XIX

440 21 4
                                    

Krajobraz zaczyna się zmieniać. Pagórki ustępują równemu terenowi porośniętemu niewielką trawą. Drzewa rosną coraz gęściej i można by pomyśleć, że to już niemal las. W lesie jednak króluje życie. Lasy należą do zwierząt, których jest tam pełno. Sarny, jelenie, dziki, wilki, lisy, zające, wiewiórki, dzięcioły i wiele innych zwierząt tworzy leśną faunę. Tutaj nie widać nawet jednego ptaka. Wokół panuje dziwna cisza, której nie towarzyszy spodziewany spokój. Wręcz przeciwnie, im dalej idziemy tym bardziej nerwowa się staję. Początkowo zrzucam to na niewiedzę, w której się znajduję i towarzystwo Mordreda. Z czasem jednak dociera do mnie, że to coś więcej. Owo poddenerwowanie wnika we mnie z otoczenia. 

- Dziwnie się czuję - mówię mężczyźnie, który idzie tuż przy moim boku

Odkąd poruszamy się pieszo Mordred nie oddala się ode mnie nawet na krok. Trzyma się blisko mnie co chwila sprawdzając czy czasem nie zniknęłam. Jego ręka zawsze jest blisko rękojeści miecza gotowa w każdej chwili za nią chwycić. Byłoby mi o wiele łatwiej gdybym wiedziała jakiego zagrożenia mam się spodziewać. Bo jakieś musi tutaj być. 

- Wierzę - zapewnia mnie - Ja czuję coś podobnego. Zignoruj to.

Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Z każdym krokiem mój niepokój tylko narasta. O dziwo w pewnym momencie niepokój zaczyna mieszać się z dziwną ciekawością i chęcią parcia na przód. Moje nogi same przyśpieszają niosąc mnie w bliżej nieokreślonym kierunku. Serce również przyśpiesza, podobnie oddech. Z niewyjaśnionej przyczyny po prostu muszę iść naprzód. Co tam jest? Co jest tam ukryte? 

Szybciej, szybciej, jeszcze trochę. 

Tak, już idę. 

- Dalio - Mordred łapie mnie za rękę zatrzymując mnie w miejscu. Z moich ust wydobywa się jęk protestu. Próbuję wyszarpnąć rękę z jego uścisku. Wlókł mnie taki kawał drogi pomimo mojego sprzeciwu, a teraz gdy sama chcę iść on mi nie pozwala. Co on sobie myśli. Złość pojawia się w mgnieniu oka. Potworna, paląca mnie od środka złość jakiej jeszcze nigdy dotąd nie czułam. Ponieważ ja chcę iść dalej, a on mnie powstrzymuje. 

Wbijam palce wolnej ręki w jego przedramię. Mocno, z całej siły zatapiam paznokcie w jego skórze, aż pojawia się krew. Niczym dzikie zwierzę rozdzieram jego skórę, aż chwyt na moim ramieniu się nie luzuje. Wykorzystuje okazję. Wyrywam się i rzucam biegiem przed siebie. Mężczyzna stara się mnie łapać, ale kiedy ponownie chce mnie pochwycić moje ręce już tylko czekają. Tym razem nie wykorzystuję paznokci. Dobywam miecza i tnę nim na oślep. Kilka chaotycznych ruchów i ponownie biegnę odrzucając broń na ziemię. Teraz jest mi tylko zawadą. 

Przedzieram się przez zarośla. Wymijam drzewa i kamienie. Odpycham znajdujące się na mojej drodze gałęzie. Niektóre się łamią, inne powracają na swoje miejsce. 

Szybciej, szybciej, szybciej

Tajemniczy, kuszący głos przywołuje mnie do siebie. Jest coraz bliżej, czuję to. Muszę go odnaleźć, dostać się do jego źródła. Tylko to się liczy. Wszystkie inne moje pragnienia przestają istnieć. Wszystko czego chciałam, co było dla mnie istotne traci sens. Liczy się tylko ten głos, to wołanie i przyciąganie. Tam na pewno czeka coś wspaniałego. 

Wybiegam spośród drzew na niewielką polanę. Rozglądam się dookoła. Gdzie jesteś głosie? Dlaczego teraz milczysz? Przecież przybyłam do ciebie tak jak chciałeś. 

Dalio  

Inny lecz znajomy głos. Tak bardzo znajomy głos. Głos, którego zbyt dawno nie słyszałam. 

- Ojcze? Ojcze! 

Biegam po polanie starając się go odnaleźć. Moje oczy nigdzie go nie dostrzegają. 

Oddana wrogowiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz