XIII

420 16 1
                                    

- Słucham? - pytam zaskoczona

- Pytałem co wiesz o cieniach z Wyspy Łez - powtarza spokojnie Mordred 

- Rozmawiamy na poważne tematy, a nie zajmujemy się historyjkami na dobranoc dla niegrzecznych dzieci - odpowiadam, a gniew we mnie narasta.

Przez krótką chwilę uwierzyłam, że Mordred może faktycznie dbać o to królestwo. Dałam wiarę jego słowom i zapewnieniom. Wzięłam pojedynczy przejawy troski i zdrowego rozsądku za przejaw skrywanej głęboko w sercu dobroci. Jak bardzo się myliłam. Widać nie jestem dobra w ocenianiu charakterów. Jak mogłam się na to nabrać, oto stoi przede mną człowiek odpowiedzialny za śmierć mojego ojca, nie powinnam o tym zapominać. Ja jednak chciałam uwierzyć w jego dobre intencje i przemianę. 

- Interesy trzeba godzić z przyjemnościami - mówi - No dalej Dalio opowiedz mi tę historię. 

- Cofniesz rozkaz? 

- Historia Dalio, chcę ją od ciebie usłyszeć - upiera się 

Kłótnia z nim nie ma sensu. Wzdycham chowając twarz w dłoniach. Przez chwilę tkwię w takiej pozycji, jednak szybko się opanowuję i ponownie patrzę prosto na niego. Mężczyzna opiera się o ścianę i patrzy na mnie wyczekująco. 

Mój wzrok wędruje po wiszącej za nim mapie i zatrzymuje się na wspomnianej wyspie. Wyspa Łez jest największą wyspą sąsiadującą z naszymi królestwami. Znacznie bliżej jej do ziem Taraku niż Emyrcji z tego powodu tamtejsi królowie uważali ją za swoją. Ona jednak nie należała do nikogo. No chyba, że ktoś wierzył w cienie. 

- Setki lat temu nie było naszych królestw, a jedynie jedna wielka kraina nad którą władzę sprawował pradawny król. Kraina ta była miejscem pokoju i dobrobytu. Wszyscy ludzie żyli ze sobą w zgodzie, a panujący monarcha rządził w sposób mądry i rozważny. Kochali go wszyscy poddani - gmeram w pamięci próbując odświeżyć sobie tę historię. Ile to już lat jej nie słyszałam? Mery nigdy nie chciała mi jej opowiadać uważając, że nie powinno się straszyć dzieci takimi historiami. Inni jednak nie mieli takich oporów. Kiedyś zakradłam się do kuchni gdzie razem z dziećmi kucharki wysłuchałam tej jednocześnie strasznej jak i smutnej historii. 

Mordred wpatruje się we mnie uważnie. Chłonie każde moje słowo. Stara się nawet nie ruszać aby mi nie przeszkadzać. 

- Król miał dwóch synów. Zgodnie ze zwyczajem to starszy z nich miał przejąć władzę po ojcu. Jednak chciwość i pragnienie władzy zagościły w sercu młodszego syna. Zaczął on spiskować przeciwko nim i potajemnie szykować się do przejęcia władzy. Nie znalazł jednak poparcia wśród możnych, a potajemnie zgromadzonego złota nie starczało mu do opłacenia najemników gotowych walczyć za niego. Zwrócił się wiec po pomoc do zamieszkującej w środku lasu wiedźmy. Prosił ją o potęgę dzięki której zasiądzie na tronie. W zamian obiecał jej, że uczyni ją królową. Kobieta przyjęła jego propozycję ostrzegając go jednak, że za złamanie danego jej słowa słono zapłaci. Wiedźma rzuciła zaklęcia dzięki którym młody książę zyskał ogromną siłę i zdolność do kontrolowania cieni. Mógł tworzyć z nich potwory, straszliwe bestie podatne jego woli. Z nowo zdobytą armią pomaszerował na zamek swojego ojca. Żadne miecze, strzały czy nawet sam ogień nie mogły równać się tym mrocznym stworzeniom. Padały miasta i wsie, ci którzy stawiali opór zginęli. Zrodzone z cienia bestie mordowały wszystko na swojej drodze, a tych którzy przeżyli książę omamiał soją mocą zaszczepiając w ich sercach nienawiść i szaleństwo. Szybko dotarł na zamek i tam zamordował swojego ojca i brata. Jego marzenie się spełniło, zasiadł na tronie. Wszelkie bunty tłumił krwią i bólem, aż nie został nikt kto śmiałby się mu sprzeciwić. Nadszedł czas spłaty długu wobec wiedźmy. Teraz będąc królem mężczyzna powinien ją poślubić i posadzić na tronie obok siebie, nie miał zamiaru tego robić. wiedźma była szpetna i nie podobała się mężczyźnie. Zamiast niej za żonę wziął sobie młodą i piękną córkę jednego z lordów. Kiedy wieść o tym dotarła do wiedźmy ta wpadła w szał. Udała się na zamek i rzuciła klątwę. Młoda żona króla umarła na jego oczach, a on sam zaczął zamieniać się w cienie którymi władał. Nim jednak do tego doszło mężczyzna uciekł z zamku i udał się na jedną z wysp w pobliżu krainy. Schował się w jaskini by resztkami sił bronić się przed klątwą. Częściowo mu się to udało. Co prawda jego ciało zamieniło się w cienie, lecz zachował swoją świadomość. Jego zgorzkniałe i tak już serce opanowała nienawiść tak silna, że w połączeniu z podarowaną mu przez wiedźmę mocą dała mu wieczne życie. Książę został uwięziony w jaskini pod postacią cieni nie mogąc wyjść na słońce. Tylko nocą mógł ją opuszczać i snuć się po wyspie zatruwając swoją nienawiścią wszystkie żywe stworzenia. Podobno jest tam do dzisiaj, zbierając siły i planując zemstę. Kiedyś powróci i ponownie będzie władał należną mu według niego krainą. 

- Sam bym lepiej tego nie opowiedział - chwali mnie Mordred - Masz do tego dryg. 

- Dlaczego kazałeś mi opowiedzieć tę historię skoro ją znałeś? Dlaczego to dla ciebie takie istotne? To tylko historyjka, którą zmęczone matki straszą czasem swoje dzieci kiedy są niegrzeczne. Przyjdą cienie i cię zjedzą.

Dodaję zmienionym, skrzeczącym głosem udając jedną z nich.

Modred uśmiecha się smutno i ponownie zajmuje miejsce obok mnie. Odwraca się w moją stronę i nagle jest tak blisko mnie, że czuję jego oddech na swojej skórze. Jest gorący, a kiedy dotyka mojego policzka o dziwo nie czuję obrzydzenia czy strachu. 

- Ponieważ to nie jest tylko historyjka - mówi poważnym głosem - To wszystko prawda.

Patrzę na niego oniemiała. Szaleniec, Mordred jest szaleńcem.  

- Chyba żartujesz - zaczynam, ale on nie daje mi dokończyć 

- Jestem śmiertelnie poważny Dalio - zapewnia mnie - Może nie biorę tej historii aż tak dosłownie, ale zapewniam cię, że jej część jest prawdziwa. 

- Oczywiście, że jej część jest prawdziwa - wołam - Kiedyś było tylko jedno królestwo, ale zostało ono podzielone gdy wymarła linia pradawnego króla. To jest ta prawdziwa część. Jedyna prawdziwa część. Cała reszta to zmyślona bajeczka.

W żadnych księgach nie zachowała się wzmianka o tym jak umarli ostatni pradawni władcy krainy. Wiadomo tylko, że gdy to się stało najbardziej wpływowe rody podzieliły ziemie pomiędzy siebie i ogłosili się ich królami. Emyrcja, Tarak jak również Elunda i Rofos były czterema królestwami powstałymi z rozpadu krainy. Obecnie dwa ostatnie już nie istniały. W krótkim czasie zostały podbite i zawładnięte przez siedzącego obok mnie mężczyznę. Nie byłam pewna co do dalszego istnienia Emyrcji, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że i ona może zostać wymazana z map. 

Mordred przypominał mi młodego księcia, on również zapragnął większej władzy niż ta która była mu pisana. I również ją zdobył, za pomocą miecza i śmierci. Przez głowę przechodzi mi myśl, że życzę mu aby skończył również tak samo. 

- Niestety prawdą jest o wiele więcej. Cienie, one istnieją, widziałem je na własne oczy. 

- Załóżmy, że nie kłamiesz. Przez chwilę udajmy, że ci wierzę i po tej wyspie pełzają magiczne cienie. Co to ma wspólnego z nami, z tym co się teraz dzieje?

- Wszystko Dalio, od tego wszystko się zaczęło. 

Oddana wrogowiWhere stories live. Discover now