Historia jednej znajomości (Rok V, Rozdział 24)

489 29 29
                                    

Czwórka uczniów weszła do zamku w momencie, gdy na zegarach wybiła godzina ósma. Nie zdążyli wejść w głąb budynku, gdy przed nimi pojawił się profesor Lennox. 

— Zapraszam do gabinetu pana dyrektora — powiedział z powagą w głosie. — Wszyscy już na was czekają. 

Sheila sztywno pokiwała głową. 

Bez słowa ruszyli za nauczycielem Transmutacji. Już wcześniej spodziewali się, że nie unikną konsekwencji swoich działań. 

W okrągłym gabinecie czekali na nich dyrektor, Albus, pan Potter oraz Robert Rossey. 

Albus skrzywił się, widząc nowo przybyłych. Uważnie przeskanował postacie Rose i Sheili, dostrzegając u nich lekkie zranienia na ciele. Tyle mu wystarczyło, aby wiedzieć, że nie była to wcale tak banalna misja, jak zapewniała ich wcześniej Sheila. Jedynym jego pocieszeniem był fakt, że nie stało im się nic groźnego. 

— Co tu robisz, Scorpiusie? — zdziwił się dyrektor. — Ty też brałeś udział w tej eskapadzie?

Blondyn jedynie wzruszył niedbale ramionami, na co dyrektor głośno westchnął.

Scorpiusowi nie chciało się reagować poważniej na pytanie dyrektora Drummonda, gdyż oboje znali na nie odpowiedź: raczej nikt w tym pomieszczeniu nie miałby nawet minimalnych złudzeń, że Scorpius Malfoy przebywał w towarzystwie trójki Gryfonów bez wyraźnego powodu. Tym bardziej dla własnej przyjemności.

— Co robiliście w lesie? Pan Potter kategorycznie odmówił wyjaśnienia czegokolwiek — odezwał się ponownie dyrektor, patrząc przez kilka sekund na Albusa. 

Sheila uśmiechnęła się mimowolnie, patrząc na przyjaciela z wdzięcznością i dumą. 

Cieszyła się, że żaden z nauczycieli do tej pory nie dowiedział się o celu, jak i skutkach jej wyprawy do Zakazanego Lasu. Tak naprawdę nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że gdyby dowiedzieli się o tym te kilka godzin wcześniej, nim sama zdąży im opowiedzieć wszelkie szczegóły, mogłoby się to skończyć o wiele gorzej. Nie chciała nawet myśleć, co mogło się wydarzyć, gdyby ktokolwiek wkroczył na polane, nim zdołała się uwolnić. 

Ją uratowała magia zbierającej się w niej miłości — jej i otaczających nią bliskich. W końcu to od nich nauczyła się, co tak naprawdę oznaczało słowo "miłość". Tak naprawdę nie istniała żadna, książkowa definicja tego słowa, która idealnie odzwierciedlałaby prawdę. 

W słowniku Sheili Fenwick słowo to nosiło wiele imion. Kryli się pod nim jej przyjaciele, rodzice, których tak naprawdę nie zdążyła dobrze poznać, nauczyciele na czele z Aristotelem Drummondem, który przez większość czasu zastępował jej najbliższą rodzinę, chrzestny, którego obecności najmocniej odczuwała przy Grobie Merlina. Jakby przez cały czas przy niej był. 

— Opowiem wszystko, ale nic, co zostanie tutaj powiedziane, nie może wyjść poza próg tego pomieszczenia. — powiedziała w końcu poważnie. Przymknęła oczy, głośno wzdychając. Ufała każdej osobie, która znajdowała się w gabinecie dyrektora. Nie pozostawało jej nic innego jak powiedzenie prawdy. — To zaczęło się już na początku tego roku — zaczęła, otwierając bursztynowe oczy, które automatycznie spotkały się ze wzrokiem jednego oka dyrektora. — Pierwszego dnia pan dyrektor powiadomił nas o nasileniu kary za wejście do Zakazanego Lasu. Od razu poczułam, że nie było to jedynie zwykłe ostrzenie. Nie wszyscy wiedzą, ale nie jestem do końca "normalna" — zaakcentowała ostatnie słowo, przenosząc wzrok na przemian z pana Pottera, Rosseya oraz Scorpiusa. Czuła na sobie pytające spojrzenia przyjaciół, jednak prędko je zignorowała. W końcu miała powiedzieć całą prawdę. — Jestem intuicystką… 

Drużyna Hogwartu. Następne pokolenie. Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz