XII

449 20 0
                                    

Idąc zamkowymi korytarzami po raz pierwszy w życiu czuję się obco i niepewnie. Nie jestem pewna czy ma to związek z mężczyzną kroczącym u mojego boku czy spojrzeniami moich poddanych kierowanymi w naszą stronę. Zakładam, że z jednym i drugim. 

Pomimo wczesnej pory zamek tętni życiem. Zauważam, że jest tu więcej żołnierzy niż zazwyczaj. Obrali wartę przy każdym wejściu do zamku i patrolują korytarze dwa razy częściej. Nigdzie jednak nie dostrzegam żołnierzy Mordreda, który mają swój udział w tym całym zamieszaniu. 

- Cóż za oddanie - komentuje to wszystko mężczyzna zdając sobie zapewne sprawę z czego wynika taki stan rzeczy 

- Czego się spodziewałeś? Wtargnąłeś do zamku ze zbrojnymi.

- Wypraszam sobie, nigdzie nie wtargnąłem. Wjechałem tutaj główną bramą w twoim towarzystwie i za twoją zgodą. 

- Semantyka 

- Tak właściwie kiedy wydałaś rozkaz aby wzmocnić straż? Musiałem to przegapić, a obserwowałem cię bardzo uważnie cały czas. 

- Nie wydałam takiego rozkazu - oznajmiam - Musiał to zrobić któryś z generałów lub doradców. 

- Twoi ludzie mają brzydki zwyczaj robienia czegoś bez twojej zgody. To jawne okazywanie braku szacunku i zaufania wobec ciebie. 

- Raczej przejaw ich wiedzy i doświadczenia, które zdobywali latami. Nie będę tego kwestionować.

- Semantyka - mówi naśladując mnie - Ja z kolei chętnie się temu przyglądnę. Nikt z moich ludzi nie ośmieliłby się zrobić czegokolwiek bez mojej wiedzy i pozwolenia. 

- Z powodu szacunku czy strachu? - pytam znajdując w sobie na to odwagę

- Nie ma jednego bez drugiego. Dziecko szanuje swoich rodziców nie tylko przez wzgląd na wzajemną miłość, ale też ze strachu przed ich gniewem i oczywistą władzą jaką nad nim posiadają. Tak samo żołnierze czy inni poddani powinni czuć respekt przed władcą wynikający z tych dwóch rzeczy. 

- Ja nigdy nie bałam się swoich rodziców - stwierdzam 

- Byłaś ich córeczką, dziewczynką, księżniczką, promieniem słońca, jako chłopiec byłabyś wychowywana inaczej. Kobiety są delikatniejsze i nie wymagają tak twardej ręki w procesie dorastania, natomiast nie zbudujesz z chłopca prawdziwego mężczyzny samymi czułościami. Tutaj potrzebna jest dyscyplina, rygor i właśnie strach. Strach przed autorytetem. To dlatego posyła się młodych mężczyzn do wojska, na szkolenia bitewne, wyprawy w dziewicze rejony. 

- Ty się bałeś? Twoi rodzice...twój ojciec wychowywał cię w strachu? 

Mordred wykrzywia usta w półuśmiechu. Jego ramię które trzymam idąc przy jego boku napina się nieznacznie jakby uderzyły w niego niechciane wspomnienia. 

- Moja matka była wspaniała - odzywa się po chwili milczenia - Podobnie jak twoja zmarła gdy byłem bardzo mały. Nie tak mały jak ty, miałem wtedy kilka lat. Do dzisiaj pamiętam jej zapach i głos. Śpiewała, kochała śpiewać. Mój ojciec też nie był zły, ale został sam z czwórką dorastających chłopców z których musiał zrobić mężczyzn, a jednego posadzić na tronie. Bardzo pilnował abyśmy zachowywali się odpowiednio i zgodnie z naszym statusem, a my robiliśmy wszystko by tak nie było. Co chwila wpakowywaliśmy się w coraz to nowsze kłopoty. Kradliśmy owoce z targu, płoszyliśmy zwierzęta, podglądaliśmy damy w czasie kąpieli. Nawet nie zliczę ile razy dostałem po uszach bo byłem najmłodszy i biegałem najwolniej. 

Wyobrażenie sobie małego Morderda jako urwisa jest niemal niemożliwe i bardzo kontrastuje z obecnym obrazem. W jaki sposób stał się tym kim się stał? Kiedy dziecięce swawole zamienił na wyrachowany rozlew krwi? 

Oddana wrogowiWhere stories live. Discover now