Rozdział trzynasty

284 17 5
                                    

Założyłam małe, diamentowe kolczyki w kształcie różyczek i po raz ostatni przejrzałam się w lustrze, poprawiając przy okazji fryzurę. Isco miał zaraz po mnie przyjechać, a że miejsce randki trzymał w tajemnicy, postanowiłam nie eksperymentować z wyglądem i nie ubierać wyzywających rzeczy; zdecydowałam się na obcisłe dżinsy, białą koszulę z czarnymi guzikami i kołnierzem oraz najzwyklejsze trampki. Bianca zakręciła mi włosy z wymowną miną. Nie krytykowała mnie — jak by to pewnie zrobiła Irma, gdybym z nią rozmawiała — ale nagle zaczęła uważać, że z Isco popełniałam błąd i że powinnam zaczekać na tego kogoś, o kim mówił Ramos, że mnie zabierze do restauracji Alberto. Teraz siedziała za mną na kanapie, ze skrzyżowanymi nogami i w satynowym szlafroku, w dłoni ściskając kieliszek wina. Obróciłam się, żeby oceniła jak wyglądałam, ale tylko pokręciła głową z dezaprobatą.

Mój entuzjazm lekko przygasł, więc w milczeniu wzięłam się za zbieranie ubrań, które porozwalałam, gdy szukałam stroju na dzisiejszy wieczór.

Mieszkałyśmy na ostatnim piętrze jednego z tych luksusowych budynków w centrum Madrytu, gdzie za sam czynsz życzyli sobie po kilka tysięcy euro. Zdecydowałam się na penthaus, kiedy zostałam współwłaścicielką Knajpy Irmy i zrozumiałam, że to było rozsądniejsze rozwiązanie pod względem finansowym niż siedzenie w przyzwoitym hotelu. Zależało mi również na własnym kącie, a od domów z ogródkiem trzymałam się z daleka, bo gdy wróciłam do Hiszpanii na stałe, nie miałam z kim tego domu dzielić.

Penthaus był przestronny, jasny i pełno w nim było okien z niezłym widokiem na miasto. Wchodziło się od razu do przytulnego salonu połączonego z przedpokojem i nowoczesną kuchnią, z której rzadko tak naprawdę korzystałam, bo zwykle jadałam w knajpie. Pomiędzy wyjściem na taras pod jedną ścianą, ozdobioną zdjęciami z mojej podróży po świecie, stała biała kanapa zawalona poduszkami; na drugiej wisiał telewizor, pod którym znajdowała się półka z książkami. Przestrzeń między nimi wypełniał stolik do kawy z trzema pufami, a na podłodze leżał puchowy dywan. Na prawo od frontowych drzwi szło się korytarzem do dwóch sypialni z łazienkami.

Wynajmowałam to mieszkanie już od jakichś ośmiu miesięcy, ale w ciągu tego czasu niewiele się w moim pokoju zmieniło. Łóżko stało naprzeciwko wielkich okiennic i zawsze było idealnie pościelone. Nie powiesiłam tam żadnych zdjęć, nie licząc tych, które trzymałam na nocnej szafce: jedno z nich przedstawiało moich rodziców pogrążonych w dyskusji z Evelyn. Cała trójka miała miny jakby zamierzała się pozabijać i to była jedyna znana mi fotografia, która najlepiej oddawała relacje w naszej rodzinie. Na drugim siedzieliśmy z Sergio na ławce w parku; Ramos obejmował mnie ramieniem, a ja położyłam mu rękę na udzie, i oboje się z czegoś śmialiśmy. Cristiano nam je zrobił w październiku, prawie trzy lata temu. W szufladzie leżało jeszcze trzecie. Była to Dixie na USG w ostatnich dniach swojego życia. Schowałam je, kiedy doszłam do wniosku, że było to zbyt przygnębiające. Poza tymi drobiazgami ciężko było poznać, że to w ogóle był mój pokój. Nie wiedziałam, co mogłabym w nim zmienić, a zresztą czułam, że to nie był mój prawdziwy dom i nie chciałam się zbytnio do niego przywiązywać.

Co innego Bianca — ona po tygodniu czuła się tu jak u siebie. W jej sypialni pachniało kwiatami, toaletka, która stała w rogu, zawalona była kosmetykami, a z jej szuflad wystawała bielizna. Szafa nie domykała się z nadmiaru ciuchów. Wszędzie poustawiała zdjęcia jej bliskich, których zostawiła w Rio: mamę i dwóch młodszych braci, a na jej łóżku było od cholery ulubionych miśków z dzieciństwa.

— A co ty spać idziesz, że siedzisz w szlafroku? — spytałam tępo ze zmarszczonym czołem, kiedy uprzątnęłam salon i popatrzyłam najpierw na Biancę, a potem na zegarek na swoim nadgarstku. — Nie ma nawet siódmej.

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz