2. Ceremonia Przydziału

1.4K 41 15
                                    

Z samego rana zostałam obudzona przez skrzata domowego. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Hogwart w blasku księżyca podobno to najcudowniejszy widok. Ubrałam się w te pędy śniadanie, też szybko zjadłam. W pokoju dopakowywałam ostatnie drobiazgi, na palec nasunęłam pierścień który jakimś cudem zawsze mnie chroni. Raz gdy wyszłam na ulicę i z ogromną prędkością jechało na mnie auto, gdy wystawiłam rękę do przodu pierścień zabłyszczał na srebrno, a auto samo wystrzeliło w powietrze. Oczywiście wszyscy zatuszowali sprawę aby nic nie wyszło na jaw.

Ze wszystkimi rzeczami, kufrem i plecakiem czekam w salonie na resztę rodziny. Właśnie do salonu wszedł wujek i Draco oraz skrzat z kufrem chłopaka, ciocia złapała mnie za ramię i deportowaliśmy się na dworzec. Przebiegając przez barierkę czułam się conajmniej dziwnie. Potem moim oczom ukazał się sporych rozmiarów Ekspres London-Hogwart. Na stacji wszystcy się żegnali z rodzicami ja słuchałam nudnego kazania cioci.
- Draco pilnuj i opiekuj się Lili. A ty kochana uważaj na siebie. - przytuliłam się do nich a potem razem z kuzynem zaczeliśmy szukać naszego przedziału. Gdy go znaleźliśmy w środku siedzieli nasi przyjaciele, Pensy, Blaise, Grap no i Goyle. Całą podróż przespałam. Gdy dotarliśmy na miejsce wychodząc z pociągu usłyszałam ciężki i ponury głos.

- Pierwszoroczni za mną!!! - z końca na końcu podestu stał wysoki, gruby i owłosiony mężczyzna. Gdy udaliśmy się za nim. Wsiedliśmy po cztery osoby do łódek i płynęliśmy przez jezioro aż naszym oczom ukazał się cudowny zamek jak z bajki. To Hogwart. Wszyscy którzy opisywali to miejsce największym cudem świata mieli rację...

Wysiedliśmy i udaliśmy się prosto, aż do jakiegoś przejścia. Brama natychmiast się otworzyła. Stała w niej wysoka, czarnowłosa czarownica w szmaragdowozielonej szacie. Miała srogą twarz pomyślałam, że nie jest to osoba, obok której można przejść obojętnie. Z opowieści wujka jestem pewna. To wychowanka domu Gryfa.

- Pierwszoroczni, pani profesor McGonagall - oznajmił Hagrid.

- Dziękuję ci, Hagridzie. Sama ich stąd zabiorę.

Otworzyła szerzej drzwi. Płonące pochodnie oświetlały kamienne ściany, podobne jak w podziemiach Gringotta, sklepienie ginęło w mroku, a wspaniałe marmurowe schody wiodły na piętro.

Ruszyli za profesor McGonagall po kamiennej posadzce. Zza drzwi po prawej stronie dochodził ożywiony gwar i Lili pomyślała, że reszta uczniów musi już tu być, ale profesor McGonagall zaprowadziła ich do pustej komnaty z drugiej strony. Stłoczyli się w niej, rozglądając niepewnie wokół siebie.

- Witajcie w zamku Hogwart - oznajmiła profesor McGonagall. - Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym.

- Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu na zadbanie o swój wygląd.
- Wrócę, kiedy będziecie gotowi - oznajmiła profesor McGonagall. - Proszę zachować spokój. I wyszła z komnaty.
Za chwilę wróci profesor McGonagall i zostanę przydzielona do któregoś z 4 domów.
- Co to...- zapytał ktoś z tłumu. Przez ścianę tuż za nim przeniknęło około dwudziestu duchów. Perłowobiałe i lekko przezroczyste, szybowały w komnacie, rozmawiając między sobą i nie zwracając na nich uwagi. Wyglądało na to, że o coś się spierają. Duch małego grubego mnicha mówił:
- Przebaczać i zapominać, powtarzam, to nasza zasada. Powinniśmy dać mu jeszcze jedną szansę...
- Mój drogi Mnichu, czyż nie daliśmy już Irytkowi wszystkich szans, na jakie zasługiwał? I wciąż nas oczernia, a przecież tak naprawdę wcale nie jest duchem... Hej, a wy co tu robicie?
Duch w kryzie i trykotach nagle zauważył tłum pierwszoroczniaków.
Nikt mu nie odpowiedział.
- Nowi studenci! - powiedział Gruby Mnich, obdarzając ich uśmiechem. - Czekacie na przydział, co? Kilka osób pokiwało milcząco głowami.
- Może się spotkamy w Hufflepuffie! - rzekł Mnich. - To mój stary dom.
- No, idziemy! - rozległ się ostry głos. - Ceremonia przydziału zaraz się rozpocznie.
Wróciła profesor McGonagall. Duchy jeden po drugim wsiąknęły w ścianę.
- A teraz proszę stanąć rzędem - poleciła profesor McGonagall . Wyszli gęsiego z komnaty, a potem przeszli przez salę wejściową i przez podwójne drzwi wkroczyli do Wielkiej Sali.
Oświetlały je tysiące świec unoszących się w powietrzu ponad czterema długimi stołami, za którymi siedziała reszta uczniów. Stoły zastawione były lśniącymi złotymi talerzami i pucharami. U szczytu stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele. Tam właśnie zaprowadziła pierwszoroczniaków profesor McGonagall i kazała im się zatrzymać w szeregu, twarzami do reszty uczniów. W migotliwym blasku świec wpatrzone w nich twarze wyglądały jak blade lampiony. Tu i tam między uczniami połyskiwały srebrną poświatą duchy. Spojrzałam na sufit jest cudowny. Usłyszałam szept jakiejś dziewczyny:
- Jest zaczarowane... żeby wyglądało jak prawdziwe niebo... Czytałam o tym w książce o historii Hogwartu.
Trudno było uwierzyć, że jest tam w ogóle sklepienie i że Wielka Sala nie jest po prostu otwarta na niebo.
Szybko spojrzałam w przed bo profesor McGonagall ustawiła przed nimi stołek o czterech nogach. Na stołku spoczywała spiczasta tiara czarodzieja, wystrzępiona, połatana i okropnie brudna.
Przez kilka sekund panowała głucha cisza. A potem tiara drgnęła. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko jak otwarte usta i tiara zaczęła śpiewać:

Lili przeznaczona Czarnego PanaWhere stories live. Discover now