Rozdział XXXIX

1.7K 134 19
                                    

Hej miśki rozdział dla Was. Nie jest taki jaki bym chciała, ale mój braciszek bardzo pragnie laptopa, a ja chcę już dodać rozdział, bo nie było go już trochę, prawda? :D 

Miłego czytania. Prosze o opinie :) Buzkiaki, tęskniłam! :**

__________

Rose's POV

-Fijujujuju!-usłyszałam głośny gwizd który spowodował, że obróciłam głowę. Stał tam Leon, który na przemian gwizdał,  klaskał i krzyczał. Niby wszystko okej, ale dlaczego on jest tam, a nie tutaj?!

-Leon?! To on nie jest w schow... -usłyszałam także zdzwiony głos Maxa, zaraz obok mojego ucha.

-Że niby gdzie miał być?!  -spytałam niedowierzając w to co usłyszałam, a raczej tylko czesć tego co miałam usłyszeć.

-E, no nigdzie! Spokojnie! -uciszył mnie i złapał za rękę. Chwilę później byłam ciągnięta po schodach w dół. W pewnym momencie zobaczyłam, że ludzie zaczęli zrywać się z siedzeń i pędzić w naszą stronę.  Nagle staliśmy po środku wielkiego koła… Ops…

-Można autograf?

-Podpiszcie mi się na ręce!

-Możecie złożyć swój podpis na mojej koszulce?! -krzyki  przekrzykiwane były kolejnymi wrzaskami niewiele różniącymi się od poprzednich.

-Drodzy państwo. To nie nasza zasługa -zwrócił się Max do zebranych. -Proszę siostry! –krzyknął do nauczycielki- Tak, dobrze myślicie, to właśnie jej zasługa!- wskazał na wyłaniającą  się postać siostry Wandzi- I to ona rozstaje autografy! -krzyknął i łapiąc mnie pod nogi i pod ręce wyniósł z sali niczym pannę młodą. Ludzie znów zaczęli krzyczeć, ale tym razem obiektem ich westchnień stała się siostra Wandzia, której chyba nie przeszkadzało podpisywanie się na czyiś częściach ciała…Cudownie!

Wyszliśmy na zewnątrz i moim oczom okazał się przepiękny czarny motocykl.

-Jedziemy na krótką przejażdżkę? –Max zapytał, stawiając mnie na ziemi.

-Z wielką przyjemnością-odparłam, czując jak serce przyspiesza na samą myśl o jeździe na tym cudeńku. Z gracją wsiadłam na tylne siedzenie, a po usłyszeniu warkota silnika dostałam „małego” ataku palpitacji serca. Z piskiem opon ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku, a co najdziwniejsze- nawet mi to nie przeszkadzało.

Moje ręce mocniej zacisnęły się na jego brzuchu gdy wpadliśmy w ostry zakręt. Uwielbiałam tę adrenalinę buzującą w moich żyłach, gdy siedziałam na dwukołowym pojeździe i pędziłam po szosie.  Kiedy po 30 minutowej jeździe zatrzymaliśmy się na skraju lasu, czułam się niesamowicie. Lekki uśmiech wkradł mi się na usta, gdy Max podał mi dłoń, bym z taką samą gracją jak wcześniej zeskoczyła na trawę.  Zostawiliśmy motor  i udaliśmy się na spacer po pachnącym lesie. Brunet z wahaniem złapał mnie za rękę, a po moim całym ciele przeszedł dreszcz podniecenia. Tyle na to czekałam,  a gdy ten moment przyszedł po prostu rozpływałam się jak to miałam w zwyczaju.

-Mam dla siebie niespodziankę- oznajmił, przerywając ciszę.

-Czyżbyś przewidział to, że tu z tobą przyjadę? –zapytałam z chytrym uśmiechem.

-Nie. Ale jak nie po dobroci to siłą. Jakoś bym Cię tu przyciągnął - jego gardłowy śmiech rozniósł się echem po całym lesie.

- Mam się bać? - zapytałam pół żartem pół serio.

-Powinnaś się nad tym zastanowić zanim wsiadłaś ze mną na motocykl. -odparł poważnym tonem.

-W takim razie to ja spadam -odparłam szybko, po czym obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec.

-Stóóóóój żaaartowaaałemmm!! -usłyszałam jego głos a po chwili leżałam przygnieciona jego ciałem, do pokrytej delikatną rosą trawy. Wszystko przypominało nasze pierwsze spotkanie. Mój pierwszy sen. Była tylko jedna zasadnicza różnica. Nie płakałam, a raczej chichrałam się jak nienormalna.

-Dobra, dobra złaź ze mnie! -krzyknęłam próbując wydostać się spod jego ciężkiego ciała.

-Ale nie uciekniesz?

-Jak będę próbować to jebnij mnie kamieniem...jak za pierwszym razem. –powróciłam do wspomnienie z mojej głowy.

-Hahahahhahahahaha przepraszam! Nie chciałem by wtedy tak zaczęła się nasza senna znajomość-śmiał się i krztusił naprzemiennie.

-Trzeba było nie być takim idiotą! –odpowiedziałam również śmiejąc się, z przytoczonego wspomnienia.

Jak już się dowiedziałam, gdy człowiek się śmieje, nie trudno go wykiwać. I tak tez się stało. Szybko wymknęłam się spod jego ciała i ponownie zaczęłam biec. Tym razem, zanim zorientował się że mu uciekam, zdążyłam wyrobić sobie dużą odległość między nami, co dawało mi ogromną przewagę. A tak wtedy przynajmniej myślałam.

Max’s POV

Podniosłem się i zobaczyłem, że Rose jest jakieś 150 metrów przede mną… Wow, ale wypruła. Chwila. Nie! Tylko nie w tą stronę! Przecież tam jest klif!

Nic więcej nie myśląc zacząłem biec ile sił w nogach by dogonić dziewczynę, pędzącą prosto ku wielkiej przepaści.

-Uważaj na końcu! –krzyknąłem marząc by mnie usłyszała. –Stój Rose! Stój! 

-Jezus Maria! –usłyszałem jej krzyk i w tym samym momencie złapałem ją w pasie, odciągając od przepaści.  Czułem jak jej serce uderza ze zdwojoną szybkością, prawie tak samo jak moje.

-Dlaczego nie powiedziałeś mi że jest tu klif!? Z którego na dodatek mogłam spaść!? Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

-Mówiłe…

-Czy ty chciałeś mnie zabić?! Mogłam zginąć!

-Przecież Cię złapał…

-Boże! Mogłam spaść! Mogłam już nigdy nie otworzyć oczu! Już bym nie żyła! Już by mnie nie było!

-Ale jesteś przecie…

-Mogłam spaść idioto!

-Kochanie, stop! Nie przerywaj mi. Żyjesz. Zobacz, wszystko jest okej. Żyjesz, ja też! Złapałem cię. Żyjesz- powtórzyłem po raz setny i jeszcze mocniej ją przytuliłem. –Spokojnie, jestem tu.

Rose’s POV

Usiedliśmy wtuleni w siebie. Ciągle trzęsłam się ze strachu, i głośno oddychałam.

-To właśnie tu przyjeżdżaliśmy w moich snach, tych podczas śpiączki. – oznajmił, całując mnie w policzek.

-Ojej. – wzruszyłam się. –Dziękuje, ze mnie tu zabrałeś –wyszeptałam powoli się uspokajając.

-Ale to nie wszystko. Chciałbym abyś jutro pojechała ze mną, na dwa dni w góry.

-Co?! Zwariowałeś?! –zaczęłam się śmiać.

-Możliwe, ale to zapewne z mojej miłości do ciebie. –wyciągnął dwa bilety kolejowe i wręczył mi je do ręki. Łzy szczęścia zebrały się w moich oczach. Przetarłam je rękawem bluzy i pocałowałam go namiętnie na znak mojej zgody. Dwa dni w towarzystwie Mojego Maxa. Dwa pełne dni do naszej dyspozycji. Dwa dni...

Kraina absurdu.Where stories live. Discover now