Rozdział XXII

3.3K 123 15
                                    

Max'a POV

Kiedy otworzyłem oczy, do mojej głowy napłynęły wszystkie obrazy, z poprzedniego wieczoru. Każde słowo, które wypowiedziałem wyryło się w mojej pamięci. Dlaczego zawsze gdy jest już „dobrze”, wszystko muszę schrzanić?

Było mi wstyd. Cholernie wstyd.

Potrzebuje usłyszeć jej głos. Jeżeli go nie usłyszę w tej chwili, spanikuje. Odejdę. Może to i dobrze? Widzę, jak delikatnie oddycha, jak jej klatka piersiowa opada i unosi się w równomiernym tempie. Znów ją zraniłem. Znów nagadałem głupoty, mimo iż, myślałem, że słowo nie może zranić bardziej, niż czyn.

Ona mnie nienawidzi, a ja nienawidzę siebie. Pasujemy do siebie.  

Czy kiedy odejdę, będzie jej lepiej? Tak!-zapewniałem siebie- NIE!-krzyczała podświadomość. Ale… co ona wie? Szybko łapiąc torbę, wyszedłem z pokoju.  Stałem tak przed zamkniętymi drzwiami jeszcze parę minut, aż w końcu wybiegłem z hotelu.

Jestem do dupy, proste. Nie zasługuje na nią, proste. Powinna znaleźć sobie kogoś lepszego, proste. Kogoś kto będzie dla niej dobry i nie będzie ranił jej na każdym kroku. Ja się do tego nie nadaje, proste.

Tak szczerzę, to nigdy nie wiedziałem, że mogę pokochać kogoś tak bezwarunkowo. Bez względu na wszystko. To dziwne, ale nie mogę się dłużej zastanawiać. Muszę iść.

Wsiadłem do samochodu i wyjechałem z parkingu. Kierunek? Rzeczywistość.

Rose's POV

Leząc na łóżku, przewróciłam się na drugi bok. Szkoda tylko, że ta druga połowa była już opuszczona i zimna. Drżącymi rękami wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Conrada.  Dopiero gdy odebrał i odpowiedział mi jego zaspany głos, przyszło mi na myśl sprawdzić, która jest godzina. 6:34. Ups. No trudno, musze dowiedzieć się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę.

-Conrad! Mam dość dziwne pytanie…-zaczęłam, ale przerwał mi.

-Ej, Rose jest 6:30, dlaczego nie śpisz? Coś z Maxem? Naprawdę nie chciałem wycelować w niego piłką. Dobrze się czuje?

-O Boże… czyli to prawda.

-Ale co prawda, Rose?! … Jesteś tam? –nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Jeżeli to wszystko się wydarzyło, to dlaczego on odszedł? Dlaczego znów mnie opuścił?! Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Dlaczego nie można mnie kochać?

-Muszę jechać do domu-zadecydowałam i rozłączyłam się. Stojąc tak, w bezruchu, poczułam palące łzy, wydostające się spod moich powiek.

-Maxymilianie Rupertsie WRÓĆ DO MNIE!- wykrzyczałam, osuwając się na kolana. Siedziałam tak, zanosząc się szlochem, dopiero gdy wstałam, drżącymi rękami zaczęłam wrzucać do mojej walizki, każdą napotkaną szmatę. Opuściłam mój pokój z myślą, że po raz kolejny straciłam najważniejszą dla mnie osobę.

Szybkim krokiem wyszłam z hotelu, oddając klucz recepcjonistce.

Pół godziny potem, stałam już na przystanku. Łzy powoli przestały płynąc, mimo to moje serce nadal krwawiło. Dlaczego życie jest niesprawiedliwe?

PKS ma być za 10 minut, a ja czuje w sobie cholerną pustkę. Miało być już dobrze, prawda?!

Podobno tak to już jest, gdy Ci na kimś zależy. Zaangażujesz się, zakochasz, przeżyjesz najwspanialsze chwile swojego życia, to potem zostaniesz sama. Bez żadnego konkretnego wyjaśnienia.

-Coś się stało? –spytał mnie nastoletni chłopak, podchodzący do mnie.

-Mam być szczera, czy miła? –spytałam, wykrzywiając twarz w grymasie.

-Jak chcesz –odparł, jakby od niechcenia. –Tylko nie płacz –znów płaczę?

-Wspomnienie, rejestr chwili. Nic więcej –mówię w skrócie, co mi dolega.

-Huh, miłość? Jak bardzo jest źle?

-Bardzo.

-Nie martw się… -łatwo Ci mówić! -… będzie jeszcze gorzej –dokończył, a mi zachciało się histerycznie śmiać. Mimo, iż był cholernie wredny, to miał racje. Miał cholerną racje. Teraz może być już tylko gorzej.

-Szczerze, to jest mi już obojętnie czy będzie gorzej-mówię zgodnie z prawdą.

-Domyślam się. Czego się tak naprawdę boisz? –zajrzał mi głęboko w oczy.

-Boję się, że nigdy nie znajdę kogoś, kto będzie na tyle głupi, by pokochać takie zero, jak ja –odpowiadam, i czuje jak kolejna słona łza, mimo mojego sprzeciwu, wypływa na mój policzek.

-Nie jesteś zerem –mówi- Cóż, życzę Ci powodzenia! Mam nadzieje, że się pogodzicie. Albo, że ktoś skopie mu dupę, tak, ze zobaczy co stracił.

-Nie idź, zostań ze mną, proszę-łkam. Nieznajomy chłopak zostaje. Dlaczego to robi? Nie mam pojęcia.

Spędzamy kolejne minuty na rozmowie, aż w końcu nadjeżdża mój bus. Bus do rzeczywistości. Na pożegnanie przytulam go, i dziękuję.

Mimo, że ta rozmowa wiele nie wniosła do mojego życia, cieszę się, że ktoś ze mną porozmawiał. Jeden uroczy gest od Boga. Jeden, jedyny.

____________

Jak wyszedł ten rozdział?  Mi się calkowicie nie podoba. Jest chyba jednym z najgorszych jakie napisałam... ale to przez ta szkołę ( hahah, zawsze na nią zganiam :D, ale taka prawda... )

Kraina absurdu.Where stories live. Discover now