IV

478 17 1
                                    

Kolejny dzień jest wręcz idealny na spacer. Zaraz po śniadaniu nim będę musiała zająć się innymi rzeczami idę do pokoju Mery, aby przypomnieć jej o naszych planach. Mam nadzieję, że nie zapomniała.

Pokój Mery znajduje się w mniej uczęszczanej części zamku i niestety bardzo daleko od mojej komnaty. Już kilkakrotnie proponowałam jej, aby przeniosła się bliżej mnie dzięki czemu nie będzie musiała pokonywać tak długiej drogi. Dodatkowo pokoje w drugiej części zamku były cieplejsze i wygodniejsze. Jednak ona stwierdziła, że starych drzew się nie przesadza i woli zostać w swoim dotychczasowym pokoju. Nie sprzeczałam się z nią o to, chociaż miałam na ten temat inne zdanie. Każdy wiek jest dobry, aby coś zmienić w swoim życiu, oczywiście na lepsze.

Byłam już prawie na miejscu kiedy zostałam zatrzymana przez młodego chłopca, prawdopodobnie giermka lub syna jednego z rycerzy.

- Pani wszędzie cię szukany – mówi zasapany

- Co takiego stało się z samego rana, że cały zamek mnie szuka? – śmieję się do niego

- Oni atakują, rycerze Taraku stanęli na granicy – nie mogłam uwierzyć w jego słowa, stało się to czego tak bardzo się obawiałam.

- Zwołaj wszystkich doradców i generałów do sali narad – polecam mu – Jak najszybciej.

- Tak Wasza wysokość – kłania się i biegnie ile sił w nogach

Serce bije mi zdecydowanie zbyt szybko, próbuję się uspokoić, ale nic z tego. Czyli te pogłoski nie były zmyślone. Zostaliśmy ostrzeżeni, ale zignorowaliśmy to, ja to zignorowałam, a teraz nasze ziemie są niechronione, zdane na łaskę nieprzyjaciela. Na korytarzy pojawia się Mery, uśmiecha się radośnie nie zdając sobie sprawy z sytuacji w której się znaleźliśmy. Powinnam do niej podejść, powinnam jak najszybciej udać się do sali narad ale nie robię żadnej z tych rzeczy. Stoję w miejscu, moje nogi są zbyt ciężkie bym mogła nimi ruszyć.

- Coś się stało? – pyta Mery dostrzegając wyraz mojej twarzy – Dalio, pobladłaś dziecko. Powiedz mi co się dzieje.

- Oni zaatakowali, Tarak ponownie na nas napadł – oznajmiam łamiącym się głosem – Przepraszam, ale muszę iść.

Ściskam ją mocno po czym odchodzę, prawie biegnę w stronę sali narad. Słyszę jeszcze za sobą jak Mery prosi przodków o pomoc. Obawiam się, że niewiele mogą zrobić.

Droga zajmuje mi zadziwiająco mało czasu. Co jakiś czas dołączają do mnie generałowie i doradcy, chłopak dobrze wywiązał się ze swojego zadania, poinformował wszystkich. On dał z siebie wszystko, ja nie. Jak mogłam dopuścić do takiej sytuacji.

Nigdy nie byłam obecna na prawdziwym posiedzeniu. Widziałam tylko jak ojciec czasem się na takie udawał. Często trwały godzinami, a kiedy z nich wychodził na jego twarzy widziałam ulgę lub wprost przeciwnie rozpacz. To posiedzenie będzie jednym z tych burzliwych i krótkich. Decyzja co robić musi być podjęta jak najszybciej.

- Trzeba odpowiedzieć atakiem – krzyczy jeden z generałów, kilka głosów go popiera

- Nie jesteśmy gotowi na atak – odpowiada mu Theon – Polegniemy

- Lepiej polec w walce niż kulić się ze strachu – upiera się generał

Słucham ich krzyków i wymiany zdań i uświadamiam sobie, że obydwoje maja rację i równocześnie obydwoje się mylą. Posyłanie ludzi na pewną śmierć nawet jeżeli taka jest ich wola nie jest czymś dobrym, tak samo jak pozostawianie obojętnym na poczynania wroga. Zwłaszcza jeżeli ten wróg napada na nasze ziemie, łupi je i zabija niewinnych ludzi. Coś takiego nie ma prawa zostać bez odpowiedzi.

Oddana wrogowiWhere stories live. Discover now