Bezwzględność Ślizgona (Rok V, Rozdział 21)

344 32 56
                                    

Sobotniemu śniadaniu w Wielkiej Sali jak co dzień towarzyszył gwar rozmów. Uczniowie — podobnie, jak każdego siódmego dnia miesiąca — ekscytowali i jednocześnie obawiali się tego, co czekało na nich za kilkanaście godzin, wraz z zapadnięciem zmroku. 

Sheila i Rose próbowały zachowywać się normalnie wśród Gryfonów, aby nikt nie domyślił się, co planowały. O ile pannie Fenwick bezbłędnie wychodziła gra aktorska, o tyle rudowłosa nie radziła sobie aż tak dobrze. Co kilkanaście sekund coś jej spadło, rozglądała się na wszystkie strony, unikając kontaktu wzrokowego z przyjaciółmi. Po niespełna pięciu minutach wybiegła z Wielkiej Sali, zostawiając za sobą zdziwione spojrzenia. 

— Co się jej stało? — zapytał Fred, marszcząc mocno ciemne brwi. 

— Pewnie gorzej się poczuła. — odpowiedziała Sheila, wzruszając ramionami.

— Może pójdę sprawdzić, co z nią? — zaproponował usłużnie Jacob, jednak Sheila powstrzymała go, kręcąc głową.

— To nic poważnego — powiedziała pewnie.

— Za chwilę to ja poczuje się gorzej — odezwała się Lily. Twarz wykrzywiła w niezadowolonym grymasie. 

Sheili wystarczyło jedno spojrzenie za siebie, aby domyślić się, o czym mówiła panna Potter. Brunetka miała podobne myśli. 

— Cześć wszystkim — przywitał się James, u którego boku stała uśmiechnięta Alexandra Harper.

— Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, abym dzisiaj z wami usiadła? — zapytała z prawdziwą uprzejmością. 

— Właściwie to ja... auu— Sheila kopnęła Lily w kostkę pod stołem, domyślając się jej kolejnych słów. — ... Nic nie mam przeciwko... — wysyczała, gniewnie patrząc na brunetkę. 

Jacob siedzący obok Lily przesunął się, robiąc miejsce dla nowoprzybyłych. James i Alexandra siedzieli dokładnie przed Sheilą i Fredem.

Panna Fenwick naprawdę pragnęła znielubić blondynkę, jednak nie potrafiła. Z uczuć Alexandry doskonale wyłapała, iż była to spokojna, ułożona i uprzejma dziewczyna. Była w Ravenclaw, więc musiała być także ponadprzeciętnie inteligentna. Do tego była prześliczna. 

Idealnie pasowała do Jamesa. Niestety.

— Ja już pójdę — odezwała się po kilku minutach Sheila. Nie mogła znieść widoku Jamesa i Alex. Nie ważne, jak bardzo starała się grać obojętną. Ten obrazek ją bolał — Zobaczę co z Rose...

James odprowadził Sheilę aż do drzwi. Nie był jedyną osobą, która to zrobiła.

Sheila wyszła z Sali i pierwszym miejscem, w które się udała, był pokój w lochach. Jedyny kąt w zamku, w którym miała pewności, że nikt jej nie znajdzie.

Z westchnieniem podeszła do półki z księgami. Musiała odwrócić swoją uwagę od obrazu Jamesa i Alexandry.

Chwyciła jeden z woluminów. Początkowo miała zamiar wziąć także słownik, jednak odpuściła sobie, widząc, iż bezbłędnie potrafiła rozszyfrować napis na okładce starej księgi, "Historia Merlina".

Usiadła na kocu, ostrożnie otwierając książkę. Przejechała dłonią po szorstkim, zniszczonym przez lata pergaminie.

Z każdym czytanym słowem źrenice brunetki bardziej się rozszerzały.

*

James wyszedł z Wielkiej Sali sam. Wcześniej Alexandra powiadomiła go, że musiała sprawdzić swojej przyjaciółce esej na eliksiry. Miał więc co najmniej dwie godziny odpoczynku od jej obecności. 

Drużyna Hogwartu. Następne pokolenie. Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz