4. Pierścień ognia

1K 34 3
                                    

Rano gdy tylko dziewczyny się obudziły wstałam i przejrzałam się w lustrze wyglądam jak trup.
Ubrałam się i poszłam na śniadanie, ale miałam wrażenie że czegoś zapomniałam. Oczywiście z tego zmęczenia zapomniałam wsunąć na palec pierścień. Popędziłam jak błyskawica do pokoju. Ale na półce go nie ma. Cholera raz zapomnę założyć, a ktoś już go zajumał. Przeszukałam cały pokój wywaliłam że szafek wszystko co było.
Gdy dziewczyny weszły do pokoju to im szczęki opadły.

- Co to za syf!!!!

- Dziewczyny nie marudźcie tylko mi pomóżcie mój pierścień zniknął.

- No to kicha. Ale jest aż tak cenny?

- Bardzo cenny, a do tego niebezpieczny jeśli ktoś obcy go założy to śmierć na miejscu.

- O cholera. Nie wiem może zgłośmy to dyrektorowi.

- Nich będzie- jak najszybciej biegłam do gabinetu Dambyldora. Nienawidzę tego człowieka ale w obecnej sytuacji jest jedyną osobą która faktycznie jest mi w stanie pomóc. Gdy wyjaśniłam co zaszło on pobladł i zebrał wszystkich uczniów i nauczycieli. Stanęłam na środku sali nagle moja trema i strach minęły a opanowała mną złość. JAK TAK MOŻNA PRZYWŁASZCZYĆ SOBIE CZYJĄŚ BIŻUTERIĘ, TOŻ TO KRADZIEŻ!

- Pewnie nie wiecie po co was zwołałem- rękom dyrektor wskazał na mnie.

- Zaginął mój pierścień - wszyscy słuchali w milczeniu. - i nie zrobiłabym takiego dramatu gdyby nie fakt iż osoba która założy go na pale i nie jest mną, zginie. - wszyscy wstrzymali oddechy oprócz dyrektora ale on był bardziej załamany, Quillera który jakby o tym wiedział co mnie zdziwiło i Snapa z jego maską ale wewnątrz modlił się by sprawcę jak najszybciej znaleziono.

- Dlatego jeśli ktoś z was go ma niech wystąpi, a może uda się załagodzić sprawę - złość we mnie buzowała ale maska na twarzy wyrażała spokój.

Nagle wyszła zapłakana Gryffonka.

- Ja nie chciałam tego zrobić oni mnie zmusili - wyciągnęła dłoń a na palcu mój pierścień. Podeszłam do roztrzęsionej i płaczącej dziewczyny.

- Dobrze że się przyznałaś, ale mamy problem. -spojrzałam na kadrę - jest już na 2 etapie nie da się ściągnąć. A za godzinę klątwa zacznie się rozrastać za 2 godziny umrze. - McGonnagall zakryła usta ręką. Pani Sprout wezwała rodzinę poszkodowanej. A ja podrapałam się po głowie. W głębi duszy cała sytuacja bawiła mnie do granic możliwości. Już miałam podobną sytuację, wtedy jednak mugolka zmarła, a sprawa ucichła po dwóch szeptach.

- Nie da się tego cofną? - łkała dziewczyna. Po 5 min deportowała się jej rodzina.

- Jak to zginie??!!! Kto jej to zrobił!!!!- zaczęli się wydzierać.

-To ona ukradła mój pierścień - powiedziałam nadwyraz spokojnie, jej matka tuliła dziewczynę uczniowie zostali odesłani do dormitorium. Ojciec miał morderczy wyraz twarzy. 

- Dambledore jakich ty tu uczniów masz. Z rzeczami które zabijają wogóle jak taka mała dziewczynka może wynaleźć tak potężną klontwę na którą nie ma przeciwzaklęcia - krzyczał raz na mnie raz na dyrektora ojciec dziewczyny.

- Bo to nie ja ją wymyśliłam- powiedziałam cicho prawie nie słyszalnie. Snape latał tam i z powrotem ze swoimi eliksirami. - I proszę na mnie nie krzyczeć.

- Mam!- wrzasnął- to powinno przedłużyć czas życia o 10 godzin, ale nie zwalczy klątwy - polał jej rękę jakąś żółtą substancją.

- Tylko twórca klątwy zna na nie przeciwzaklęcie. A on nie żyje - dodałam smutnym głosem, lekko kiwając głową. Przegryzłam wargę od środka.

- To nie możliwe na wszystko jest jakiś sposób. Kto potężniejszy od Dambyldora mógł to stworzyć - do sali wbili aurorzy z ministrem magii. - Na pewno coś da się zrobić.

- To twoja wina! - Gryffonka jeszcze bardziej wtuliła się w mamusię. Przyjrzałam się swoim paznokciom bo akurat wydały mi się bardzo ciekawe.

- To ty nie wiesz, że się nie kradnie? Mamusia nie nauczyła - odpyskowałam, profesorowie spojrzeli ze zdumieniem, Snape wydał się dumny, a Quirrell wybauszył oczy.

Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z profesorem Snapem- on wie kto to zrobił, ja niestety nie. - Może odciąć palca?- zapytałam a wszyscy spojrzeli na mnie jak na debila. - wolisz nie żyć czy żyć bez palca. - ona i jej matka się jeszcze bardziej poryczały, musiałam pięścią zdusić rechotanie.

- Może jednak jest jakiś sposób- powiedział profesor Dambyldore, a wszystkie oczy zwrócone na niego- skoro panna Black jest właścicielką i nikt inny tego nie może wziąć do ręki. To twoja krew ściągnie z niej pierścień. - Quiller i Snape jakby totalnie nie zgadzali się ze zdaniem dyrektora Quirrell to wręcz wrzeszczał tym swoim chwiejnym głosem.

- Nie oddam mojej krwi. Jest dla mnie za cenna i nie warta tego, poco do jasnej anielki brałaś ten pierścień skoro należy do mnie - typowy ślizgon.

- Ja, Ja, ja, to był zakład inaczej wyrzucili by mnie z pokoju.

- Wolisz być żywa bez pokoju czy nieżywa i i tak nic ci to nie da - jej matka nie wytrzymała, wstała podeszła do mnie.

- To ty powinnaś być w ogóle nie dopuszczona do Hogwartu, jesteś niebezpieczna tak jak twoje czarnomagiczne dziwne przedmioty. Jak moja córka umrze obiecuje że trafisz do Azkabanu.

- Jak ja trafię do Azkabanu to - przeliczałam teatralnie na palcach. - Spokojnie może pani oszacować, że świat się skończy. Ale wie Pani właśnie wymyśliłam sposób jak to ściągnąć tylko skoro jestem taka niebezpieczna to ja  już pójdę, a jak zginie to mnie zawołajcie bo muszę odebrać co do mnie należy - i udając wielce wybitną królową szłam prosto do wyjścia, a ona krzyczała za mną przeprosiny i błagania.

- Panno Black proszę pomóc koleżance a zostanie pani nagrodzona -to już bardziej do mnie przemawia. Odwróciłam się podeszłam do leżącej na kolanach matki dziewczynie.

- Odsuńcie się - wysyczałam pogardliwie wszyscy wykonali polecenie. Ja rozłożyłam zaciśniętą pięść a nad nią pojawił się ogień. Potem przeniósł się na drugą, a po chwili moje całe ręce paliły się oczy świeciły kolorem czerwonym, a moje włosy falowały. - Pokaż dłoń- ona ze strachem podała mi ją. Dotknęłam pierścienia zaczął emanować czarną poświatą, a po chwili zaczął zsuwać się z jej ręki. -Pierścień usunęłam ale rozprzestrzeniającej się klątwy nie zatrzymam.

- Klątwę da się powstrzymać problemem był pierścień który dodawał jej coraz więcej i blokował działania przeciwzaklęć- powiedział Profesor od eliksirów.

Jej matka i ojciec zaczęli mi dziękować zresztą tak jak i nauczyciele no oprócz ciągle stojącego w kącie profesora OPCM. Zlustrowałam go wzrokiem, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały podniosłam brwi. On coś wie... Zmęczona jak po długim biegu udałam się do pokoju i wyrżnęłam na łóżku. Nie dość że nie spałam w ogóle tej nocy to jeszcze ta sytuacja mnie dobiła. Drugi dzień nauki a ja już zaliczyłam emocjonujące chwile ale ja mam szczęście...

Mam nadzieję że ktoś się tu w ogóle pojawi i komuś to się spodoba. Czółko.

Lili przeznaczona Czarnego PanaWhere stories live. Discover now