XI

451 17 0
                                    

Budzą mnie dobiegające z korytarza odgłosy i trzaski. Powoli otwieram oczy zdając sobie sprawę, że jest jeszcze bardzo wcześnie. W komnacie panuje półmrok. Ogień w kominku już dano wygasł, a zza okna nie wpadają jeszcze żadne promienie słońca. 

W trakcie snu nieświadomie przekrzywiłam się w prawą stronę co spowodowało, że moja prawa ręka i noga są mocno zesztywniałe. Nic dziwnego, fotele nie służą w końcu do spania. Kiedy się prostuję na swoich kolanach dostrzegam koc. 

- Pomyślałem, że możesz zmarznąć - dobiega do moich uszu głos - Noce zdają się być tutaj chłodne, a ta część zamku ma dość cienkie mury. 

Mordred stoi przy oknie z założonymi na piersi rękoma. Nie patrzy na mnie, lecz na widok za oknem, a wyraz jego twarzy nie zdradza za wiele. Ciekawe czemu się przygląda. 

Ściągam z siebie koc i podnoszę się z fotela. Oj tak, moje kończyny są bardzo zesztywniałe. Szybko poprawiam suknię, która uniosła się nieco za wysoko odsłaniając moje nogi aż do połowy ud. 

- Musisz być niewyspana - stwierdza przenosząc na mnie wzrok - Dlaczego nie wybrałaś łóżka? Jest o niebo wygodniejsze. Mi spało się wybornie. Ten miękki materac, ta pachnąca pościel, w wojskowych namiotach nie ma takich luksusów. Nie sądzisz, że odrobina bólu sprawia, że potem życie ma zupełnie inny smak, a przelotne niedogodności pozwalają lepiej docenić to co mamy na co dzień? 

- Zapewne - odzywam się. Gardło mam wyschnięte niemal na wiór. 

Mordred sięga po dzbanek z winem i nalewa nieco płynu do jednego z kieliszków. Podaje mi go uśmiechając się jakby odkrył mój największy sekret.

- Spragniona? - pyta

Nie ma sensu udawać, że tak nie jest. Mogłabym też odtrącić jego wyciągniętą dłoń lub sama nalać sobie wina, ale to byłaby dziecinada. W ten sposób nic nie osiągnę, nic nie zmienię. Sięgam więc po kieliszek. 

- Dziękuję - mówię i upijam łyk wina. Moje ulubione, bardzo słodkie o kwiatowej nucie. 

Mordred nalewa kolejny kieliszek i wypija całą jego zawartość za jednym razem. 

Z korytarza ponownie dochodzą do mnie dziwne dźwięki. 

- Nie są zbyt dyskretni nie sądzisz? - pyta mnie mężczyzna

- O czym mówisz? 

Mordred ponownie się uśmiecha i podchodzi do drzwi po czym szybkim ruchem otwiera je na oścież. Za nimi dostrzegam kilka osób w tym Theona i jednego z generałów. Kiedy drzwi się otwierają wszyscy odskakują jak oparzeni. 

- Nie zabiłem jej - oznajmia Mordred wskazując na mnie - Zadowoleni? W takim razie znajdźcie sobie inne zajęcie. Doradco zwołaj zebranie, za godzinę się na nim pojawimy. 

- Tak Najjaśniejszy Panie - Theon jest tak zaszokowany i zmieszany, że nawet kłania się  mu delikatnie z czego uświadamia sobie dopiero po fakcie. Szybko ponownie się prostuje plując sobie zapewne w brodę za ten gest. - Pani?

Zwraca się tym razem do mnie nieco zaniepokojonym głosem. Patrzy to na mnie to na Mordreda i na stojące pomiędzy nami łóżko. 

- Wszystko w porządku Theonie - zapewniam go dbając o to by mój głos nie zadrżał - Możesz odejść. 

Mężczyzna ponownie się kłania, tym razem z pełną intencją i znacznie niżej. Mordred marszczy nieco brwi. 

- Niech ktoś przyniesie nam śniadanie - mówi nim zatrzaskuje im przed nosem drzwi - Co za tupet. 

- Bali się o mnie, przyszli sprawdzić, czy wszystko jest dobrze - tłumaczę mu 

- To nie usprawiedliwia podsłuchiwania pod drzwiami. I bądźmy szczerzy na pewno stali tam przez większość nocy - Mordred siada na łóżku wybuchając śmiechem - Mogę się założyć o mojego najlepszego konia, że nasłuchiwali dźwięków.

Oddana wrogowiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ