rozdział 28

815 29 16
                                    

- Przepraszam... - Szepnęłam.

Objął mnie ramieniem i przytulił do ciepłego ciała, calujac w czubek głowy.

- Nic się nie stało. Dobrze, że nie wiesz, kiedy się to odbędzie. - uniósł kącik ust.

— Aż taka niespodzianka? — Zachichotałam.

— Jeszcze jak. — Powiedział zadowolony z uśmiechem. To chyba musi być naprawdę idealna  okazja, żeby to zrobić. Wreszcie będę miała jego nazwisko, będę już cała jego, a on mój już do końca życia.

Po długim tuleniu się do siebie, postanowiłam zejść do kuchni i zrobić nam coś dobrego do jedzenia. Może ulubione zapiekanki Draco? Codziennie to je, więc może tym razem spróbuje sama zrobić pizzę z krewetkami, które niedawno kupiłam. Blondyn wszystko przyszykowal, a ja już zaczęłam działać. Rozpuscilam drożdże w wodzie i dodałam sól oraz trochę cukru. Pamiętam, jak byłam jeszcze małą dziewczynką i robiłam razem z rodzicami pizzę u nas w domu.

— Może wam pomóc? — Usłyszałam pytanie mojej matki.

— Jeżeli Pani chce, proszę bardzo. — Uśmiechnął się chwilowo blondyn i ogarniał krewetki.

— Oh, Draco... mów do mnie mamo. — Zaśmiała się cicho i zabrała się za pomaganie. — Macie pomysły na imię dla synka? — Dodała.

— Najprawdopodobniej będzie Scorpius. — Powiedział ślizgon.

— Śliczne, A kto wybierał? — Moja mama czasami zadaje za dużo pytań, ale już taka jest, dlatego tyle wie.

— Oczywiście, że nie ja. — Spojrzałam na swojego chłopaka, mróżąc na nim oczy, a on na mnie. 

— Ja wybierałem.

— Kurczę, ale przyznam, że naprawdę ładne imię. — Przyznała, kręcąc lekko głową.

— Wiem. — Powiedział blondyn.

Kiedy pizza już była w piekarniku, wszyscy siedzieliśmy przy kominku na kanapie, rozmawiając ja różne tematy z  rodzicami, ale najbardziej poruszany był temat naszego związku i co z nim będzie. Oczywiście Lucjusz zaczął, a ja przez połowe tego wszystkiego poczułam się źle.

— Draco... — Szepnęłam, łapiąc się jedną ręką za brzuch, a drugą o jego ramię. Nagle zaczęło mnie kłuć w brzuchu. Chwilę później, poczułam jeszcze coś mokrego pod sobą.

— Aurelia, co się dzieje? — Spytał zmartwiony, łapiąc mnie za policzki. — Zaczęło się? — Spytał z szokiem na twarzy i przerażeniem, ale widziałam też szczęście w jego oczach.

— Kurwa, zaczęło się. — Sapnęłam, powoli wstając. Młodszy Malfoy, delikatnie wziął mnie na ręce, jak pannę młodą i zaniósł pod drzwii, żeby szybko założyć sobie buty po czym szybko z pomocą innych wsadził mnie w samochód.

— Córeczko, oddychaj. Już jedziemy do szpitala! — Pogładziła mnie po włosach zdenerwowana.

Ból był okropny. Wiedziałam, że będzie bardzo boleć, ale aż tak, to nie... jak pomyślałam, że będę się z tym tak męczyć przez parę-paręnaście godzin, to czasami chciałam po prostu wrócić do tego momentu, żeby założyć temu księciuniowi gumke.

Po dziesięciu minutach drogi, dotarliśmy pod szpital, gdzie pielęgniarka od razu posadziła mnie na wózek i poprowadzila do specjalnej sali, gdzie miał się odbyć poród. Czy się bałam? Strasznie. Bałam się, że może coś pójdzie nie tak.

— Aurelia, kochanie. Dasz radę.. Nie mogę wejść do środka, ale będę przed salą. — Powiedział zdyszany, łapiąc mnie za policzki, kiedy już leżałam na łóżku szpitalnym. — Kocham Cię...

— Ja Ciebie też, Draco.. k-kocham— Powiedziałam łamiącym się głosem.

— Powodzenia!... — Krzyknął, kiedy jakiś facet wygonił go z sali. Głupie to jest, że nie pozwolą partnerowi być przy porodzie... byłoby mi lepiej, jak i jemu. Ciagle krzyczałam, ppróbując zrobić wszystko, żeby jak  najszybciej było po wszystkim, żebym mogła zobaczyć swoje dziecko.

Draco pov

Minęło już 9 godzin, a ja ani razu nie poczułem się senny. Ciagle słuchałem krzyków mojej cudownej kobiety, ale nie mogłem tego znieść, jak się męczy. Na dodatek nie mogę być obok niej i to jest pojebane. Nie mogę się doczekać, kiedy wejdę do sali i ujrze małego bobasa na rękach  jego matki. Nie wiedziałem, że przez tą ciążę aż tak się zmienie i zmienię nastawienie do dzieci.

Od około 15 minut nie słyszałem żadnych odgłosow że strony mojej zaniedługo marzeczonej. Mam zamiar się jej zaraz oświadczyć, klęknąć przy łóżku przed nią z pierścionkiem i powiedzieć ile dla mnie znaczy oraz zapytać, czy zostanie moja żoną.

Zacząłem się martwić, ponieważ minęło kolejne 15 minut i już miałem zamiar wejść do tej sali, sprawdzić co się dzieje, ale usłyszałem otwierajace się drzwii, więc zerwalem się z krzesła, wyciągając pudełko z pierścionkiem zareczynowym.

Dostrzegłem lekarza, który powoli zbliżył się do mnie i dziwnie na mnie popatrzył. Zmarszczyłem na to brwii.

— I co? — Spytałem, nie mogąc się doczekać aż zobaczę moje dziecko i kobietę, którą kocham nad życie.

Chrząknął cicho. — Panie Malfoy... synek jest cały i zdrowy. Scorpius prawda? — Uśmiechnąłem się na tą informację.

— Tak, Scorpius. Mogę już wejść? — Cholera... byłem tak zniecierpliwiony!

— Ale Pani Blunt... — Przełknął głośno sline, patrząc w dół. — Przykro mi, ale... Nie zdołalismy jej uratować...

Moje serce pękło. Pękło na wiele kawałków... To niemożliwe, że Aurelia nie żyje.

— Nie, Nie, nie..
Zartujecie sobie ze mnie.. — Pokręciłem głową, niedowierzając.
Nic nie usłyszałem, napewno nic że strony lekarza, ale po chwili do moich uszu dotarł płacz jej matki, a ja spojrzałem  na otwierające się drzwii od sali, w której zauważyłem leżącą na łóżku bez życia Aurelię, A obok niej w specjalnym wózku nasze płaczące dziecko... nawet te popękane kawałki serca rozkruszyły się na jeszcze więcej kawałków...

Kiedy zauważyłem, jak pielęgniarka zasłania czymś jej ciało, pudełko z pierścionkiem wypadło mi z dłoni, a ja upadłem na kolana przed nią i wtulilem w odsłoniętą, zimną dłoń mojej Aurelii.


Przepraszam, ale innego końca nie miałam. Przyznam, poryczałam się :/

First || 18+Where stories live. Discover now