- 2 -

1.5K 83 22
                                    

Miesiąc później.

-Maggie, wszystko będzie dobrze, jakoś się ułoży. Musimy przejść przez to razem. - słowa, w które sama nie wierzyłam płynęły bezmyślnie z moich ust.

Cisza.
Szloch.

-Maggie, proszę cie, musisz coś zjeść. - podałam załamanej przyjaciółce rogala w opakowaniu.

-Nic już nigdy nie będzie dobrze! - rzuciła, wstając zapłakana i bezsilna z ulicy, na której znalazłyśmy się zaraz po powrocie od lekarza ze Wzgórza i diagnozie śmierci dziecka Maggie i Glenna. - Straciłam dziecko! Abrahama zajebali na naszych oczach, i zmusili do oddawania połowy naszego dobytku co miesiąc, a ty mówisz mi o jedzeniu! Dajcie mi wszyscy cholerny spokój! - Maggie dosłownie wykrzyczała te słowa, nie zwracając uwagi na sztywnych za ogrodzeniem czy mieszkańców Aleksandrii, i pobiegła w stronę swojego domu.

•••

Straciliśmy członka naszej rodziny, jego smierć miała ostrzec nas przed kara nieposłuszeństwa wobec grupy Negana, którzy dosłownie przejęli nad nami pełną kontrolę. Jego każdy wygrany dzień w tym okrutnym świecie, każde drobne zwycięstwo i chęć pomagania innym skończyła się właśnie w tak beznadziejny sposób.

Dokładnie straciliśmy ich dwóch.

Nienarodzone dziecko Maggie i Glenna, także padło ofiarą bezwzględnego Negana, gdyby nie on. Gdyby wtedy pozwolił nam jechać na Wzgórze, lekarz zająłby Maggie a jej dziecko napewno by żyło.

Straciliśmy tak wiele...

Każdy jest załamany, nie wspominając o Sashy, która jest nieobecna, nikt nie wie gdzie się podziewa i co się z nią dzieje, kiedy bierze karabin i wychodzi za mur wyżyć się na sztywnych. Od czasu do czasu widuję tylko zapalone światło w jej domu. Unika jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, z nami. Jesteśmy jej rodzina, a ona wcale nie daje sobie pomoc mimo tak wielu chęci z naszej strony.

Każdy jest niebywale dotknięty jego śmiercią. Dla mnie był on bratem, z którym wypady zawsze kończyły się sukcesem. Był największym twardzielem jakiego znałam, i te jego śmieszne zagrywki, które poprawiały humor każdemu z nas. Zawdzięczam mu własne życie, to on znalazł mnie wycieńczoną i ledwo żywą na drodze, i postanowił zabrać do obozu i zapewnić mi ochronę. Traktował mnie jak młodsza siostrę i był niesamowicie opiekuńczy. Był cudowny.

Kolejną najbardziej dotknięta osobą jest Rosita, która także wydaje się być nieobecna, jednak ona w odróżnieniu od Sashy, przesiaduje całe dnie w domu nieustannie płacząc. Martwimy się o nie najbardziej, jednak nikt nie jest w stanie nic zrobić. Każdy z nas potrzebuje pomocy.

Smierć jednego członka rodziny powinna nas mimo wszystko zbliżyć, jednak jest inaczej.
Każdy zamknął się w sobie jeszcze bardziej, nie spędzany razem czasu na obmyślaniu dalszej strategii i sposobu na odzyskanie naszej własności i pomszczeniu przyjaciela i brata, oraz nienarodzonego dziecka Maggie, która przez to wszystko stwarza pozory nieistniejącej. Co innego Glenn, który także stracił wiele, co prawda jak każdy z nas. Jednak on stracił dziecko, którego oczekiwał najbardziej. Robi on wszystko, aby pokazać Maggie, że jeszcze nie koniec, zajmuje się nią najlepiej jak potrafi, za co bardzo go podziwiam. To naprawdę trudna sytuacja, a on kolejny raz pokazuje nam jaki jest twardy i niezastąpiony.

Reszta grupy znika najcześciej na wypady, aby uzupełnić stracone zapasy i znaleźć inne na potrzeby Negana. Wiemy, że jest to człowiek nieobliczalny a zarazem opanowany i szanujący jakie kolejek zasady, ale musimy regenerować siły, aby uderzyć z jeszcze większym hukiem niż on.

•••

-Rick? Jesteś tu? - zapytałam, wchodząc do jego domu.

Cisza.

-Rick? - przekraczając próg jego sypialni, ujrzałam go siedzącego na łożku ze swoim tasakiem w jednej dłoni, a w drugiej z butelką whisky.

Zbliżyłam się i stanęłam przed nim, zwracając uwagę na jego zaniedbanie, ciuchy sprzed tygodni, a do tego odpychający zapach alkoholu.

-Wszystko okej? - zapytałam, kucając delikatnie przed nim i opierając się o jego kolano.

-To tym tasakiem go zabije. - odparł, nie spuszczając z niego wzroku i popijając łyk z butelki.

Szybko domyśliłam się o co chodzi.

-My musimy...my musimy dawać mu tego czego chce. - powiedziałam, zatrzymując się, ponieważ było to trudne.

-Narazie. - odparł, po czym wstał i podszedł do okna, mierząc wzrokiem całą okolicę i ciagle popijając alkohol.

-Rick, co się dzieje? Wyglądasz jakbyś błądził myślami gdzieś daleko, opuścił swoje ciało... - podeszłam do niego, stając za jego plecami. -Nie możesz się tak zachowywać! Olewać wszystko! - podniosłam swój ton. - Teraz każdy patrzy na twoje poczynania, każdy jest załamany, potrzebuje cię. Do ciebie należy obowiązek utrzymania nadal tego miasteczka. Daryl, Aron i Euglen wyruszają na niebezpieczne misje, narażając się, co nie jest nawet trochę przemyślane! Weź się w garść! Każdy coś stracił! - wykrzyczałam dosłownie w jego plecy, nie zważając na śpiąca w kojcu jego córeczkę - Judith.

Cisza.

Westchniecie.

-Ja...ja po prostu zawiodłem. - mówiąc to, odłożył alkohol na parapet i przetarł rękoma twarz, aby ochłonąć. - liczyliście na mnie...Maggie na mnie liczyła...Zawiodłem was, cholera to moja wina! - wypowiedział to łamiącym się głosem, opierając się o framugi okien i nadal stojąc do mnie tyłem.

-Jak możesz w ogóle tak mowić?! - wypowiedziałam głośniejszym tonem, patrząc czy mała się nie obudziła. - To nie jest twoja wina, i myślałam, że takiej osobie jak ty nie trzeba będzie coś takiego wyjaśniać. To była pułapka, nikt tego nie przewidział. - tłumacząc mu, wtuliłam się w jego plecy, kiedy usłyszałam głęboki wdech, co mogło symbolizować upust emocją i łzom.

Nigdy nie widziałam płaczącego Ricka, pomijając sytuacje, w której dowiedział się o śmierci żony, jednak wtedy szybko ruszył na zemstę atakując sztywnych w więzieniu.

Był naprawdę załamany, wątpił w swoje zdolności przywódcze, co było ogromnym błędem.

Kiedy usłyszałam kolejny szloch, wtuliłam się jeszcze mocniej, zaciskając dłonie na koszuli. Moje nozdrza palił okropny zapach alkoholu, jednak to nie zniechęciło mnie do uścisku.

-Rick, jesteś najepszym liderem na świecie, a taki dupek jak Negan nie może popsuć twoich dotychczasowych dokonań. Tyle razy nas ocaliłeś i podjąłeś najlepsze decyzje. Jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni, że może nami przewodzić, ktoś taki jak ty. Nasza grupa się rozsypuje, proszę cię, zrób coś z tym. Jeśli chcesz spełnić swoje postanowienie, że to tym tasakiem go zabijesz, musimy to zmienić... - wycedziłam przez zęby, nadal się do niego wtulając.

Wtedy on jednym ruchem odwracając się w moją stronę, wziął w swoje objęcia nic nie mówiąc.

Moja głowa idealnie dopasowana była do jego szyi i torsu, a moja drobna sylwetka gubiła się w jego umięśnionych uścisku.

Postaram się. - wyszeptał, delikatnie muskając ustami moje czoło.

•••

Witam! Mamy kolejny rodział, wiele formalności i wgl ale mam nadzieje, że się spodobał.

Do następnego, xoxo

WHO WILL SURVIVE? || The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz