°8°

681 79 82
                                    

Idealny.

To jest słowo, które opisuje anielską urodę. Bez skazy, bez żadnych niedoskonałości, idealne.
Ludzie nie mieli tych przywilejów i nabywali masę owych rzeczy nieidealnych. Wysypki, przebarwienia, znamiona i piegi.

Dlatego właśnie San słysząc słowa z usta Wooyounga i widząc jego wzrok wbity we własną osobę- spanikował. Zerwał się z łóżka gdzie leżeli razem i pobiegł do toalety na końcu korytarza. Zamknął za sobą drzwi i stanął przed lustrem obserwując dokładnie własną cerę. Biała jak zawsze, delikatna jak nigdy dotąd i... piegi.

Całe połacie brązowych przebarwień na jego niegdyś idealnej szyi. Zdobiły go jak obroża wstydu, pojawiły się tak nagle i bez ostrzeżenia. Przerażony sięgnął do własnej skóry i dotknął przebarwień, ale nie zniknęły. Zaczął kierować nim amok, zmoczył ręcznik i przecierał piegi do skutku. Tarł tak mocno, że zaczynało go to już boleć. Nie mógł wyprzeć z siebie poczucia strachu.

Usłyszał ciche pukanie do drzwi i podskoczył w miejscu gdy tylko Wooyoung się odezwał.

- San? Wszystko w porządku?

Odetchnął by nieco rozjaśnić sobie umysł. Wooyoung naprawdę się o niego martwił. Uciekł przecież tak nagle i chłopiec mógł pomyśleć, że zrobił coś źle.

- Wszystko dobrze- otworzył drzwi wpuszczając go środka.

- Bałem się, że coś się stało. To przez te piegi? Naprawdę nigdy ich nie zauważyłeś?

- To nie tak... One zazwyczaj są niewidoczne i hm... po długim lecie i mocnym słońcu się uwidaczniają. Starsznie ich nie lubię i zawsze panikuję kiedy tylko znowu się pojawiają. To naprawdę nic takiego.

- Ale moim zdaniem są bardzo ładne. Pasują ci- uśmiechnął się czule patrząc to na szyję, to na oczy Sana.

To sprawiło, że San też się uśmiechnął.

Ale jego radość nie była permanentna. Coś było bardzo nie w porządku, to jest cecha, której anioły nie posiadają. Skaza, która jest wyłącznie ludzka i przyziemna.

San zmieniał się w śmiertelnika.

Gdy tylko po raz pierwszy ujrzał Wooyounga, gdy poczuł jak w jego wnętrzu coś się budzi mówiąc mu, że spotkał na swojej drodze pięknego człowieka zaczął się zmieniać. Jego boska krew rozrzedzała się, pojawiła się w niej kropla człowieczeństwa. San nie miał jeszcze pojęcia jak bardzo niebezpieczne to jest i jak bardzo go zmieni.

Od kiedy poznał dobroć Wooyounga, gdy założył na siebie jego ubrania, leżał w jego łóżku wdychając jego zapach, a potem budził się by ujrzeć jego zaspane oczy chwilę potem i zjeść śniadanie.

San nigdy wcześniej nie jadł, nigdy nie pracował, każda rzecz, której uczył się sprawiała, że oddalał się od nieba. Gdy spedził noc w jednym łóżku obok Junga pilnując go tyle godzin, wpatrując się w jego twarz poczuł w sercu kiełkujące uczucie. Coś co nigdy nie powinno się pojawić. Anioły nie znają emocji takich jakie mają ludzie, nie potrafią kochać drugiej istoty, nie są dla nich oddane. Ale San coś czuł, musiało być to zdecydowanie stanem wyjątkowym więc nie mógł dłużej być w pełni aniołem skoro wyraźnie czuł.

Kiedy tylko San stał się Choi Sanem zaczął się zmieniać.

I nie wiedział jakie konsekwencje to za sobą poniesie. Nie był nawet świadomy swoich uczuć.

𓇽

San wiedział, że czym więcej ludzkich cech będzie przyjmował tym bardziej ludzki zacznie się stawać. Żeby tego uniknąć musiał jednak wprowadzić bardzo konkretne ograniczenia, a pierwszym z nich było wyprowadzenie się.
Nie mógł dłużej przebywać w mieszkaniu Wooyounga, nieważne jak bardzo je lubił.

Bo to prawda, polubił je choć ciężko było mu się do tego przyznać. Jasne ściany, dużo roślin doniczkowych i przytulne meble sprawiały, że w tym miejscu odpoczywał. Jednak kiedy chciał mu to powiedzieć- nie było okazji.

Tym razem znowu mieli wolny poranek, więc dzień wydawał się idealny na taką rozmowę, ale najpierw Wooyoung kazał mu zjeść śniadanie. Oznajmił, że nie będą rozmawiać głodni i wepchnął w Sana duże porcje ryżu. Nawet potem gdy chciał już zacząć temat ten ciągle go zagadywał.

- Jesteś lepszym współlokatorem niż Yeosang, on jest raczej typem bałaganiarskiego człowieka i musiałbym po nim ciągle sprzątać. Wystarczy mi już to co przeżyłem z nim na obozie kilka lat temu.

- To dobrze Woo. Yougie, słuchaj...

Wooyoung chciał poświęcić mu swoją uwagę, ale wstając od stołu stracił talerz, który rozbił się na małe kawałki tuż pod jego nogami. Od razu rzucił się po zmiotkę i zaczął wszystko sprzątać.

- Nie ruszaj się San, pokaleczysz się.

- Nic mi nie...

- Mama mi zawsze mówiła, żeby bać się szkła, a szczególnie rozbitego. Trochę chyba przesadzała, ale od tamtej pory zawsze ostrożnie się z tym obchodzę. Dlatego poczekaj, a ja wszystko posprzątam.

San przewrócił oczami patrząc jak chłopiec szybko zmiata resztki potłuczonego naczynia.
Wooyoung jednak nagle diametralnie się zmienił tracąc cały poprzedni zapał. Westchnął przeciągle i prawie zaskomlał gdy na dodatek rozciął sobie palec próbując pozbierać wszystkie odłamki.

- Straszny niezdara ze mnie, nie umiem nawet po sobie posprzątać bo wszystko muszę zepsuć- usiadł na podłodze zrezygnowany wbijając wzrok w szelkę pełną porcelany.

Uniósł palec pod światło krzywiąc się na widok krwi.

- To nieprawda- San zignorował jego nakaz i wstał by za chwilę klęknąć przy chłopcu.

Wziął jego twarz we własne dłonie i uniósł nieco by mogli na siebie spojrzeć. Uśmiechnął się by dodać mu otuchy, a potem skupił się na krwawiącej dłoni. Bez słowa wstał ciągnąc za sobą Wooyounga i zaprowadził go do toalety. Stanęli oboje nad zalewem kiedy San przemył skaleczenie chłodną wodą. Nie wiedział czy robi dobrze, ale widział jak ludzie czasem robili gdy wpatrywał się w lusterko. Wooyoung nie protestował, więc najwyraźniej się nie pomylił.

Gdy wszystko było gotowe obejrzał ranę jeszcze raz, ale ta wydawała się już zaklepić. Wtedy przypomniał sobie coś jeszcze. Kiedyś widział jak starsza kobieta ucałowała podobne zranienie swojego syna, a on przestał płakać.

San kojarząc fakty doszedł do wniosku, że tak właśnie robią ludzie i to sprawi, że Wooyoung poczuje się lepiej. Podniósł więc jego dłoń do swoich ust i złożył na niej delikatny pocałunek. Zadowolony z siebie puścił chłodny nadgarstek i spojrzał na swojego przyjaciela, ale zaskoczyło go, że wpatrywał się w niego nieco przerażony.

Przekrzywił głowę na bok jakby o czymś intensywnie myślał i czekał aż Wooyoung coś powie, ale to się nie stało.

- Coś nie tak?

- Co zrobiłeś San?

- A-a tak nie robi się kiedy ktoś zrobi sobie krzywdę? To znaczy... Ja nie wiem, chciałem tylko żebyś... żeby cię mniej bolało. Nie chciałem postawić cię w niekomfortowej sytuacji, przepraszam.

Stali tak chwilę w ciszy nad umywalką, z której dalej lała się woda powodując przyjemny szum. Wooyoung zamrugał kilka razy aż na jego twarz nie wpłynął ciepły uśmiech. Ruszył do przodu wtulając się w ciepłe ciało Sana. Przyłożył policzek do jego obojczyka dmuchając na niego ciepłym powietrzem.

San nigdy nie był w podobnej sytuacji. Nikt go nigdy nie przytulał, nawet nie spodziewał się, że cokolwiek takiego doświadczy. Zaskoczony jedynie stał czując jak drobne dłonie zaciskają się na jego talii. Nie rozumiał dlaczego Wooyoung tak zrobił, ale było to przyjemne. Nie potrafił reagować na takie rzeczy, ale coś podpowiedziało mu by objąć niskiego chłopca w dokładnie taki sam sposób.


Angel by the Wings ° WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz