Rozdział XXIII

3.3K 120 13
                                    

Cześc Wszystkim. Do czytania tego rozdziału, polecam Wam piosenkę Miley Cyrus "Stay" ( https://www.youtube.com/watch?v=RGLh138m7sA )

Miłego czytania Kochani :*

P.S Przepraszam za nieskładne zdania i błędy ;-;

___________________

Rose's POV

 Przez całą drogę, próbowałam odizolować się od świata. Po długim czasie, w końcu moje myśli odpuściły i dały mi upragniony spokój.

Czułam pustkę, ale przyjemną. Tego właśnie potrzebowałam.

Kiedy po paru nudnych godzinach patrzenia przez szybę, zaczęłam rozpoznawać okolicę, nie wiem czy byłam szczęśliwa, czy może wręcz na odwrót, ale miałam ogromną ochotę zamknąć się w swoim pokoju i zostać tam, aż do momentu, kiedy to Max by do mnie przyszedł, przytulił mnie i powiedział, że kocha mnie najbardziej na świecie.

Ale pozostaje pytanie: Czy wierze w cuda? No właśnie, że nie wierze…

Gdybym tak siedziała w swoim pokoju, nie narażając się nikomu, może świat przestałby się w końcu na mnie wyżywać? Może dałby chwilę odetchnienia?

Gdy wyszłam z PKS’u, zobaczyłam mojego tatę, opierającego się o swoje auto. Podbiegłam do niego, i mocno go przytuliłam. Szkoda, że tego nie lubi, więc nie odwzajemnił mojej czułości.

-Czemu nie możesz mnie przytulić, tak prawdziwie, jak ojciec, swoją córkę?! –spytałam, robiąc krok do tyłu.

-Przecież wiesz, że tego nie lubię –odparł wymijająco.

- Przytulanie wytwarza hormony szczęścia, które powodują zanik agresji interpersonalnej i spowalniają proces starzenia się komórek. Powinieneś to lubić! –uśmiechnęłam się. –Nie ważne, jedziemy?

 –Conrad do mnie dzwonił, dlaczego przyjechałaś? –spytał, otwierając mi drzwi. Byłam już przygotowana na to pytanie, pomimo, iż spodziewałam się je usłyszeć dopiero za jakiś czas… w domu.

-Po prostu miałam już dosyć, Tato. Nic nie jest już takie łatwe jak kiedyś.

-Zranił Cię ktoś? –Dużo osób mnie rani. No cóż, jakoś żyje dalej.

-Tak –odpowiedziałam. Na szczęście nie dążył już tego tematu i jechaliśmy w całkowitej ciszy. –Dziękuje, że po mnie przyjechałeś - odparłam, a on w odpowiedzi, tylko uśmiechnął się i pokiwał głową.

Drzwi do domu, otworzyła nam mama. Nawet nie wiedziałam, że aż tak za nią tęskniłam. –dobrze, że chociaż ona lubi się przytulać- szepnęła cicho podświadomość.

-Kocham Cię Mamusiu –mówiłam. Jej ramiona oplatające moje ciało, dawały mi poczucie bezpieczeństwa, a odgłos jej uderzającego  serca dawał ukojenie.

-Ja Ciebie też, kochanie –szeptała mi do ucha.

-Max mnie opuścił. Znów mnie zostawił…–i tak, opowiedziałam jej całą historię o nas. O mnie i o nim.- Wiesz, że ja go kocham, prawda?  Więc nie wiem, dlaczego on nie może kochać mnie?! Czy to takie trudne?

-On Cię kocha. Jestem tego pewna. Po prostu się pogubił. On także się boi, nawet nie wiesz jak bardzo. Nigdy nie zrobiłby czegoś by Cię skrzywdzić- trzy głębokie wdechy- Jak na razie, musisz pogodzić się z przeszłością, by nie posuła Ci teraźniejszości, Rose.

-Ej! –spokojny nastrój przerwał nam krzyk taty. –Zobaczcie! Jakiś wypadek niedaleko nas. Jakiś samochód osobowy, zderzył się z ciężarówką. Jedna osoba nie żyje, a druga jest w krytycznym stanie! –szybko usiadłyśmy na kanapie, przed telewizorem i z uwagą słuchaliśmy, co ma nam do powiedzenia dziennikarka. Kiedy skończyła mówić, pokazali miejsce wypadku. Ogromna ciężarówka przygniatająca czarny samochód. Z osobówki nie zostało praktycznie nic. Nic prócz tablicy rejestracyjnej i niedużej torby, z której wysypały się czarne koszulki, jakieś inne szmaty, srebrny, potłuczony zegarek oraz jedna para białych, już bardzo zniszczonych vansów.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby te rzeczy nie należały do…  mojego Maximiliana Rupertsa.  

-Matko, Rose! –usłyszałam krzyk mojej matki. –Andrew, pomóż mi! Rose! Rose obudź się! Rose!!!–Mamusiu, przecież ja nie śpię. Mamusiu, to on śpi. On śpi.  On usnął, usnął na zawsze. Beze mnie.  Pieprzony egoista.

W oddali słyszę jeszcze krzyki mojej mamy, mam ochotę zapaść się pod ziemie, ale mogę jej zrobić tego co Ty mi, Max! Powili otwieram oczy. Mimo, iż przyszło mi to z ogromnym trudem, dałam radę.

-Mamo, to wszystko moja wina. –mówię, spoglądając na nią.

-Boże, Rose! Dobrze, że otworzyłaś oczy! Zemdlałaś! Ale… o czym ty mówisz!?

-Mamusiu, to on był w tym czarnym samochodzie. Mój Max.

-Matko Przenajświętsza! Rose! Tak mi przykro! –słyszę, jak wybucha płaczem.  Widzę jak łzy wypływają spod jej powiek, czuje je, kiedy mnie obejmuje. A kiedy podnoszę się do pozycji siedzącej, nie wiem co mam ze sobą robić.

-MIAŁEŚ MNIE NIE OPUSZCZAĆ! OBIECAŁEŚ, ŻE TEGO NIE ZROBISZ! A TERAZ CO?! NIE MA CIĘ… -wykrzyczałam, wstając na równe nogi, tylko po to by poczuć jak kolejna fala bólu rozchodzi się po moim ciele, i znów upadam.  –niech on wróci. Proszę… - szeptam, czując łzy, które wydostają się spod moich powiek. Nienawidzę ich!

-Rose. Przecież to nie on musiał zginąć. To mógł być ten drugi kierowca. –tłumaczy mi tata, siadając obok mnie.

-Tato, widziałeś to czarne auto? Widziałeś jak było zniszczone? A może nie widziałeś, bo tak mało z niego zostało?!  -krzyczałam.

-Może pojedźmy do szpitala, w którym może być ta osoba, która przeżyła. –zaproponował.

-Tak! Jedźmy! –krzyknęła moja przerażona mama.

Z dużą pomocą taty, doszłam do auta, ale zanim weszłam do środka, stałam przed nim i z obawą spoglądałam na jego wnętrze.

-Spokojnie, będę jechał ostrożne- powiedział mój ojciec. Człowiek, któremu w pełni ufałam, więc weszłam do środka i zapięłam pasy. Ruszyliśmy w kierunku szpitala Grudzińskiego.  

Teraz w mojej głowie nie było nic, prócz jednej myśli. Jednej, która dawała mi jakąś nadzieje.

 „On musi żyć. Dla mnie”

Kraina absurdu.Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu