VII

518 15 0
                                    

- Co za bezczelność!– pierwszy raz widzę, żeby Mery tak się denerwowała.

Kiedy wróciliśmy do naszego obozu opowiedziałam doradcom i generałom o przebiegu rozmowy, zareagowali podobnie jak Mery teraz. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że mieszkańcy zniszczonej wioski pójdą razem z nami i znajdziemy im schronienie w innych wioskach, ta i tak nie nadawała się już do zamieszkania i pozostawała zbyt blisko wojsk Taraku. Ponieważ zapadała noc wymarsz opóźniliśmy do wschodu słońca, duże ryzyko, ale maszerowanie po ciemku z gromadą bezbronnych ludzi też nie było dobrym rozwiązaniem. Do zamku dotarliśmy przed południem następnego dnia, rycerze udali się na spoczynek, a ja od razu poszłam szukać Mery.

- Mam nadzieje, że nie bierzesz jego propozycji pod uwagę

- Kiedy powiedział mi co planuje byłam równie wściekła co ty teraz, ale Mery ja muszę przede wszystkim myśleć o królestwie. Może i jest brutalny, ale dotrzymuje słowa. Obiecał, że zwróci wolność pojmanym i tak zrobił. Obiecał bezpieczeństwo i nic nam się nie stało. Co jeżeli teraz też mówi prawdę, że przestanie krzywdzić niewinnych jeżeli ja.... go poślubię?

- Poślubisz go i uczynisz królem, to ta druga część go interesuje najbardziej. Takiego mężczyznę pragniesz na męża i władcę Emyrcji?

- Wiesz, że nie – czuję się wyczerpana, ten nocy prawie nie spałam myśląc nad moim spotkaniem z Mordredem i jego słowami.

- Więc nie ma się nad czym zastanawiać, odmówisz mu i znajdziesz inny sposób, żeby go pokonać.

- Nie znam innego sposobu, który nie zakończyłby się rozlewem krwi.

- Jesteś mądra, masz oddanych doradców razem znajdziecie rozwiązanie – mówi i głaszcze mnie po głowie – a teraz powinnaś spróbować chociaż na chwilę zasnąć.

- Nie mogę, obowiązki. Muszę iść na spotkanie z handlarzami i przejrzeć wyroki sądów. Sen może zaczekać do wieczora.

Mery jeszcze przez chwilę próbuje namówić mnie na położenie się do łóżka, ale ignoruję jej rady i udaję się do jednej z sal przygotowanych specjalnie na spotkania z poddanymi. Czeka mnie kilka godzin rozmów o szlakach handlowych, cenach towarów i ich jakości. Oczywiście zdaję sobie sprawę jak ważny jest dla nas handel i normalnie bardzo bym się cieszyła na możliwość bliższego poznania moich poddanych lecz głowę cały czas zaprzątał mi Mordred. Jestem już prawie na miejscu i dostrzegam sporą grupkę ludzi w różnym wieku, zarówno mężczyzn jak i kobiety. Handel nie jest im obcy, właściwie to kobiety z tego co zauważyłam lepiej radzą sobie z negocjacją cen, oczywiście na ich korzyść. Wyrzucam z głowy obraz króla Taraku, teraz muszę myśleć o czymś innym, do tej sprawy wrócę po zakończeniu spotkania.

Spotkanie z kupcami zawsze jest dość burzliwe, zresztą czego spodziewać się po ludziach wyszkolonych w negocjacjach i powiedzmy szczerze technikach manipulacji. Jako dziecko nie raz widziałam jak utalentowani handlarze sprzedają towar średniej jakości za dość wygórowaną cenę. 

Zebrani skarżą się na utrudnienia spowodowane zagrożeniem ze strony Traku. Zagraniczni handlarze i kupcy przybywają do naszego królestwa rzadziej z obawy przed atakiem, a kiedy już się pojawiają nie zapuszczają się w głąb krainy tylko pozostają przy jej południowej granicy. Przez to wielu kupców musi pokonywać spory kawałek tam i z powrotem żeby zdobyć nowe towary. To z kolei skutkuje podniesieniem cen, co odbija się na najbiedniejszych mieszkańcach. Obiecuję napisać do handlarzy z innych krain i obiecać, że zapewnię im bezpieczeństwo na naszych ziemiach. Zastanawiam się nad przydzieleniem straż do zagranicznych karawanów z towarami, tylko czy mamy na tyle ludzi. Spotkanie powoli dobiega ku końcowi. Trudno nazwać je szczególnie owocnym, ale udało się rozwiązać kilka problemów i wątpliwości. Kiedy zostaję sama w sali przyzywam do siebie sędziego z tego rejonu i proszę go o zapoznanie mnie z wyrokami sądu. Całe szczęście nie ma ich dużo, a głównie dotyczą drobnych sprzeczek pomiędzy sąsiadami. Żaden z wyroków nie budzi moich wątpliwości dlatego dziękuję sędziemu za poświęcony mi czas i udaję się do sali narad. Po drodze podkradam ciastko z tacki niesionej przez kucharkę. Kucharka rzuca mi rozbawione spojrzenie i grozi palcem. Pamiętam, że jako dziecko również podkradałam smakołyki z kuchni. Kilka razy zostałam przyłapana, ale zamiast karą kończyło się to siedzeniem przy malutkim stoliku i pochłanianiem kolejnych pyszności.

W sali narad już na mnie czekają. Jeszcze raz opowiadam im przebieg rozmowy z królem Mordredem i jeszcze raz wysłuchuję ich oburzenia.

- Cóż ta propozycja chodź niedorzeczna, jest dobrym posunięciem z jego strony – mówi jeden z generałów – W ten sposób pokazuje, że pragnie pokoju, a to my jesteśmy tymi złymi, którzy wolą walkę.

- Nikt z mieszkańców naszego królestwa nie będzie widział tego w ten sposób, nie po tym co zrobił – mówi inny – Wasza wysokość ma nasze pełne poparcie gdy będzie odrzucać tą niedorzeczną propozycję. Nie pokłonimy się przed nim, prędzej polegniemy w walce.

Czy tylko ja nie chciałam dopuścić do takiego zakończenia? Czy źle o mnie świadczyło, że wolałam ratować ich życia niż honor? Żałowałam, że nie mogę poradzić się ojca, kolejny raz uświadomiłam sobie jak bardzo mi go brakuje.

- Panowie – mówię – chcę abyście wiedzieli, że podejmę decyzję, którą uznam za najlepszą dla Emyrcji i jej ludu.

- Poślubienie tego potwora taką nie będzie – przerywa mi generał – jako najeźdźca skrzywdził już wielu ludzi, jako król skrzywdzi ich jeszcze więcej.

- Być może nie – odpowiadam, wszyscy na mnie patrzą z niedowierzaniem

- Czy możemy prosić o wyjaśnienie? – mówi Theon

- Widziałam ich wojska, część z was także, jego siły są znacznie większe od naszych, nie pokonamy ich, wiecie o tym. Pokona nas, a wtedy i tak zasiądzie na tronie. Podczas naszego spotkania, wydawał się być szczery. Powiedział, że dba o to co należy do niego. Jeżeli jest to prawdą to nie skrzywdzi ludu, który dostał się pod jego panowanie.

- Nie mamy jednak takiej pewności – wtrąca Theon

- To prawda, nie mamy. Mamy jednak pewność, że będzie ktoś, kto będzie dbał o to by tak było, ja. Ciągle pozostanę królową i nie dopuszczę do tego, żeby w jakikolwiek sposób szkodził tej krainie.

Doradcy i generałowie wymieniają spojrzenia. Zastanawiają się pewnie czy będę miała taką możliwość, czy będę mogła stawiać warunki.

- Dajmy sobie czas by ostudzić emocje i uspokoić myśli – mówi Theon – możemy wrócić do tego tematu jutro kiedy będziemy spokojniejsi. Jak powiedziała królowa, Mordred dał jej kilka dni do namysłu, wykorzystajmy ten czas dobrze. To czas abyśmy się zjednoczyli i mówili wspólnym głosem.

Podziękowałam mu skinieniem głowy za te mądre słowa. Podziwiałam jego mądrość i kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że wybór mojego ojca i uczynienie Theona pierwszym doradcą było dobrym posunięciem.

Wszyscy obecni posłuchali jego słów i zajęliśmy się omawianiem innych spraw. 

Oddana wrogowiWhere stories live. Discover now