko kiedy akurat nie patrzył na niego Wooyoung, ale miał.
Wierciły w nim korytarze za każdym razem gdy pomyślał o tym kim jest Wooyoung- człowiekiem.

San nie tylko ubolewał nad swoimi skrzydłami, oczywiście za nimi tęsknił, ale Wooyoung był silniejszy od pary piór. Było kilka rzeczy, które sprawiały, że w żadnym razie to co stało się w parku nie miało prawa istnieć. Po pierwsze kochanie człowieka było zabronione. Istoty boskie nie mogły w jakikolwiek sposób spoufalać się z tymi przyziemnymi, taka relacja nigdy nie miała prawa bytu. Nie chciał nawet wyobrażać sobie co mogłoby się stać gdyby Seonghwa się o tym dowiedział, a w zasadzie mógł w każdej chwili. Wystarczyło tylko popatrzeć w lusterko.

San się zmieniał. Upadł na ziemię niezdolny do kochania, bez ludzkich cech. Teraz jego włosy były czarne, szyję pokrywały piegi, a on sam coś naprawdę czuł. To czego nie czuje żaden anioł, to niemożliwe by mógł czuć. Mogło to oznaczać tylko jedno- tracił swoją boskość. Z każdym krokiem bliżej chłopca przestawał być już tylko aniołem- działo się zjawisko, którego w ogóle nie znał.

San zmieniał się w człowieka.

I wiedział, że jest to proces w ostatecznym skutku nieodwracalny, że jeśli zajdzie za daleko to już się nie cofnie i tego się bał. Inna kwestia, że jego umysł był zbyt przyćmiony, żeby widzieć w tym realne zagrożenie.

Jednak zostawała jeszcze jedna, ostatnia sprawa.

Wooyoung go nie kochał.

Nie miał prawa, a przynajmniej nie z własnej woli. San- choć się zmieniał dalej był aniołem. Istoty takie jak on są wielbione, wychwalane, przeceniane. Każdy widzi w nich ideał, każdego o dobrym sercu do nich ciągnie. Wooyoung miał cudowne wnętrze, San wiedział, że kocha tylko jego aurę, nie to kim naprawdę jest.
I to wszystko gdzieś tam krążyło w jego głowie, dawało o sobie znać, ale nic, absolutnie nic nie miało znaczenia kiedy całował jego policzek jakby był najsłodszy rzeczą na świecie.

I tak trwali w świetle księżyca, w blasku gwiazd, gdy wiatr przeczesywał ich włosy, a szum ulic w oddali zagłuszał ich ciężkie oddechy.

W końcu Wooyoung odsunął się, a San uchylił powieki trafiając na jego cudowny uśmiech. To sprawiło, że sam się zaśmiał choć nie miał tak naprawdę pojęcia co dalej. Kiedy słyszał jego słodki śmiech wszystko o czym przed chwilą myślał nie miało znaczenia.

To był zwykły pocałunek w policzek, nic wielkiego. A dla Sana miało wartość ogromną. Zasiało w jego sercu bardzo mocne uczucie.

- Przepraszam- mógł jedynie wyszeptać Wooyoung dalej patrząc w jego oczy jak zaczarowany.

- Ludzie chyba czasem tak robią, racja?

To prawda, widział jak wiele przyjaciół całuje się w policzek, ale nigdy nie było to tak powolne, tak dobitne i jednoznaczne jak teraz.

W odpowiedzi młodszy pokiwał głową. Sanowi podobało się to chłopiec z nim robił, jak sprawiał, że czuł się wyjątkowy.
Ale nie z zazdrości jak inne anioły, ani nawet nie z pogardy jak Seonghwa, a z czystego zachwytu.

Ta noc była tak fantazyjna, że nawet nie dopuszczał do siebie rzeczywistości. A ta goniła go nieuchronnie. Wiedział, że w końcu będzie musiał się z nią zmierzyć.

- Pokażę ci coś- jego oczy zaświeciły się, a on sam odszedł nieco dalej, gdzie nie było już ścieżek, a jedynie grządki z kwiatami. Lato dawno minęło i noce były chłodne, kwiaty przekwitały.

Spojrzał na biedny krzak róży, który wysychał już przez późną porę roku i uśmiechnął się na jego widok. Dotknął suchego kwiatka, który zaczął zielenieć, a potem nabierać koloru na prostujących się płatkach. Mógł czuć, jak róża zaczyna pachnieć. Nie wiedział czy to zadziała, ale skoro anioły dają życie to powinno się udać.

Angel by the Wings ° WoosanWhere stories live. Discover now