Rozdział II

4.9K 163 5
                                    

        -Rose! Wstawaj!

-Mama? Mamo! Uciekaj, uciekaj, on nie może Cię dopaść!- krzyczałam, próbując wyplątać się z kołdry opatulającej moje ciało. Kiedy wydostałam się z niej,  otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Moim pokoju.  Jestem w domu?

-Rose! Ile można Cię wołać? Mówiłam, żebyś poszła spać wcześniej! –moja mama wpadła do pokoju z grymasem malującym się na jej twarzy. Zobaczywszy moje zdezorientowanie, uśmiechnęła się przyjaźnie –Kochanie, masz pół godziny do pierwszej lekcji. –po czym udała się do wyjścia. PÓŁ GODZINY?! Przecież to niemożliwe żebym zdążyła! Szybko ściągnęłam dół piżamy, zamykając drzwi, i wyciągając majtki. Kiedy już je na sobie miałam, zaczęłam zakładać spodnie, skacząc na jednej nodze, w poszukiwaniu stanika. Jeszcze wczoraj gdzieś tu był! Znalazłam. Usiadłam na łóżku wciskając drugą nogę w obcisłą nogawkę, i usiłując zapiąć stanik. Otworzyłam szafkę, złapałam bluzkę z wielką krową i wcisnęłam ją na siebie. Zerknęłam w lustro. Cholera! Moje włosy wyglądały jak szopa! W łazience pozbyłam się gumki i zaczęłam rozczesywać je na nowo. Ale nie miałam czasu na modelowanie ich, więc znów zrobiłam z nich koka, i wpadłam do kuchni. Zimne mleko…serio? No cóż, nie miałam czasu na podgrzanie go, więc wsypałam płatki do miski i zadowoliłam się lodowatym śniadankiem. Wpychałam w siebie kolejne łyżki, kiedy w drzwiach pojawiła się mama.

-Podwieźć Cię? –spytała machając kluczykami od samochodu.

-Nie, dzięki. Dam radę- mruknęłam z pełną buzią. Tak naprawdę marzyłam by mnie podwiozła, ale nie chciałam by w szkole w pierwszy dzień, wszyscy uczniowie, widzieli moje piękne autko. (czytajcie: BEZNADZIEJNY STARY GRAT). Tak więc, włożyłam miskę do zlewu, i wybiegłam z domu, łapiąc mój plecak, leżący na komodzie.  –MAMO, JAK WRÓCIŁAM WCZORAJ DO DOMU? –krzyknęłam do niej, będąc już przy furtce.

-Ron cię poprowadził do dom, nie pamiętasz?- spytała, zwężając oczy.

-Rzeczywiście - skłamałam - No nieważne. Pa! –Co to ma znaczyć? Dlaczego nic nie pamiętam?

Droga do szkoły, powinna zająć mi nie więcej jak dziesięć minut, ale jak to ja, łamaga, musiałam na kogoś wpaść biegnąc z górki.

-Przepraszam Cię. – szepnęłam , podnosząc mój zadek, z betonowego chodnika.

-Nie ma sprawy, żyjesz? –spytał podnosząc moje książki.

-Tak, oczywiście, że żyj...-nie dane mi było skończyć, kiedy ON na mnie popatrzył. To był ON! Tak, ON. Ten chłopak, ze snu! Ten wampir!  Co to ma niby znaczyć!?  Złapałam mój plecak, i miałam zamiar uciekać… ale czemu? Bałam się go? – Sorry, musze iść do szkoły, zaraz się spóźnię.

-Chodzisz do Mickiewicza? –spytał swoim PIĘKNYM, IDEALNYM, CUDOWNYM…EJ USPOKÓJ SIĘ….głosem.

-T-tak  -odpowiedziałam, i ruszyłam przed siebie.

-Zaczekaj! Tez tam chodzę, i tam się tez wybieram.- posłał mi  uśmiech, i zmierzwił ręką włosy, które i tak były w perfekcyjnym nieładzie. Ruszyliśmy w kierunku szkoły. –Jestem Max. Haha, dziwne, ze się jeszcze nie przedstawiłem – podał mi rękę.

-Rose - podałam mu swoją, a moje serce przyspieszyło. Dlaczego? Nie wiem. Nie mam bladego pojęcia.

-Ładne imię, Rose. –odparł, by przerwać tą nurtującą ciszę, pomiędzy nami. 

Zaraz potem znaleźliśmy się na parkingu szkolnym. Wchodziliśmy po schodach, a kiedy poślizgnęłam się i prawie z nich zleciałam, złapał mnie w pasie, i przycisnął mocno do siebie. ŚWIETNY REFLEKS! Dobrze, ze w tej chwili mnie trzymał, bo moje nogi zmiękły i bez jego pomocy, pewnie bym upadła…z powodu jego bliskości, znaczy nie! Co ja gadam... Motałam się, we własnej głowie...  Weszliśmy do szkoły, ludzie przeszywali nas wzrokiem. Czułam jak moje poliki płoną. Przeszliśmy przez tłum gapiów, i wtedy mnie puścił.

-Dziękuje, hmm i przepraszam. – mruknęłam.

-Nie ma sprawy. Nara. –odpowiedział i zniknął za rogiem. MYSLAŁAŚ, ZE Z TOBĄ ZOSTANIE? HAHAHA IDIOTKA. LICZYŁAŚ NA JAKĄS MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA? A MOŻE SĄDZIŁAŚ, ŻE BĘDZIECIE TWORZYC PIĘKNĄ PARĘ DO SKOŃCZENIA ŚWIATA? -spytała moja podświadomość, całkowicie ze mnie szydząc. Ale czy miała rację? Tego już nie miałam szansy przemyśleć, bo drzwi do sekretariatu otworzyły się i zostałam zaproszona do środka.

Kraina absurdu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz