Siedzieliśmy naszą piątką czyli Reynolds, ja, Bloom, Sharpe, Kapoor w biurze Maxa, wszyscy byliśmy zdołowani, do biura wszedł Iggy.
- Widzę, że czujecie się tak jak ja – powiedział.
- Najgorszy dzień udokumentowany w prasie – dopowiedziała Bloom.
- Zła karma – odparł Kapoor.
- Za co? Wreszcie współpracowaliśmy prawda? - zapytał Frome starając się pocieszyć nas na duchu.
- Powinnam była sobie zaufać – powiedziałam do siebie lecz na głos.
- Powinienem szybciej przyjechać – powiedział Floyd.
- Sprawy prywatne wpłynęły na moją decyzję – dodał Kapoor.
- A ja mogłem szybciej postawić diagnozę, nie możemy siedzieć i się obwiniać – powiedział Frome.
- Należy nam się, mnie na pewno – powiedziała Helen, każdy miał sobie coś do zarzucenia. Do biura wszedł Max z poranną gazetą oraz podbitym okiem, oparł się o swoje biurko i zaczął czytać artykuł.
-,, Wczorajszego ranka o 7:38 do New Amsterdam wpadł pocisk" – przeczytał.
24 GODZINY WCZEŚNIEJ
Dzień jak co dzień, z tego co wiem dzisiaj ma przyjść jakiś dziennikarz, który napisze artykuł o naszym szpitalu w porannej gazecie. Akurat kończyłam operację złamanej ręki dziewczynki gdy dostałam pilne wezwanie na ostry dyżur, zostawiłam dziewczynkę w rękach świetnych specjalistów i szybko zbiegłam na dół, ratownicy wjeżdżali na salę, koło mnie pojawiła się doktor Bloom.
- Co jest? - zapytałam podchodząc do ratowników.
- Malik Stone lat 14, rany postrzałowe klatki, obie na wylot. Bradykardia 120, ciśnienie 100 na 68, respiracja 16 – powiedziała ratowniczka.
- To jeszcze dziecko – powiedziałam sama do siebie i podeszłam bliżej przestraszonego chłopca – Jestem doktor Goodwin, pomożemy ci – dodałam, chłopak zaczął coś mamrotać pod maską tlenową, a następnie ścisnął mocno moją rękę. Wjechaliśmy na salę gdzie po chwili wpadła również jakaś kobieta, prawdopodobnie była to mama Malika.
- Malik, jestem przy tobie – mówiła i chciała podejść do syna lecz my nie mogliśmy na razie na to pozwolić.
- Musi pani opuścić salę – powiedziałam, Casey chciał wyprowadzić kobietę lecz ta dość silnie się opierała.
- Nie może tak umrzeć, ratujcie go – mówiła przestraszona kobieta.
- Wyprowadźcie ją – powiedziałam, a pielęgniarki ją wyprowadziły – Przenosimy na 3. 1..2..3 – przenieśliśmy chłopaka na łóżko, a ratownicy wyszli wraz z noszami.
- Druga karetka w drodze – powiedział Casey.
- Oznaczcie krew, dwie jednostki, drugie w kłucie – wydałam polecenie, Bloom zajęła się Malikiem, a ja wróciłam na oddział gdzie karetka przywiozła kolejnego chłopaka.
- Jalen Pagan, lat 17. Rana postrzałowa szyj po stronie lewej. Tętno 98, ciśnienie 145/85, respiracja 14. Byli w tym samym miejscu, według policji padł tylko jeden strzał – powiedział ratownik, przenieśliśmy chłopaka na salę.
- Nieźle go poharatał – powiedział jeden z lekarzy podchodząc do nas.
- Jalen możesz ruszać stopami? - zapytałam świecąc chłopakowi po oczach latarką by sprawdzić czy źrenice reagują prawidłowo, chłopak ruszył stopami – To dobrze – dodałam, nagle podbiegł do mnie Casey.
YOU ARE READING
Jestem by ich ratować/New Amsterdam
RandomPraca lekarza jest wymagająca, ale dla niektórych jest spełnieniem marzeń. Poznajcie zespół lekarzy z jednego z najlepszych szpitali znajdujących się w Nowym Jorku.. ...