- 11 -

756 73 24
                                    

Lauren's POV

-Nie bój się, nie będę cię bił ani torturował, nie podnoszę ręki na kobiety. -powiedział Negan, okładając Lucille obok siebie, na co odetchnęłam z ulgą, nadal będąc pełna strachu i niepewności. Siedział on na rozkładanym krzesełku, naprzeciw mnie, skulonej pod ścianą, na ziemi. Siedzieliśmy tu już kilkanaście minut, podczas których on próbował coś ze mnie wyciągnąć.

-Ale moi chłopcy chętnie się z tobą zabawią.

Szeroko otworzyłam oczy, wpatrując się w jego szeroki uśmiech, nadal nie będąc pewna, czy słowa przed chwila wypowiedziane były prawdziwe, czy to głosy z mojej głowie, które szalały.

Bałam się. Strasznie się bałam. Jednak wiedziałam, że nie mogę mu zdradzić żadnych szczegółów naszego planu, dlatego byłam gotowa oddać życie za całą moją rodzinę. Moja udawana słaba strona szybko zniknęła, a na jej miejsce pojawiła się odważna i gotowa na wszystko Lauren, wciąż wierząca w lepsze jutro.

-Ostatni raz ŁADNIE proszę. -podkreślił to słowo, aby było ono dokładnie zrozumiane.
-Powiedz mi co znów wymyślił ten bystrzak, Rick? -zapytał z ironią, śmiejąc się co słowo.

Czy ten jebany uśmiech zejdzie w końcu z tej fałszywej i bezlitościwej twarzy?!
Głosy w mojej głowie dudniały, jednak nadal siedziałam cicho, wpatrując się w pustą przestrzeń z podkulonymi kolanami.

Cisza.

-A chciałem być miły. -rzekł, wstając i kucając naprzeciw mnie, dodał. -Teraz już możesz się bać.

-Pierdol się. -wysyczałam po chwili prosto w jego oczy, marszcząc przy tym brwi.

Jednak uśmiech dalej nie znikał z jego twarzy, kiedy kiwnął niezrozumiałe rękom, na co jeden z jego ludzi podbiegł przykładając mi do twarzy chustkę ze śmierdząca substancją, po której moje powieki momentalnie opadały, a ciało stawało się bezsilne.

Potem już tylko ciemność.

•••

Uchyliłam delikatnie powieki, widząc przez mgłę postać naprzeciw mnie. Chcąc przetrzeć oczy poczułam, iż moje ręce przymocowane są do niewygodnego krzesełka, na którym się znajdowałam.

-Księżniczka się przebudza. -zażartował zachrypiały głos, należący do tajemniczej postaci znajdującej się przede mną.

Otworzyłam z trudnością oczy przyzwyczajając je do światła.

-Wołać szefa? -zapytał kolejny głos z oddali.

-Po co? Nic wczoraj nie zdziałał, miałem się nią zająć -znów ten sam zachrypiały głos odezwał się, jednak tym razem tuż przy moim uchu, na co odrazu podskoczyłam będąc na baczności.
Moje oczy ujrzały mężczyznę po czterdziestce, którego ciało nadal mimo wieku było w miarę umięśnione i wytatuowane. Na głowie przepasaną miał bandamkę podtrzymującą jego siwiejące włosy, a ubrany był w skórzana kurtkę bez rękawów.

Dlaczego każdy wyglada tu jak z jakiejś mafii?

-Wyjdź Tim. -powiedział ten sam mężczyzna, który nachylał się nade mną opierając ramiona na krześle.

Usłyszałam trzask drzwi, po czym przeniosłam wzrok odraz na niego, w ciszy.
Jego zarost i wąs potwierdzał mniemany wiek, a tworzące zmarszczki nasiliły się pod szerokim uśmiechem na jego ustach.

WHO WILL SURVIVE? || The Walking DeadWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu