Rozdział VII

3.8K 135 7
                                    

Hej, rozdział króciótki, ale to przez KAMILA! BOŻE KOCHAM CIE KAMIL! <3 ZŁOTOO HAHASDKBWK NATALIA TEŻ CIĘ KOCHAM <3 haha, a teraz miłego czytania! Komentować ;**

Rose’s POV

-Nic mi nie jest – odpowiedziałam jednym zdaniem na miliony pytań, kierowanych w moją stronę. –Pójdę do pielęgniarki. I NIE, NIE POTRZEBUJE POMOCY- uprzedziłam nasuwające się pytania. Wyszłam z sali, tak samo jak mój poprzednik Ruperts i skierowałam się na pierwsze piętro.

-Dzień Dobry, zostatałam przysłana do pani, ponieważ dostałam piłką w głowę –wydukałam ledwo zrozumiale-Czy mogła by mnie pani zwolnić do domu? Czuje się fatalnie. –zrobiłam „piękne” oczka, w stronę siwej staruszki i uśmiechnęłam się błagalnie. Wpatrywała się we mnie, jakbym to ja była winna. Miałam ochotę wrzasnąć na nią „TO NIE MOJA WINA, TY WREDNA STARUCHO!” ale… no przecież nie mogą mieć o mnie złego zdania, już po drugim dniu szkoły. Po dłuższej chwili wypisała mi zwolnienie i mogłam w końcu ruszyć do domu. JEJ!

Kiedy znalazłam się na parkingu, dochodziła godzina 10. Co mam robić? Wrócić do domu? Już wyobrażałam sobie te nurtujące pytania mojej mamy. Ale z drugiej strony, ostatni dzień z Conradem… no właśnie! Do głowy przyszedł mi całkiem niezły pomysł. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer.

„-Halo?- odezwał się głos w słuchawce.

-Hej, słuchaj…-rozgadałam się na całego, a kiedy skończyłam, byłam już w połowie drogi do parku.

-Ok, ok! Do zobaczenia, będę za 5 minut! –usłyszałam, po czym połączenie zostało przerwane." Siedząc na ławce z uśmiechem na twarzy, oczekiwałam na mojego towarzysza. Patrzałam przed siebie i między strumieniami płynącej wody, zobaczyłam GO, siedział z głową ukrytą w dłoniach. Poderwałam się z miejsca i już miałam zamiar gdzieś się schować, kiedy uniósł swoją głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Nie umiał oderwać wzroku, od jego błękitnych, jak ocean, oczu. Świdrowaliśmy się wzrokiem, aż usłyszałam znajomy głos, wołający mnie. Odwróciłam się za siebie, dostrzegając rozwianie włosy mojego brata. Kiedy już wiedziałam, kto mnie wołał, ponownie spojrzałam na ławkę, za fontanną. Była pusta. Może go tam w ogóle nie było? Może mam na jego punkcie takiego fioła, że wyobrażam go sobie, tam gdzie chciałabym go zobaczyć?…NIE! NIE CHCIAŁABYM GO ZOBACZYĆ! NIE TERAZ! NIE NA ŁAWCE NAPRZECIW MNIE! Zwariowałam… Już nie wiem, co jest fikcją, a co prawdą.

-Ducha zobaczyłaś? –z zamyślenia wyrwał mnie głos Conrada. Nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, bo podeszła do mnie jakaś dziewczyna i z zazdrością w oczach, wręczyła mi niedużą kopertę.

-Masz, to od…hm jakiegoś chłopaka, który poprosił mnie… bym dała tę wiadomość Tobie. Niezłe z niego ciacho. Szczęściara z Ciebie –powiedziała i odeszła. ŻE COO? Moje usta były otwarte, a oczy… jakby ktoś wstawił w nie zapałki. Pewnie stałabym w takim zdziwieniu jeszcze jakiś czas, ale przerwał mi Conrad.

-Masz zamiar to przeczytać? – nie zareagowałam, dopiero kiedy wyrwał mi kopertę, z zamiarem otwarcia jej, obudziłam się z transu i zaczęłam wrzeszczeć.

-IDIOTA! ODDAWAJ! NIE TWOJE, NIE RUSZAJ! DAAAAWAAAJ MIII TOOO! – zamachnęłam się, i kopnęłam go w piszczel. Upadł na kolana, wyciągając kopertę w moją stronę. Jego oczy nie wyrażały nic, poza przerażeniem. Był całkowicie zbity z tropu. Wyrwałam mu ją z ręki, i uciekłam na odległość 10 metrów. Byłam bezpieczna. Siadłam na ławce i drżącymi rękami zaczęłam ją otwierać, nie zwracając najmniejszej uwagi na brata, który nadal klęczał z ręką wyciągniętą ku górze. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu akcji, ale nie interesowało mnie to. Teraz liczyła się tylko zawartość białej koperty.

Kraina absurdu.Where stories live. Discover now