Rozdział XXXVI

2.1K 130 36
                                    

Max's POV

Wyszedłem z sali po próbie i na drugim końcu korytarza dostrzegłem Rose, obściskującą  się z Leonem. Leonem! Tak, tym Leonem, grającym główną role w przedstawieniu. Tak, tym który gra chłopaka Rose! Tak tym, który tak bardzo mnie wkurwia!

No dobra może tylko się przytulali, ale i tak było to zbyt obleśne dla moich oczu. Nagle zobaczyłem Alexa. Wszedł i zobaczywszy co się dzieję, zacisnął pięści. Obręcił się na pięcie i odszedł, nadal mnie nie zauważając. Czyli jemu także się to nie podobało... miałem zamiar iść do niego, ale wtedy ona odkleiła się od Leona i znikła za drzwiami.

Wróciłem do domu, a raczej tylko do garażu. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem przed siebie. Cały czas miałem przed oczami scenę Rose i Leona. Może i nie powinienem, aż tak się wkurwiać, przecież nie jesteśmy razem i ona może robić co chce, ale… no właśnie zawsze są jakieś ale. Włączyłem radio i wsłuchałem się w lecącą piosenkę. Po chwili zacząłem nucić po nosem jej tekst. „…Nic naprawdę nic, nie pomoże, jeśli ty nie pomożesz dziś miłości…" Kiedy sens dotarł do moich szarych komórek, gwałtownie zahamowałem.

-Muszę ją odzyskać –powiedziałem, zaciskając mocno pięści na skurzanej kierownicy.

Alex 's POV

Wracałem do Rose. Byłem wykończony ciągłym bieganiem, więc stwierdziłem, ze powolny spacer dobrze mi zrobi. Podczas powrotu,  postanowiłem jeszcze zahaczyć o dom Maxa. Kiedy byłem już pod jego drzwiami zapukałem. Niestety odpowiedziała mi głucha cisza. Nie miałem zamiaru dobijać się ponownie… gdyż wiedziałem z jakim skutkiem skończyło się dobijanie Rudej, do moich drzwi. Odszedłem z zamiarem zwrócenia do Rose, kiedy usłyszałam dźwięk klaksonu.

-Alex wsiadaj musimy pogadać -powiedział Max, otwierając szybę swojego czarnego bmw.

Wsiadłem bez namysłu, a w środku próbowałem zignorować moją ogromną chęć dania mu w ryj. Zaraz mu przypierdole! Wdech i wydech, wdech i wdech –powtarzałem w myślach, niczym jakąś prośbę do Boga.

-Alex zrozumiem, wal- powiedział, a moja pięć zderzyła się z jego ramieniem. Nareszcie cała złość uszła.

-Tylko na tyle Cię stać?- spytał, prowokują mnie, z uśmiechem.

-Nie chce zniszczyć ci twojej pięknej twarzyczki, gdyż będziesz grał główną rolę w „burzy” już za dwa dni...

-Co? -jego twarz przybrała blady odcień, lecz chwilę później pojawił się na nim głupkowaty uśmiech. -Ty tak serio?! Ale jak pozbyłeś się Leona?!

-Pozwól, że to zostanie moją słodką tajemnicą... -uśmiechnąłem się szczerze.

-To co, przyjaźń? -zaproponował niepewnie wyciągając dłoń w moją stronę.

-Przyjaźń- podałem mu dłoń -Akcja uratować Rose z rąk oprawcy rozpoczęta?!

-Rozpoczęta! -krzyknął- Dzięki stary. Przepraszam że ... no pieprzona zazdrość wtedy i w ogóle…

-Okej. Rozumiem- powiedziałem, choć tak naprawdę nic nie rozumiałem. –A, i pamiętaj, że Rose nie może się  niczego dowiedzieć. –powiedziałem, wpadając na genialny plan.

-Spoko...Rozumiem, że Leon także ma nic nie wiedzieć?-spytał.

- Taaa, najwyżej na występ gdzieś się go zamknie.-powiedziałem pod nosem, jakby sam do siebie.

-Widzę, że myślimy tak samo.- powiedział znacząco ruszając brwiami. Wybuchnąłem śmiechem, wiedząc już, ze słyszał co powiedziałem.

-Interesy z Tobą to czystą przyjemność, stary.

-Jeszcze tylko musimy pojechać do siostry Wandzi, żeby powiadomić ją o naszym planie… wiesz tak,  na wszelki wypadek. –zaśmialiśmy się oboje i ruszyliśmy w kierunku klasztoru.

Siostra Wandzia's POV

Chłopcy odjechali, a ja poszłam modlić się o powrót ich mózgów... i żałować za swoje grzechy!
W końcu zgodziłam się na przetrzymywanie biednego chłopaka w schowku woźnego!  Wanda co się z tobą dzieje?!-zadałam pytanie nie domagające się odpowiedzi. 

W końcu, dla bezpieczeństwa wybrałam numer do Leosia, przecież nie mogę tego tak zostawić.

-Halo? –spytałam, gdy ktoś odebrał telefon po drugiej stronie.

-Słucham? -odezwał się jego ochrypnięty głos, który wywołuje u większości dziewczyn te podniecające dreszcze.

-Leoś, dziecko kochane, bo jest taka sprawa...

Rose's POV

dzień przedstawienia

-Ubierajcie się! Zaczynamy za godzinę! Martin, nie plącz się pod nogami! Rose pomalowana już jesteś?! Max... okej widzę Cię! A Leon? Gotowy także?! -krzyczała siostra Wandzia, wchodząc co chwilę do innej garderoby. Nie oczekiwała nawet odpowiedzi... rozglądała się tylko dookoła, próbując wszystko ogarnąć.

Bałam się. Cholernie się bałam... Niby byłam z Leonem dobrze przygotowana, a mimo wszystko siedząc przed lustrem trzęsłam się jak galareta. Spojrzałam ponownie na zegarek.

54 minuty do występu.

Nagle drzwi otworzyły się i zza nich pojawiła się postura Alexa. Mojego kochanego Alexa. Szybko podniosłam się z siedzenia i wtuliłam w jego spięte ciało.

-Czy mi się zdaje czy ty się stresujesz? Przecież to ja mam występ, a nie ty... -Zaśmiałam się, masując jego plecy.

-Nieee, coś ty. A jak ty się czujesz?

-Makabrycznie! Boje się!  -znów zaczęłam panikować.

-Ejjj mała, będzie dobrze! –uśmiechnął się przyjaźnie, dodając mi otuchy.

-40 minut do przedstawienia! -krzyknęła siostra Wandzia na korytarzu, niszcząc spokojną atmosferę.  Znów zaczęłam się trząść. Jezu, przecież ja nigdy nie mam tremy! … no znaczy mam, przed występem.... Dobrze, że potem znika! -pocieszałam się.

-Ejj, mała spokojnie! Będzie dobrze, zobaczysz! -Alex ponownie próbował podnieść mnie na duchu. -Dobra, ja to będę leciał...

-Co!? Gdzie?! Czemu? -zadałam setki pytań, ale nie odpowiedział mi. Zignorował mnie! Zostawił buziaka na moim czole i znikł. Przepadł jak kamień w wodę. Suuuper!

Usiadłam przed lustrem i wzięłam kilka głębokich wdechów. Za parę godzin, już będzie po wszystkim! Jeju, ale to ekscytujące! Uśmiechnęłam się sama do siebie, i zobaczyłam, że cały lęk nagle ze mnie ulatuje. Będzie dobrze, musi być –powtarzałam bez ustanku, coraz bardziej szczerząc się do mojego własnego odbycia. 

__________

Hej, hej i jak? :)) Dziękuje za 40.000 wyświetleń miśki! :* 

Kraina absurdu.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora