Rozdział dziewiąty

292 20 3
                                    

Tydzień później


Równo o północy weszłam do przestronnego lobby hotelu Ritz, ściskając w dłoni szarą kartkę w kształcie burzowych chmur, zza których tym razem nie wyglądała błyskawica. Widniał na niej adres tego miejsca z datą dwunastego czerwca.

Chociaż nie przychodziłam tu od lat, było dokładnie tak jak zapamiętałam. Recepcja nadal była urządzona w stylu retro, wszędzie stały kanapy w komplecie ze stolikami i świeżymi kwiatami w wazonach, na złotej podłodze leżały dywany. Nie zdążyłam się jednak zbyt dobrze rozejrzeć, bo zaraz podbiegł do mnie mężczyzna w szarym, idealnie skrojonym garniturze, włosami ułożonymi na błysk oraz z pięknie uczesanym wąsem. Z początku spodziewałam się, że mnie stąd wygoni, bo dzisiaj nie wpasowywałam się w wystrój Ritza — miałam na sobie sukienkę w kolorze gerbery z krótkimi rękawkami i krótką spódniczką oraz białe tenisówki, a moje włosy niedbale opadały mi na ramiona; z jednego z nich zwisała mała, bordowa torebka.

Dopiero gdy znalazł się wystarczająco blisko mnie, kierownik hotelu — jego wygląd sugerował mi, że musiał być kierownikiem, jak i powiedziała mi to plakietka na jego marynarce — uśmiechnął się. Najwyraźniej Sergio przekupił go znacznie skuteczniej niż tego ochroniarza z Cardiff.

— Zapewne panienka Harvelle — powiedział uprzejmie i wskazał ręką, żebym ruszyła przodem. — Proszę, proszę, tędy.

Po powrocie z Cardiff w domu czekało już na mnie „zaproszenie" do Ritza. W Walii, kiedy wróciłam ze stadionu do hotelu, Bianca i Troy opróżnili mini bar i byli tak wstawieni, że nawet nie byli w stanie mnie przepytać o to, jak spędziłam noc, ale w Madrycie mogłam zapomnieć o spokoju. Bianca w końcu wytrzeźwiała i razem z Irmą zaczęły mnie wypytywać, co takiego się zdarzyło na Cardiff City Stadium. Widziały, że spotkanie z Ramosem wyprowadziło mnie z równowagi, ale ja z jakiegoś powodu nie chciałam im o tym opowiadać.

Możliwe, że się wstydziłam. Okazało się, że obie miały rację — Sergio wcale o mnie nie zapomniał, po prostu przez pół roku udawał obojętnego, bo w głowie obmyślał plan, jak mnie przeprosić za parę głupich słów, ale i tak nie powinnam była dawać mu się tak całować. Nieważne, co czułam ani że tego chciałam, te pocałunki tylko wszystko komplikowały i wcale nie sprawiały, że nasze problemy znikały.

W ciągu tego minionego tygodnia miałam sporo czasu na przemyślenia. Real Madryt był zbyt zajęty świętowaniem obronienia Ligi Mistrzów, więc nikomu nie przyszło do głowy, by urządzać fiestę w Knajpie Irmy, a potem rozjechali się na reprezentacje. W barze był spokój od piłkarzy, nawet Isco ciężko było znaleźć chwilę, żeby do mnie zadzwonić. Bianca stwierdziła, że to świetna pora, żeby wybrać ślub, na który pojedziemy za kilka dni, ale że moje myśli zaprzątał Ramos, pozwoliłam jej i Irmie podjąć decyzję. W mojej głowie nie było miejsca na przejmowanie się ślubami kogoś, kogo aż tak dobrze nie znałam.

Idąc za kierownikiem w stronę, jak się okazało, ogrodu, w którym zdarzyły się dwie rzeczy — poznałam Sergio i Xabiego oraz Xabi oznajmił mi tu, że przeprowadza się do Monachium — starałam się pamiętać, co postanowiłam. Zamierzałam podziękować Ramosowi za dobre chęci, bo na pewno musiał się nieźle natrudzić, żeby to wszystko zorganizować, i poprosić, aby z tym skończył. Byłam przekonana, że nie chciałam, żeby mnie przepraszał w tak spektakularny sposób i to za coś, co powiedział w złości i po alkoholu. Nie miałam do niego o to żalu, ponieważ dobrze wiedziałam, że tylko ja byłam winna śmierci Dixie, a także temu, że nam nie wyszło. Doszłam do wniosku, że najlepiej byłoby, gdybyśmy spróbowali się na nowo zaprzyjaźnić i jednocześnie ruszyli naprzód ze swoim życiem. On by się skupił na wychowywaniu synów, graniu w piłkę i na czymś tam jeszcze, ja bym może sobie kogoś znalazła i nadal pomagała Irmie w knajpie. Próbowaliśmy być razem, więc nikt się na nas nie obrazi, jeśli do siebie nie wrócimy. To wcale nie znaczy, że miłość się skończyła; po prostu przestała wystarczać.

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz