Rozdział drugi

428 24 10
                                    

Isco zadzwonił z samego rana.

Kiedy rozdzwonił się mój telefon, robiłam to, co zwykle o tej porze: siedziałam na balkonie z kapciami w kształcie świnek na nogach, piłam zieloną herbatę i patrzyłam, jak Madryt powoli budzi się do życia. Bianca w tym czasie leżała na kanapie w salonie z zimnym kompresem na czole i oglądała Spongeboba.

Nie spodziewałam się, że Isco faktycznie zadzwoni. Zeszłej nocy oboje byliśmy wstawieni, więc założyłam, że sobie żartował, bo po alkoholu rzuca się słowa na wiatr i na drugi dzień się ich nie pamięta. Poza tym wyczuwałam ściemę w tym, że niby zawsze mu się podobałam. Na dobrą sprawę do wczoraj nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy i tylko czasem się widywaliśmy, głównie gdy odbierałam Ramosa z treningu. Jeżeli rzeczywiście do mnie wzdychał, to niezbyt dobrze o nim świadczyło; może nie okazywaliśmy sobie z Sergio publicznie uczuć, ale i tak nasze oczy zdradzały wszystko. Nawet Cristiano powiedział raz, że patrzymy na siebie jakbyśmy nie widzieli poza sobą świata. Isco nie mógł więc być na tyle głupi, żeby upodobać sobie dziewczynę, która szaleje za jego kolegą.

Ale potem przypomniałam sobie, co jeszcze się wydarzyło, i sama już nie wiedziałam, co myśleć. Bianca dopiła moją sangrię i prawie pobiła Cristiano, bo i nas rozbolała głowa od Despacito, a on zrobił jej na złość i zasłonił ciałem wieżę. Kiedy się w końcu odsunął, włączyła swoją ukochaną Rihannę i przy Love On The Brain Isco poprosił mnie do tańca. Na początku zamierzałam odmówić, bo tańcząca para w tak małej knajpce musiała być anomalią, no i nie chciałam się przytulać do innego faceta pod nosem Sergio, ale Isco patrzył na mnie tymi swoimi wesołymi oczami, a ja pomyślałam, że przydałoby mi się odrobinę radości w życiu i wzruszyłam ramionami. Zresztą szybko przekonałam się, że nikogo nasz taniec nie obchodził, zwłaszcza Ramosa, który przyglądał się nam z miną, która właściwie niczego mi nie mówiła. A on nigdy nie był dobry w ukrywaniu swoich uczuć.

Nie żebym się nim przejmowała. Minęło dużo czasu od naszego rozstania, a ja nie potrzebowałam jego zgody ani aprobaty. Tyle że to było trochę dziwne; dwa lata temu nie widzieliśmy poza sobą świata, a wczoraj poczułam się tak, jakby to było kłamstwo. Jakby mnie nie kochał. No żeby nawet nie drgnął na mój widok z innym?

Bez żadnych wyrzutów sumienia odebrałam więc telefon, który leżał na stoliku w salonie, ignorując mordercze spojrzenie Bianci. Dzwonek był głośny, a ją męczył kac.

— Cześć, tu Isco z wczorajszej imprezy — przywitał się, kiedy odebrałam i zamknęłam za sobą drzwi od balkonu, żeby Bianca nie podsłuchiwała. — Mam nadzieję, że nie dzwonię za wcześnie.

Impreza zakończyła się grubo po północy, mimo głośnych protestów Cristiano, czwartego kapitana drużyny Królewskich, który ignorował głosy rozsądku, że nie dotrą na poranny trening, jeśli będą balować do rana. Uspokoił się dopiero, gdy Casemiro powiedział, że Zidane będzie zawiedziony jego postawą. Nikt z nich nie lubił rozczarowywać obecnego trenera. Na pożegnanie Isco pocałował mnie w policzek, akurat w momencie, kiedy Sergio nas mijał i w ogóle nie mrugnął na nasz widok.

Za to Irma nie wróciła, co kwestionowało tę całą jej konserwatywność.

— E tam, od dawna nie śpię — palnęłam, choć to „dawno" trwało może z godzinę. Od razu skarciłam się w myślach za to, że znów byłam nieprzyjemna. Isco na to nie zasługiwał, tak ładnie się wobec mnie wczoraj zachował. — Nieważne, co tam?

— A zbieram się na trening — odparł niewzruszony moim powitaniem. Po jego głosie wnioskowałam, że się uśmiechał. — Zadzwoniłem teraz, bo po treningu Zidane urządza grilla i wątpię, bym znalazł chwilę.

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz