Gryffindor vs Ravenclaw (Rok V, Rozdział 6)

380 30 49
                                    

Nadszedł dzień starcia między Gryffindorem i Ravenclaw.

Cała drużyna Gryfonów ze stojącym na czele Jacobem zwlekła się rano na śniadanie. Przechodzący obok nich uczniowie życzyli drużynie wygranej. Większość Hogwartu ciekawa była, jak poradzi sobie ich drużyna, w nieco odmienionym składzie, szczególnie iż u Krukonów zmienił się zaledwie jeden zawodnik. Ich drużyna z teorii była więc o wiele lepiej zgrana.

Jacob siedział podczas śniadania niezwykle spięty. Praktycznie z nikim nie rozmawiał, zbywając przyjaciół jedynie kiwaniem głowy. Denerwował się, Sheila odczuwała to idealnie.

— Przestańcie się tak denerwować! — odezwała się w pewnym momencie Lily, której stres praktycznie nie dotyczył.

Znała zarówno swoje możliwości, jak i całej drużyny. Była pewna, że nerwy jedynie by podcięły jej skrzydła, a na to nie zamierzała pozwalać. W końcu była córką Harry'ego i Ginny Potterów — oni na jej miejscu zapomnieliby, czym właściwie był strach.

— Skąd, ty mały skrzacie, bierzesz tyle entuzjazmu? — zapytał Fred, z pełną buzią owsianki.

— Fred, oplułeś mnie! — warknął w jego stronę James, który siedział obok niego.

Chłopcy zaczęli nawzajem sobie dogryzać, co jakiś czas uciszani przez zdenerwowaną Rose i uśmiechniętą Lily. Sheila przestała słuchać ich dialogu, przekierowując swój wzrok na siedzącego obok niej Jacoba.

Blondyn wgapiał się w talerz przed sobą, z którego nawet niczego nie dotknął. Niepewność aż biła od niego. Obawiał się przegranej.

— Musisz uwierzyć w siebie, Jacobie — szepnęła do niego.

Sheila nie miała pojęcia, co ją podkusiło. Prawą dłonią uścisnęła rękę Wooda. Chłopak podniósł na nią wzrok zdziwiony.

Nie słyszała jego myśli, lecz poczuła coś dziwnego.

Cały jej spokój i wiara w blondyna, jakby spłynęła na chłopaka, zastępując całkowicie złe emocje. Jake w mgnieniu oka się uśmiechnął, uspokojony dobrymi emocjami Sheili.

— Masz racje, Sheilo. Spokój będzie najlepszy. Damy z siebie wszystko i to wystarczy — powiedział głośno, lekko się uśmiechając. — Idziemy drużyno! — wykrzyknął, aby usłyszeli go wszyscy Gryfoni. — Pora wygrać mecz.

Ledwo to powiedział, a już z wysoko podniesioną głową podążał w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Jego drużyna włącznie z Jamesem i Lily poszli za nim niczym żołnierze za swoim wodzem, nie do końca rozumiejąc nagłą zmianę w jego humorze.

— Co się z nim nagle stało? — zdziwiła się Rose.

Sheila przełknęła głośno ślinę, patrząc na swoją dłoń, która ledwie przed chwilą dotykała Jake'a.

— To chyba ja — wyjąkała, zerkając na Rose i Freda. — Ja... dotknęłam go i poczułam, jakby moje uczucia uspokoiły jego emocje.

— Wcześniej to się nie działo? — zdziwił się Fred, marszcząc brwi.

Pokręciła głową.

— Powinnaś pójść z tym do Drummonda albo chociaż do Lennoxa. Oni będą wiedzieli więcej — poradziła jej rudowłosa, która także wyglądała na lekko zszokowaną. — Pójdziemy teraz?

— Obejdzie się bez tego — stwierdziła, zagryzając usta. — I tak nie znam hasła. Po tej sprawie z Tiarą Przydziału dyrektor stwierdził, że hasło nie będzie mi już potrzebne.

— Przynajmniej uspokoiłaś Jacoba — przypomniał lekko Fred. — Ja już muszę iść, jeżeli chcę pomóc Arii. — Wstał od stołu i lekko uśmiechnął się do obu Gryfonek. — Nie histeryzujcie tak — mrugnął do nich, po czym poszedł do stołu Hufflepuffu. 

Drużyna Hogwartu. Następne pokolenie. Część IIWhere stories live. Discover now