III

513 19 2
                                    

- Ręka zaraz mi odpadnie – jęczę jak dziecko kiedy składam podpis na kolejnym, chyba setnym dzisiaj dekrecie – Dlaczego nikt mnie nie uprzedził, że to będzie jeden z moich obowiązków.

- Wasza Wysokość nie pytała – z uśmiechem odpowiada skryba przydzielony mi do pomocy

- Nie pamiętam aby ojciec spędzał tyle czasu na wypełnianiu różnych dokumentów.

- Przy zmianie władzy wszystkie prawa i nadania muszą być ponownie potwierdzone przez nowego monarchę. Z czasem będzie tego mniej – pociesza mnie

Uspokajam się nieco, rozciągam zesztywniałe ręce i wracam do pracy. Podpisuję jeszcze kilka dokumentów, każdy uważnie wcześniej czytając.

- Czy miejsc w lecznicach jest wystarczająco? – pytam ponieważ kolejny dokument dotyczy właśnie ich.

- Z tego co mi wiadomo, z dnia na dzień coraz więcej rycerzy opuszcza lecznice i wraca do domów. Uzdrowiciele wykonują kawał dobrej roboty.

- Ich pomoc jest nieoceniona. Tak sobie myślę, jest w zwyczaju, że każdy uzdrowiciel bierze sobie ucznia któremu przekazuje całą swoją wiedzę, a gdyby tak wszystkich uczniów zebrać w jednym miejscu. Można stworzyć dla nich miejsce gdzie pod okiem kilku uzdrowicieli będą pobierać nauki. Dzięki temu każdy zdobędzie jednakową wiedzę. Tylko czy uzdrowiciele wyrażą na to zgodę.

- Jeżeli Wasza Wysokość wyda taki rozkaz będą musieli usłuchać – mówi skryba

- Nie chcę ich do niczego zmuszać. No i przyda się opinia przynajmniej jednego z nich. Nim zacznę działać chcę mieć pewność, że to co robię jest słuszne – mówię i podpisuję dokument. Odkładam go na bok i z ulgą zauważam, że zostało ich już tylko kilka. Moja ręka by więcej nie wytrzymała. – Dziękuje za twoją pomoc, resztę dokończę sama, możesz odejść.

Skryba delikatnie mi się kłania i zabiera podpisane dokumenty. Widzę, że bardzo ucieszyła go możliwość wcześniejszego zakończenia obowiązków. Dzień jest ciepły i pewnie większość osób korzysta z ostatnich dzisiaj promieni słońca. Wstaję i podchodzę do okna. Na dziedzińcu widzę kilku młodzieńców, prawdopodobnie są to ochotnicy do królewskiej armii. Widmo wojny z Tarakiem i niedawna bitwa bynajmniej nie ostudziły zapału młodych do szukania swojej przyszłości w wojsku. Wielu z nich straciło w tej bitwie swoich ojców lub braci i szukało teraz sposobu do ich pomszczenia. Chociaż podziwiałam ich odwagę i zapał to w głębi ducha żywiłam nadzieję, że w najbliższej przyszłości nie będą musieli dobywać mieczy.

Od czasu ostatniej bitwy siły Taraku nie powróciły na nasze ziemie. Z raportów jakie regularnie dostawałam wynikało, że oni również ponieśli ciężkie straty. Część ich wojsk zebrała się daleko od naszej granicy i czekała na dalsze rozkazy króla. Sam król podobno przebywał w jednym ze swoich pałaców i planował kolejne kroki. Nikt nie wierzył w to, że porzuci swoje plany o podbojach. Naprawdę nie rozumiałam co nim kierowało. Dlaczego tak bardzo pragnął wojny i śmierci, czyżby był aż tak zaślepiony władzą?

Wróciłam do biurka i podpisuję ostatnie dokumenty. Czekam aż tusz wyschnie i postanawiam, że osobiście zaniosę je do Theona, który następnie roześle je w odpowiednie miejsca.

Zamkowe korytarze są prawie puste nie licząc kilku trzymających straż rycerzy. Kiedy ich mijam kłaniają się a ja odpowiadam im uśmiechem i skinieniem głowy. Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tego, że tyle osób mi się kłania, wprawia mnie to nieraz w zakłopotanie, szczególnie gdy robią to bliskie mi osoby. Pytam jednego z mijanych rycerzy czy widział głównego doradcę. Zgodnie z jego słowami powinnam go zastać w sali narad. Powoli idę w tamtym kierunku ciesząc się promieniami słońca wpadającymi przez okna. Obiecuję sobie, że nim nadejdą chłodniejsze dni zabiorę jeszcze Mery na spacer po ogrodach.

Drzwi do sali narad są lekko uchylone i nie ma przy nich straży, to znak, że nie odbywa się żadna oficjalna narada lub posiedzenie, jednak ze środka dobiegają mnie przyciszone głosy. Postanawiam nie zdradzać swojej obecności, cicho podchodzę do drzwi i nasłuchuję.

- Jej Wysokość musi się o tym dowiedzieć – słyszę jak ktoś mówi, prawdopodobnie to jeden z doradców, po głosie rozpoznaję, że to Samuel

- Oczywiście zostanie o tym poinformowana, jednak uważam, że najpierw powinniśmy być pewni tych informacji – to głos Theona – Rozsiewanie plotek i niepotrzebne martwienie królowej nie jest dobrym pomysłem.

- A co z naszym wojskiem? Powinno stanąć na granicy by w razie potrzeby bronić naszych ziem – odzywa się ktoś inny

- Dopóki nie wiemy wszystkiego na pewno, takie działanie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Nasze wojsko nie jest na to gotowe. – upiera się Theon

Po tych słowach zapada cisza, a ja decyduję, że najwyższa pora zdradzić moją obecność. Otwieram szerzej drzwi i wchodzę do pomieszczenia. Wszystkie spojrzenia natychmiast kierują się w moja stronę.

- Wasza wysokość – wita mnie Theon i razem z pozostałymi składa mi ukłon

- Słyszałam waszą rozmowę , czy wojska Taraku planują nas ponownie zaatakować? – pytam. Doradcy wymieniają między sobą spojrzenia. – Jak mogliście to przede mną zataić?

- Pani, to tylko plotki, których nie potrafimy potwierdzić – mówi Theon – Ponowny atak tak szybko od poprzedniej bitwy byłby z ich strony szaleństwem. Nie jest tajemnicą, że ich siły zostały znacznie przerzedzone. Jestem zdania, że jest to próba wywołania paniki na naszych ziemiach i za pewne stoi za tym nasz nieprzyjaciel.

- Dobrze, lecz to nie odpowiada na pytanie dlaczego nic o tym nie wiem i kiedy bym się dowiedziała gdybym dzisiaj nie usłyszała tej rozmowy? – jestem zła.

- Nie zamierzaliśmy niczego ukrywać przed królową – wtrąca Samuel – chcieliśmy najpierw lepiej przyjrzeć się sytuacji.

- Powinniście to zrobić razem ze mną. Nie zgadzam się, żeby takie sytuacje miały więcej miejsce, czy to jasne? Chcę wiedzieć o wszystkich ważnych rzeczach dotyczących królestwa, pogłoski czy nie macie mnie o tym informować.

- Tak wasza wysokość – odpowiadają zawstydzeni

Nie lubię wywyższać cię nad innych i mówić do nich w ten sposób, zwłaszcza gdy są to osoby starsze i mądrzejsze ode mnie. Moja korona nie jest pretekstem do poniżania innych i nie daje mi powodu bym uważała się za lepszą.

Dalsza rozmowa przebiega spokojniej. Razem z doradcami rozważamy wszystkie możliwe posunięcia sił wroga. Po godzinie narad postanawiamy nie posyłać naszego wojska na granicę. Nie tylko dlatego, że nie mamy pewności co do zamiarów armii Mordreda, ale również dlatego, że nasza armia jest znacznie osłabiona. Siły, które jesteśmy w stanie zebrać nie będą w stanie odeprzeć ataku.

Po zakończeniu spotkania udaję się na kolację, na której dołącza do mnie Mery. Moje nowe obowiązki sprawiają, że ostatnio rzadziej się widujemy. Proponuję jej spacer jutro z samego rana na co bardzo się cieszy. Kolacja jest skromna, niewielka porcja kurczaka z ziemniakami i warzywami z ogródka Mery. Ponieważ od rana prawie nic nie jadłam szybko pochłaniam moją porcję co wywołuje rozbawienie u mojej towarzyszki.

- Jakbyś znowu miała 10 lat, pałaszujesz, aż ci się uszy trzęsą – śmieje się – Powinnaś jeść regularnie, zawsze ci to mówiłam.

Królowa czy nie Mery dotrzymuje obietnicy i traktuje mnie tak jak zawsze, bardzo się z tego cieszę. 

Oddana wrogowiWhere stories live. Discover now