XV

419 18 1
                                    

Ubrana w strój do jazdy konnej czekam w pobliżu stajni. Mordred poszedł po konie już jakiś czas temu i zdecydowanie zbyt długo go nie ma. Niecierpliwie przestępuję z nogi na nogę. 

********************************

- Nie mam teraz czasu na konne przejażdżki, jest wiele spraw do załatwienia 

- I wszystkie one będą musiały zaczekać, aż nie wrócimy

- Nigdzie nie jadę, ty rób co chcesz 

Mordred zbliża się do mnie niebezpiecznie blisko. Jego spojrzenie wwierca się we mnie. 

- Pojedziesz Dalio choćbym miał cię siłą wsadzić na konia. Nie testuj mojej cierpliwości. 

- Moi strażnicy...

- Lepiej aby zobaczyli, że wychodzisz stąd na własnych nogach, a nie przerzucona przez moje ramię. Po co ich stresować. Poinformowałem Theona, że opuszczamy zamek. Ma pilnować naszych interesów do czasu, aż nie wrócimy. 

- Powierzyłeś takie zadanie jemu? - jestem zaskoczona, że nie wyznaczył do tego jednego ze swoich ludzi 

- Zdaje się, że mu ufasz. Mam wyznaczyć kogoś innego?

- Nie - protestuję szybko - Theon jest dobrym wyborem. 

- Przebież się Dalio i czekaj na mnie przy stajniach, przygotuję dla nas konie. Nie żartowałem, jeżeli cię tam nie będzie zaciągnę cię siłą. 

********************************

- Wyglądasz wspaniale, powinnaś częściej się tak ubierać - komplement z ust Mordreda nie sprawia mi radości. 

Zerkam na mój strój. Zdecydowałam się na czarne spodnie na które założyłam sięgającą połowy ud tunikę i kamizelkę z tradycyjnymi dla Emyrcji wzorami. Jeździeckie buty do łydki były idealnie wypastowane i lśniące. Włosy zebrałam w luźny kok na czubku głowy. 

Zerkam na dwa prowadzone przez niego konie. O dziwo oba mają na grzbietach bagaże, które nijak nie pasują do krótkiej przejażdżki. 

- Co to jest? - pytam wskazując palcem

- Koń, takie zwierzę, robi "i-haaa" i je siano - odpowiada mężczyzna

- Nie mówię o tym. Co znaczą te wszystkie rzeczy? 

- Myślałem, że zauważyłaś iż jestem człowiekiem skrupulatnym lubiącym być przygotowanym na wszystko. Nigdy nie wiadomo na co się natkniemy i co nam się przyda. 

- To nie jest mój koń - zauważam

- Teraz już jest - mówi Mordred przekazując mi lejce - To prezent z okazji ślubu. Myślałem o jakiś błyskotkach, ale uznałem, że nie będziesz z nich zadowolona. Zdążyłem zauważyć, że nie jesteś z tych kobiet co kochają się stroić. Widzisz, ja się angażuję, dowiaduję się nowych rzeczy. Mogłabyś brać ze mnie przykład.

Ignoruję jego ostatnie słowa. Chwytam podane mi lejce i zwinie wskakuję na grzbiet konia. W jednym Mordred miał rację biżuteria nie sprawiłaby mi radości. Koń również nie jest prezentem o jaki mogłabym poprosić. Gdybym miała wybrać co chciałabym od niego z okazji naszego ślubu byłoby to zapewnienie, przysięga, że będzie sprawiedliwym i miłosiernym królem. Złożyłby ją w sali koronacyjnej, przed zebranymi tam ludźmi, a poparłby ją swoim honorem i kroplą krwi. Tak jak czynili to czasem wcześniejsi królowie lub inni mieszkańcy Emyrcji. Taka była nasza tradycja.  

- Jedźmy już - mówię 

- Jak sobie życzysz żono - Mordred wskakuje na swojego konia z równą zwinnością. Zapewne tocząc tyle wojen był już dobrze obeznany nie tylko z mieczem co i końskim siodłem. 

Oddana wrogowiWhere stories live. Discover now