II

591 18 6
                                    

- Nie wiem czy jestem na to gotowa – zwierzam się Mery, tego wieczoru gdy w końcu udaję się na spoczynek. Z samego rana dotarli do nas uzdrowiciele i zielarze z całego królestwa. Teraz to oni przejęli opiekę nad rannymi, a ci którzy robili to od kilku dni mogli w końcu odpocząć.

Ściągam poplamione krwią i przepocone ubranie, w którym chodziłam przez ostatni czas. Koszula nieprzyjemnie lepi się do mojej skóry. Z radością pozbywam się wszystkich ubrań i wchodzę do wanny wypełnionej ciepłą wodą. Obok stoją różnego rodzaju olejki i palące się świece. Kiedy woda styka się z moją nagą skórą po moim ciele rozchodzi się przyjemne uczucie rozluźnienia.

- Oczywiście, że jesteś – mówi Mery kładąc na łóżku czyste ubranie. Białą koszulę nocną należącą do mojej matki. Lubiłam ubierać jej rzeczy, w ten sposób czułam jej obecność przy sobie. Jakaś jej część była przy mnie. Nieraz bardzo żałowałam, że nie było mi dane jej poznać i że moje narodziny były przyczyną jej śmierci. – Całe życie byłaś przygotowywana do tego momentu. Nie znam nikogo lepszego kto mógłby zająć to miejsce. Ono należy do ciebie nie tylko ze względu na twoją krew, ale i twoje serce. Jesteś dobra, mądra i uczciwa, będziesz wspaniałą królową.

- Bardzo bym tego chciała – jej słowa dodają mi otuchy

Wychodzę z kąpieli i ubieram czystą i pachnącą koszulę nocną. Mery już czeka z grzebieniem by rozczesać moje włosy.

- Wiesz, że mogę zrobić to sama – mówię do niej gdy bierze pierwsze pasmo moich długich czarnych włosów

- I zabrać taką radość starej kobiecie, nie ma mowy – uśmiecha się – Masz włosy swojej matki.

Mówiła mi to już wielokrotnie. Wiedziałam, że jestem do niej podobna, często to słyszałam, no i widziałam jej portrety. Miałam jej gęste czarne włosy, brązowe oczy i lekko zadarty nos. Jednak widziałam w niej coś czego mi chyba brakowało, wrodzoną pewność siebie. To nie jej uroda przykuwała największą uwagę lecz pewna siła, która od niej biła. Nawet z portretu zdawała się mówić do swojego obserwatora, jestem silna, jestem dumna i mogę wiele osiągnąć. I faktycznie wiele osiągnęła. Przez wszystkie lata swojego panowania jako żona króla zatroszczyła się o wszystkich mieszkańców, szczególnie tych najbiedniejszych. Zbudowała przytułki dla sierot i wdów, lecznice dla tych których nie było stać na opłacenie uzdrowicieli. Wspierała sztukę ściągając na dwór malarzy, poetów i śpiewaków. Podobno mawiała, że muzyka trafia nawet do najtwardszego serca i uleczy każdą poranioną duszę.

- Nad czym tak myślisz? – pyta Mery i odkłada grzebień na stolik. Siada koło mnie i łapie za rękę.

- Myślałam o mamie, brakuje mi jej – odpowiadam szczerze

- Wiem kochanie, to nie sprawiedliwe, że nie miałaś szansy jej poznać – mówi

- Teraz nie ma też ojca – wzdycham ciężko – Jutro ma się odbyć moja koronacja, tak bardzo się denerwuję. Nie samą ceremonią, ale tym co będzie później.

- Będziesz miała przy sobie doradców, którzy będą cię wspierać. Zawsze wysłuchuj ich zdania, ale pamiętaj też żeby kierować się własnym sercem. Ono ci podpowie jak należy postępować, musisz tylko uważnie się wsłuchać. Nie będę kłamać, że będzie ci łatwo. Nastały niepewne czasy. Wojna się nie zakończyła.

Miała rację, bitwa, która rozegrała się kilka dni temu nie oznaczała końca. Co prawda siły Taraku również poniosły ciężkie straty, ale nie porzuciły myśli o kolejnych podbojach. Wiedziałam, że czekają na dogodny moment by ponownie uderzyć. To przerażało mnie najbardziej. Mogłam dbać o handel i rolnictwo, nadzorować prace budowlane. Jednak nie wiedziałam nic o prowadzeniu wojny, na to nikt mnie nie przygotował. Oczywiście wiedziałam jakimi siłami dysponujemy, znałam liczbę naszych żołnierzy, statków i maszyn obronnych. Co nieco znałam się na strategii. Sama potrafiłam całkiem nieźle posługiwać się mieczem i strzelać z łuku. Jednak wiedza, a praktyka to dwie różne rzeczy. Jak miałam zadecydować kiedy i jak posyłać ludzi do walki, posyłać ich na śmierć.

Oddana wrogowiDove le storie prendono vita. Scoprilo ora