Rozdział XIV

3.7K 145 7
                                    

Max’s POV

Jezu, Max czy ty zawsze musisz wszystko schrzanić? Wyszedłem z windy zanim ponownie by się zamknęła i ruszyłem do sali na jakiś wykład. Usiadłem na ostatnim wolnym miejscu, zanim wychowawczyni skarciła mnie wzrokiem. Zapatrzony w Rose, a dokładnie jej plecy, do moich uszu dochodziły jedynie skrawki tego o czym mówił wykładowca. „… galeria powstała w 1989 roku, założona przez Fryderyka…” W pewnym momencie obiekt mojego zainteresowania wstał, i zaczął przeciskać się do wyjścia. Podeszła do pani Monks, po czym wyszła z pomieszczenia… tylko gdzie? Nadmierna ciekawość niebezpiecznie wypełniała moje ciało, w końcu stwierdziłem, ze jeszcze chwila i nie wytrzymam. Po dziesięciu minutach, z zegarkiem w ręce podniosłem się z krzesełka i wyparowałem z pomieszczenia, nie zważając na spojrzenia rzucane w moją stronę.

Biegłem przed siebie, zaglądając do każdego miejsca gdzie mogłaby być Rose. Bufet, pusto. Palarnia, pusto. Toaleta? Tak, to może być to. Szybkim krokiem przemierzałem korytarz. Przed oczami widniał mi niebieski symbol, oznaczający, iż dotarłem do wyznaczonego sobie celu. Otwarłem drzwi, wpadając prosto na siostrę Wandzie.

 Ejj młodziaszku, nie zabłądziłeś? –spytała podśmiewając się ze mnie.

 -Um, no tak, znaczy się nie. – próbowałem wybrnąć z sytuacji…Siostra spojrzała na mnie pytająco, po czym powiedziała ciszej:

 -Jest w drugiej kabinie, i chyba płaczę. Powodzenia. –szepnęła i wyszła z toalety, pozostawiając mnie samego, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Kiedy wszystko ucichło, usłyszałem ciche łkanie, a potem jej głos… rozmawiała przez telefon.

„-Ale… ja już nie daje rady! Alex, dlaczego to jest takie trudne? ..........tak, ale ja już nie umiem! Nie potrafię udawać, ze jest okej............Alex! Czy ty mnie słuchasz? Ja go kocham…........ Przepraszam, nie powinnam. Ale..ale możemy już to skończyć?  ........Um, dziękuje za wszystko. Chyba nie dam rady dziś się z tobą spotykać… Musze ochłonąć......... tak, tak. Do jutra... i dziękuje za wszystko, jesteś najlepszym przyjacielem......... ja ciebie też, obiecuje, ze nie będę już płakać...... Tak, um no pa.

Rozmowa zakończyła się. Nagle drzwi otworzyły się i wyszła z nich piękna dziewczyna, z zaczerwienionymi oczami, i mokrymi od łez polikami.

Rose’s POV

Skończyłam rozmowę z Alexem. „Zerwaliśmy” haha, jakie to głupie. Odetchnęłam głęboko i skierowałam się do umywalki.

Cholera jasna! Maxymilian Ruperts… On mnie prześladuje, czy co? Postanowiłam zignorować jego osobę całkowicie, więc minęłam go, nawet nie spojrzawszy mu w oczy. Odkręciłam kurek i puściłam zimną wodę. Opłukałam nią twarz i spojrzałam w lustro. Rumieniec okalał moją twarz, ale nie z tego samego powodu co zwykle, rumieniec gościł u mnie, ze złości. Tak, byłam wściekła! Minęłam go bez słowa i otworzyłam drzwi, z zamiarem opuszczenia „DAMSKIEJ” toalety! Nagle ktoś, tak ten ktoś, złapał mnie za ramię i odwrócił.  Chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. Jego błękitne tęczówki hipnotyzowały mnie do szaleństwa.  W pewnym momencie, przycisnął mnie do drzwi i przybliżył swoją twarz do mojej. Stykaliśmy się czołami, czułam jego oddech na moich ustach. Nie myślałam o konsekwencjach, w tej chwili marzyłam tylko i wyłącznie o tym, bym mogła go pocałować. Max szybciej bo się rozmyśli! –krzyknęła moja podświadomość i w tym momencie nasze usta złączyły się w cudownym pocałunku. Z sekundy, na sekundę stawał się on bardziej namiętny, czułam jego rękę w moich włosach, motyle w brzuchu nie dawały mi spokoju… A kiedy z moich ust wydobył się cichy jęk, drzwi otworzyły się, przez co prawie przewróciliśmy się do tyłu.  

-Ohh!!! Nie wiedziałam, ze wy „ten teges”!–krzyknęła siostra Wandzia. Jezu, jestem pewna, że jestem cała rozczochrana i czerwona… za to Max nie był w żaden sposób zdenerwowany, więc liczyłam, ze to on będzie pierwszym który się odezwie.

-Huh, przepraszamy za uczucie dyskomfortu siostro.- Uśmiechnął się szelmowsko, na co siostra zareagowała śmiechem.

-Dobra, dobra, idźcie już, bo wykład się kończy. –puściła nam oczko i wskazała ręka na drzwi. Wyszłam jako pierwsza, całkowicie speszona, a za mną od razu Max, z nieukrywana radością.

Cholera, co się właśnie wydarzyło?

Zanim weszłam na sale pełną ludzi, odwróciłam się do Maxa i powiedziałam:

-Wejdź za jakiś czas, ok?

-Jasne- odpowiedział, na co momentalnie się zaczerwieniłam. Ugh, kiedyś nigdy nie robiłam się czerwona! Co się ze mną dzieje? Szybko weszłam na sale, co przykuło uwagę mojej przyjaciółki. Uklepałam jeszcze raz włosy i podeszłam do niej.

-Gdzie żeś się podziewała?! Myślałam, że zwariuje! –cos jeszcze powiedziała, ale wchodził Max, więc wzięłam jej twarz w ręce i popatrzyłam w jej oczy.

-Koocham Cię! Przepraaszam że wyszłam, miałam coooś do załatwienia!- Wzrokiem jeździłam po sali, dopiero, gdy upewniłam się, ze wszystko jest jak w  najlepszym porządku, puściłam ją.

-Co to było? –warknęła.

-Nic, ej kiedy koniec? –zmieniłam temat.

-Już, zobacz wszyscy wstają. – wskazała na uczniów, po czym same opuściłyśmy sale i udaliśmy się na krótką przechadzkę po galerii. Potem wróciłam do domu. Miałam dosyć. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.  Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Nic mi się nie śniło, może na sen jeszcze za wcześnie?… Kiedy wstałam była godzina 21:00. Postanowiłam wyjść na dwór i pooglądać gwiazdy. Super niebo, żadnej chmurki, i w dodatku dosyć ciepło. Rozłożyłam koc przed domem i chwilę później już wylegiwałam się, spoglądając w niebo. Pięknie się zapowiadało, ale nagle poczułam jak ktoś się na mnie kładzie.

-AAAAAAAA! CHOLERA JASNA! PUŚĆ MNIE!–krzyczałam- MAX? CO TY TU ROBISZ? PUSZCZAJ MOJE RĘCE! ZŁAŹ ZE MNIE!

-Ejjeje, spokojnie mała. Najpierw daj mi całusa. –negocjował.

-W życiu! Puszczaj!!! Idiotooo! –i co? Nagle moje drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i wyskoczył z nich mój tata. Wrzeszczał, biegnąc w naszą stronę. Max szybko ze mnie zeskoczył i już staliśmy na równych nogach.

-Tato… to nie tak! –uspokajałam go.

-a jak? Krzyczysz! Myślałem, ze coś się dzieje! A ty? Kto ty jesteś?! I co tu robisz o tej godzinie?! I to leząc na mojej córce?!

-Ja… proszę pana to nie tak. My gadaliśmy o pracy domowej z anglika. –tłumaczył.

-Taa jasne! Chwila i już Cię nie ma! Domu nie masz? –prychnął i trzasnął drzwiami.

-To co? Dostane buziaka na dobranoc? –uśmiechnął się ukazując białe zęby, a ja w blasku księżyca zbliżyłam się do niego i delikatnie szepnęłam.

- Chciałbyś.

________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Co raz gorzej mi idzie i w dodatku jeszcze tak malo czasu :C Mam nadzieje, że jednak mimo wszystko nie jak az tak tragicznie jak mi  się wydaje i nie zanudziłam Was na śmierć. buziaki. ;')

Kraina absurdu.Where stories live. Discover now