Rozdział piętnasty

215 16 4
                                    

— Cześć, Carter, to znów ja. Czyli Isco. Słuchaj, wiem, że ta cała sprawa jest strasznie zagmatwana i że jesteś zła, ale musisz wiedzieć, że naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Kiedy cię poznałem, wydawało mi się, że między tobą a Ramosem wszystko skończone i nie sądziłem, że on sobie przypomni o tym, że mnie o coś poprosił parę miesięcy temu. Jeśli cię skrzywdziłem, to przepraszam, nie miałem takiego zamiaru. Oddzwoń do mnie, dobra? Porozmawiamy. Aha, mówił Isco. Ale chyba się już przedstawiałem. No nieważne. Zadzwoń, proszę.

To była tylko jedna z wielu wiadomości, które Isco zostawił mi na poczcie głosowej po incydencie w restauracji Alberto. Odsłuchałam je dopiero rano, bo telefon rozładował mi się w drodze powrotnej do domu, a kiedy wróciłam, zagrzałam w mikrofalówce kurczaka z obiadu, pokręciłam głową na Biancę, która sama siedziała na kanapie w salonie i otwierała usta, żeby coś powiedzieć, i wzięłam długą kąpiel zajadając się kurczakiem. A zanim komórka się naładowała, zdążyłam zasnąć w białym, flanelowym szlafroku na łóżku, w dłoni trzymając zdjęcie z ostatniego USG, gdy byłam w ciąży z Dixie. Obudziłam się gdzieś o siódmej.

Sergio też mi się nagrał. Ze zdziwieniem zauważyłam, że na każdej z wiadomości brzmiał, jakby bardzo się przejmował tym, co zaszło.

— Carter, wiem, że spieprzyłem. Jak zawsze zresztą. Od lat powtarzasz mi, że jestem idiotą i masz rację. Cholernie cię przepraszam za to wszystko, ale błagam, pozwól mi dokończyć to, co oboje zaczęliśmy. Zostały cztery kartki, cztery miejsca, cztery dni. Obiecuję, że zachowam swoje uczucia dla siebie, że cię nie dotknę, że pogodzę się z każdą decyzją, jaką na koniec podejmiesz, a jeśli chcesz, to i wyjaśnię całą tę sprawę z Isco, pomogę wam się dogadać. Zrobię, co zechcesz, proszę cię jedynie o drugą szansę.

W normalnej sytuacji zapewne byłabym wzruszona tą desperacją, ale już zdążyłam odkryć, o co tak naprawdę w tym chodziło, i wiedziałam, że robił to tylko dlatego, że zależało mu na dokończeniu swojego głupiego planu. Wystarczy spojrzeć, jak szybko mu przeszła chęć odzyskania mnie czy tam zasłużenia na mnie, i jak łatwo przerzucił się na deklarację, że w zamian za kolejną szansę pomoże mi z Isco. Teraz się jednak nie nabrałam.

Nie oddzwoniłam do żadnego z nich. Z Isco to był definitywny koniec; Pola i Margo nie zmieniły mojego zdania, po prostu posłuchałam własnej rady, której udzieliłam Biance kilka tygodni temu na imprezie w Knajpie Irmy (co, swoją drogą, wydawało się, jakby wydarzyło się w innym życiu) — ze związku z piłkarzem nie wynikało nic dobrego. Szczególnie z takim, który jest gotów wyświadczać przysługi kolegom z drużyny bez zadawania zbędnych pytań. Poza tym Isco zasługiwał na miłą, normalną dziewczynę, a ja normalna nie byłam.

Sergio dałam drugą szansę, tyle że nie zamierzałam mu nic mówić przed kolejnym spotkaniem z kartki. Nie chciałam z nim wcześniej rozmawiać, bo postanowiłam się zachować tak, jak to powinnam była robić od początku: zgodzę się z nim zobaczyć i go wysłucham, ale nic więcej. W głowie wciąż słyszałam słowa Poli — „Nie umiesz z nim żyć i nie umiesz żyć bez niego" — które wreszcie uświadomiły mi mój największy problem. Wcale nie chodziło o mój życiowy bagaż, który mógł odstraszyć każdego potencjalnego kandydata na mojego chłopaka, nie chodziło o śmierć, Dixie i randkowanie, nie chodziło o to, że byłam nieszczęśliwa i ostatnio zaczęłam szukać czegoś, dzięki czemu chociaż na chwilę poczuję się żywa, i że znalazłam to coś z Isco.

Chodziło o Ramosa. To było takie banalne, że kiedy to sobie uświadomiłam, wybuchłam śmiechem, dziwiąc się samej sobie, że nie wpadłam na to wcześniej. Po śmierci Dixie było mi z nim źle, więc odeszłam. W trakcie podróżowania ta rozłąka aż tak mnie nie bolała, bo byłam zbyt zajęta, żeby tęsknić albo przejmować się, że spodziewał się z Pilar dziecka. Dopiero po powrocie do Madrytu było mi bez niego jeszcze gorzej niż z nim; tutaj nie miałam zbyt wielu rzeczy do roboty, no i ciągle wisiało nade mną widmo możliwości spotkania go z jego wspaniałą rodziną, widmo bycia na każde jego skinienie palca. Pola dobrze to skwitowała — dopóki byliśmy z Sergio blisko siebie, był on moim numerem jeden. Isco czy ktokolwiek inny nigdy by tego nie zmienił, bo taka miłość najwyraźniej była wieczna i trudno było mi ją ignorować, kiedy Ramos był w pobliżu.

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz