Rozdział dwudziesty

216 18 3
                                    

Następne sześć dni po rozstaniu z Sergio spędziłam w kompletnym odosobnieniu. Od razu po powrocie z Londynu poprosiłam Biancę, żeby parę nocy spędziła gdzie indziej, i chociaż widziałam po jej minie, że nie bardzo jej się to uśmiechało, bo wyglądałam jakbym była ciężko chora, zgodziła się. Przekazała również Irmie, że potrzebuję wolnego i nie pojawię się w knajpie przez jakiś czas. Gdy tylko wylądowałam w Madrycie, pojechałam na zakupy, żeby zrobić zapasy jedzenia i alkoholu, bo w samolocie obiecałam sobie, że kiedy wejdę do domu, to już z niego nie wyjdę. Nie chciało mi się patrzeć, jak świat wciąż pędził do przodu, mimo że dla mnie wszystko się skończyło.

Nie zapytałam Sergio, co by było, gdyby nasze spotkanie przy grobie moich rodziców potoczyło się bardziej pomyślnie, więc zostałam zmuszona do zwrócenia się o pomoc do Troy'a. Zamierzałam oddać mu kasę za bilet, ale kazał mi to uznać za wczesny prezent urodzinowy. Oboje z Claire nie wypytywali mnie o ten cyrk z Ramosem; albo im to wcześniej wytłumaczył, albo to moja żałosna mina powstrzymywała ich od zadawania niewygodnych pytań. W dodatku Claire, która wyglądała na wykończoną, zachowała się wobec mnie jak typowa mama: pozwoliła mi wziąć jej bluzę, wmusiła we mnie dwie miski gorącego rosołu i zrobiła herbatę z cytryną, zupełnie jakby wiedziała, że nie przepadam za mlekiem w herbacie. A kiedy mały Evan się obudził i Troy przyniósł go do kuchni, rozpłakałam się jak dziecko i wtedy Claire przytuliła mnie mocno, tak, jak to kiedyś robiła moja mama. Mogłam sobie płakać w jej koszulę, która śmierdziała wymiocinami, i myśleć, że byłoby znacznie prościej, gdybym była bardziej jak ona.

Powrót do Londynu pokazał mi, że stałam się okropną osobą, szczególnie wobec tych, na których mi zależało, i czułam się jeszcze gorzej, kiedy oni wciąż byli przy mnie. Taki Troy, którego uczucia zdeptałam kiedyś jak robaka, taka Claire, którą nie zainteresowałam się, kiedy była w ciąży i kiedy urodziła, Bianca, którą praktycznie wyrzuciłam z domu, gdy zaczęła mi zawadzać, czy Irma, dla której od dłuższego czasu nie byłam wsparciem. Nie rozumiałam, dlaczego oni nadal się mną przejmowali, skoro ewidentnie na to nie zasługiwałam. Dlaczego Ramos zrobił to wszystko, mimo że wiedział, że najprawdopodobniej zachowam się jak ja i zabiję nasz związek.

W życiu bym nie przypuszczała, że to będzie tak bolało.

Tuż po powrocie miałam spokój. Do Bianci dotarło, że stało się coś złego i sama się musiałam z tym uporać. Zapewne myślała, że zaraz mi przejdzie i kazała się wszystkim ode mnie odczepić na chwilę. Ale następnego dnia nawet nie otworzyłam listonoszowi i nie odbierałam telefonu. Wzięłam za to długą kąpiel z bąbelkami, wysmarowałam się balsamem i związałam włosy, a potem chodziłam z wełnianymi skarpetkami na nogach po mieszkaniu w samej bieliźnie i szlafroku, zajadając się chipsami i pijąc piwo. Kiedy w telewizji leciała fajna piosenka, śpiewałam do butelki, a kiedy się skończyła, zwijałam się w kłębek na podłodze i marzyłam, żeby to cierpienie się skończyło.

Drugiego dnia mój telefon nie przestawał dzwonić. Obudziłam się wyjątkowo poirytowana, bo noc spędziłam na niewygodnej kanapie w salonie, więc ze złości cisnęłam komórką o ścianę. Ten dzień niewiele różnił się od poprzedniego; odechciało mi się jedynie muzyki i nie wstawałam z sofy, jeśli nie musiałam, chipsy zamieniłam na zupki chińskie, a piwo na gorącą herbatę z miodem i cytryną.

Trzeciego dnia zaczęłam się dusić w mieszkaniu, więc wyszłam na taras. Powietrze było parne i w szlafroku było mi gorąco, ale nie ściągnęłam go. Siedząc na krześle z podkulonymi nogami, godzinami wpatrywałam się w Madryt tętniący życiem, wsłuchiwałam się w jeżdżące samochody i latające samoloty. Słońce grzało mnie w twarz, a niebo było bezchmurne i widziałam na nich ptaki. Bardzo mocno nie czułam się częścią tego świata.

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz