Jakiś czas później

524 24 22
                                    

— Szczerzysz się jak głupi do sera — skwitował Xabi z przekąsem, patrząc na Sergio w czarnym, idealnie skrojonym garniturze, który z szerokim uśmiechem poprawiał sobie muchę przed wielkim lustrem. — Ciekawe, na jak długo ci to zostanie.

Sergio obejrzał się przez ramię, żeby rzucić staremu przyjacielowi rozbawione spojrzenie. To samo powiedział Xabiemu wieki temu, kiedy ten żenił się z Nagore, próbując w ten sposób odrobinę ugasić jego entuzjazm, ale dopiero teraz zrozumiał, że takie rzeczy nie były w stanie wyprowadzić z równowagi człowieka, który miał za moment poślubić miłość swojego życia.

Znajdowali się w pokoju przypominającym gabinet w domu weselnym w Majadahondzie, w którym kiedyś Lucas Vazquez urządził swoje wesele. Sergio już od kilku minut wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze, co chwilę dopracowując najmniejsze szczegóły w swoim nienagannym wyglądzie: a to przeczesał włosy, żeby przypadkiem jakiś pojedynczy kosmyk nie wyszedł przed szereg, a to poprawił muchę, która, według niego, się przekrzywiła albo znów nasączył dłonie wodą kolońską i poklepał się nimi po brodzie. W ogóle się nie denerwował, raczej czuł ekscytację, która zwykle ogarniała go przed ważnym meczem. Czekał na ten dzień, odkąd Carter wpadła do Valdebebas i nazwała go dupkiem, i wciąż nie dowierzał, że zgodziła się za niego wyjść. To dlatego nie potrafił przestać się uśmiechać.

Xabi siedział na skórzanej, brązowej kanapie, w szarym garniturze i pod krawatem, a w dłoni ściskał szklankę z whisky. Założył nogę na nogę i przyglądał się Sergio, którego od dawna nie nazywał przyjacielem, ale nadal utrzymywał z nim kontakt i bez problemu zgodził się dotrzymać mu towarzystwa przed ceremonią. W końcu Sergio też z nim był, kiedy brał ślub z Nagore, i uważał, że tak należało postąpić.

Nie wiedział, czy nadal czuł coś do Carter. Nauczył się żyć bez niej, a gdyby nadarzyła się okazja, żeby po raz drugi wejść do tej samej rzeki, był pewien, że by tego nie zrobił. W dodatku Carter niespecjalnie zależało, żeby był obecny w jej życiu, i tak naprawdę, gdyby nie Sergio, nawet nie byłoby go na tym ślubie. I jak o tym myślał, to chciało mu się śmiać, bo kiedyś mu się wydawało, że Carter jest dla niego wszystkim, a tymczasem okazało się, że ona od początku była pisana Sergio.

Chyba cieszył się ich szczęściem. Mimo że wcześniej sobie tego nie wyobrażał, Carter i Sergio byli dla siebie stworzeni, i sądził, że dzisiejszego wieczoru świat stanie się jeszcze piękniejszy, bo dwoje ludzi zdecydowało się iść wspólnie przez życie. A Carter i Sergio razem byli niezniszczalni, i taka miłość była temu światu potrzebna.

W końcu Sergio odszedł od lustra i nalał sobie whisky do szklanki, która stała na stoliku przy kanapie, na której siedział Xabi. On sam nie usiadł, tylko upił łyk mocnego alkoholu, skrzywił się i wyjrzał przez okno. Słońce wciąż świeciło, a niebo było bezchmurne, i pomyślał sobie, że to piękny dzień na ślub. Czuł się trochę tak, jakby cała planeta świętowała fakt, że wkrótce poślubi Carter, i aż chciałoby się rzec: nareszcie!

Wtedy Bianca wpadła do pokoju jak burza i popatrzyła na niego z przerażeniem. Miała na sobie brzoskwiniową suknię do ziemi na ramiączka i z dekoltem w kształcie litery V, a włosy związane w kłosa, który opadał na jej plecy. Carter wybrała ją na swoją jedyną druhnę.

Sergio wystarczyło jedno spojrzenie na minę Bianci, żeby domyślić się, o co chodziło.

— Nie ma jej? — spytał i czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Odstawił szklankę z powrotem na stolik.

— Ależ jest! — zawołała Bianca i przygryzła wargę, dopiero teraz uświadamiając sobie, że palnęła gafę i nie powinna zawracać głowy panu młodemu taką bzdurą jak to, że zgubiła pannę młodą. — Jeśli nie tu, to pewnie siedzi w łazience!

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz