XXIV

376 18 2
                                    

- Dlaczego się tutaj zebraliśmy? 

Theon porusza się niespokojnie na krześle nachylając się w naszą stronę kiedy zadaje to pytanie. Inni również są niespokojni. Ich uwaga w pełni skupiona jest na nas. Na mnie patrzą z troską i zainteresowaniem podczas gdy Mordredowi posyłają nieufne, krytyczne spojrzenia. Spojrzenia, które obiecują powolną i bolesną śmierć jeżeli chociaż popatrzy na mnie w niewłaściwy sposób. Mężczyzna, który już się do tego przyzwyczaił wydaje się być obojętny na ich złowrogie nastawienie. No właśnie, wydaje się być obojętny. Pozory, weraz wiem, że to tylko pozory. Mam ochotę to wykrzyczeć. 

Przez chwilę mam efekt deja vu. Kilka dni temu odbywaliśmy podobną naradę. Wtedy podobnie jak oni również byłam niespokojna i spięta obecnością Mordreda. Uważałam go za wroga i nieszczęście, które nawiedziło nasze ziemie. Jak wiele się od tamtego czasu zmieniło. 

- Chcemy wam o czymś powiedzieć - zaczynam. Lepiej abym to ja mówiła. Mordred nie protestuje pozwalając abym przekazała im niezbędne informacje. 

Ich i tak już skupione i poważne miny stają się jeszcze poważniejsze. Utkwione w nas spojrzenia teraz na przewiercają. Generałowie prostują się dumnie wypinając piersi gotowi na przyjęcie każdej wiadomości. Waleczne, gotowe do przyjęcia ciosu czy odparcia ataku postawy. Doradcy, ludzie o spokojniejszej naturze nachylają się w moją stronę

- Stoimy w obliczu ogromnego zagrożenia, zagrożenia, o którym nie mieliśmy pojęcia - kontynuuję 

- Kolejna wojna?

- Plaga?

- Atakują nas?

- Ktoś zdradził? 

Generałowie i doradcy zadają te pytania przekrzykując się nawzajem. Jeden generał uderza pięścią o stół w walecznym i gniewny, geście. 

- Obawiam się, że wszystko na raz

- Wiedziałem, że przymierze z Tarakiem to czcze mrzonki - woła podrywając się z krzesła - Zdrajcy! Towarzysze chwytamy za broń! 

- Uspokój się bo ci żyłka pęknie - szydzi z niego Mordred 

- Jak śmiesz - generał gotuje się ze złości. Jego twarz przybiera odcień czerwieni jakiej jeszcze nigdy dotąd nie widziałam.

- Śmiem, jestem twoim królem - przypomina mu spokojnym głosem, tak spokojnym, że przez to jeszcze bardziej groźnym - To ty powinieneś warzyć swoje słowa. Powili tracę cierpliwość i opanowanie. Aby nie skończyło się to jatką proponuję abyś wysłuchał do końca swojej królowej. Dalio kontynuuj proszę. 

Mordred ani przez chwilę nie odrywa oczu od generała. Ten uspokaja się nieco, ale nie siada ponownie na swoim miejscu. Ręce zaciska na brzegu stołu z równą siłą co swoją szczękę. Waży w myślach słowa swojego króla. W końcu mądrze ustępuje.

- Przepraszam Najjaśniejszy Panie - mówi 

- To nie Tarak jest zagrożeniem - kontynuuję akcentując nazwę królestwa - Wróg czaił się w ukryciu już przez długi czas. Jak dotąd król Mordred był jednym z niewielu świadomych jego obecności. Teraz wiem też i ja. Podczas naszej wyprawy zawędrowaliśmy na ziemie Taraku - celowo używam słowa wyprawy, słowa które nie ma nic wspólnego z porwaniem czy przymusem - Tam natknęliśmy się na coś co dla nas dotychczas było tylko legendą. Panowie, cienie istnieją i są tutaj. To one są zagrożeniem. 

Nikt się nie odzywa. W pomieszczeniu panuje kompletna cisza. Nawet dźwięki oddechów jakby zanikły. 

Patrzę na ich miny. Lustruję spojrzeniem ich mięśnie twarzy, które sprawiają, że te zastygają w oniemieniu, unoszą brwi w niemym zaskoczeniu, układają je w niedowierzanie, aż w końcu...

Gromki śmiech generała, który dotychczas odgrażał się Mordredowi przerywa nieznośną ciszę. Mężczyzna trzyma się za brzuch i niemal dusi od śmiechu jakbym opowiedziała najlepszy na świecie dowcip. Z oczu lecą mu łzy, które ociera wierzchem dłoni. 

- Doprawdy udane - woła kiedy udaje mu się nabrać dość powietrza - Pomysłowe. Jesteś pani zaiste pomysłowa. Nie ma to jak dobry żart na rozładowanie napiętej atmosfery. Teraz jednak chcemy usłyszeć prawdziwą wersję. 

Nie uwierzył mi. To była prawdziwa wersja, a on ją właśnie wyśmiał. Nie mogę go za to winić. Sama jeszcze kilka dni temu uznałabym to wymysł, niesmaczny żart. 

Zerkam na Mordreda, który zaciska dłonie wyraźnie zły zachowaniem generała. Mordred się mylił, ja się myliłam. Moi ludzie mi nie uwierzyli. Potraktowali to jako żart. 

Na moją twarz musiała wkraść się rozpacz i zażenowanie. Ufałam, że uwierzą mi na słowo. Zakładałam, że przekonanie ich do realności tego problemu będzie najłatwiejszą częścią tego co ma się wydarzyć. Jak się okazuje niekoniecznie. 

Theon jako pierwszy dostrzega moją powagę i brak uśmiechu oraz złość Mordreda. 

- Nie żartujesz, prawda? - pyta nadal zagłuszany przez śmiech generała 

- Nie - mówię 

Śmiech generała ustaje. 

- Ale cienie? - pyta Theon wymieniając spojrzenia z innymi - To historyjka dla dzieci, to nie może być prawdziwe. Takie rzeczy nie istnieją.

- Widziałam je na własne oczy - zapewniam z powagą - Są równie prawdziwe co ty czy ja, ale o wiele bardziej groźne. Zagnieździły się na ziemiach Taraku, blisko morza. Przybyły tutaj kilka lat temu z Wyspy Łez razem z pewnym statkiem. Z każdym dniem rosną w siłę, wpełzają na nowe obszary niszcząc wszystko z czym się zetkną. Widziałam ziemię, którą skaziły, szkielety zwierząt, ludzi, którym namieszały w głowach. Gdyby nie Mordred mnie też wprowadziłyby w szaleństwo. 

- Gdyby nie król Mordred nie znalazłabyś się w takim niebezpieczeństwie - zauważa słusznie Theon 

- Musiałam to zobaczyć na własne oczy aby uwierzyć. Kilka dni temu byłam równie sceptyczna co wy teraz. Ze względu na nasze królestwo i wszystkich mieszkańców zaklinam was abyście teraz my mi uwierzyli. Nie mam żadnego namacalnego dowodu, nic poza moim słowem i zapewnieniem. 

- To nam wystarczy - mówi Theon, inni doradcy kiwają głowami zgadzając się z przemawiającym. 

Generałowie również zdają się mi wierzyć. 

- Jak walczyć z takim wrogiem? - pyta jeden z nich - Miecze nie na wiele się tutaj zdadzą. Przecież to cienie, ich nie można dźgnąć. W żadnych znanych mi źródłach nie ma informacji jak pokonać cienie. 

- Może niech król Mordred się wypowie. Mam wrażenie, że wie o wiele więcej od nas - zauważa Theon - Mam rację królu? 





Oddana wrogowiWhere stories live. Discover now