Rozdział osiemnasty

233 16 11
                                    

Leżałam na skórzanym siedzeniu w jednym z boksów, wsłuchując się w pracę lampowentylatorów, które zauważyłam dopiero dzisiaj, a właściwie to gdy się położyłam. Ostatnio rzadko bywałam w Knajpie Irmy i nie zwracałam większej uwagi na to, co się tam działo albo zmieniało, szczególnie że Irma już nie prosiła mnie o pieniądze. Najwyraźniej nauczyła się radzić sobie beze mnie, kiedy byłyśmy skłócone, i wyszło jej to na dobre. Te lampowentylatory okazały się strzałem w dziesiątkę; chociaż było jeszcze bardzo wcześnie, na dworze panował taki upał, że marzyłam o śmierci. Ale nie w knajpie — tu było chłodno i cicho. W dodatku byłam sama, ponieważ Irma zabrała Biancę na zakupy zaopatrzeniowe, i po raz pierwszy od dawna słyszałam własne myśli.

Zadziwiające, jak wiele się pozmieniało w tak krótkim czasie. Kiedy poznałam Irmę, była w dołku, o mało nie zwinęła interesu i nie uciekła do córki. Teraz jej mała knajpa zarabiała na siebie, więc moje wsparcie finansowe nie było konieczne, no i układało jej się z Anthonym. Bianca przyjechała do Madrytu, żeby odciąć się od toksycznego życia, jakie musiała wieść w Rio, i chociaż obecnie była tylko etatową kelnerką, mieszkała w fajnym apartamencie i chodziła z René, który miał tyle kasy, że mógł ją traktować jak księżniczkę. Najprawdopodobniej byłam impulsem, który popchnął je we właściwym kierunku, ale całą resztę zawdzięczały Ramosowi.

To Ramos dał Irmie pieniądze, a także załatwił jej nowych, bogatych klientów. To dzięki Ramosowi Bianca poznała René, bo to Ramos kazał Biance zagadać do Isco, który zaprosił mnie na grilla do Valdebebas, na który zabrałam Biancę.

A ja przez prawie cały czerwiec rozgrzebywałam swoją przeszłość i nie czułam się przez to ani trochę mądrzejsza. Sergio — myślę, że kompletnie tego nieświadomy — powoli odcinał mnie od spraw, które wciąż trzymały mnie w Madrycie, żeby ostatecznie zostać jedyną osobą w moim życiu, która potrzebowała mojej obecności.

I zeszłej nocy sobie odpuściłam. Nadal czekałam na dwie kartki i to właśnie one wyznaczały czas, który mi pozostał do namysłu, ale dałam sobie spokój z zastanawianiem się nad odpowiedziami. Bianca i Irma dobrze wyszły na zaufaniu Ramosowi, więc i ja postanowiłam zrobić to samo. Szczerze wątpiłam, żeby nam się ułożyło, ale jeśli on w nas wierzył, to ja musiałam uwierzyć w niego. W końcu to wszystko było jego jednym, wielkim planem.

Dwa dni temu wypił za dużo i wyznał mi miłość, a ja byłam gotowa oszaleć z radości. Wczoraj natomiast postawił mnie pod ścianą, gdy spytał, czy chciałam z nim być, a że tego nie wiedziałam, bez słowa zabrałam go do siebie, powiedziałam mu, że go kocham i pozwoliłam na każdą rzecz, która się później wydarzyła. Bo gdybym tego nie zrobiła, to byłby koniec. A jeśli byłam czegoś stuprocentowo pewna, to tylko tego, że nie byłam na ten koniec gotowa i bardzo możliwe, że nigdy nie będę.

W mojej głowie panował bałagan i wątpiłam, by był na świecie ktoś, kto był w stanie ogarnąć to, co się tam działo. Marzyłam wręcz, żeby w końcu przestać myśleć i czuć, ale cierpiałam na bezsenność. Gdy zamykałam oczy, mój umysł się włączał i pracował na pełnych obrotach, tworząc niemożliwe scenariusze i przyprawiając mnie o migrenę.

A bez snu byłam okropnie nieszczęśliwa.

Wpatrywałam się w lampowentylatory, co jakiś czas ocierając ręką łzy, zbierające się w kącikach oczu, przekonana, że nic innego już mi nie pozostało. To wtedy usłyszałam czyjeś pukanie do drzwi.

— Zamknięte! — jęknęłam głośno z nadzieją, że to przegoni nieproszonego gościa, ale to go wcale nie zniechęciło, bo wszedł do środka.

Z niechęcią podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam Xabiego w szortach i koszulce; na głowie miał śmieszny beret. Na jego widok ścisnęło mnie w żołądku, chyba dlatego, że nie rozmawialiśmy od nowojorskiej schadzki w pokoju hotelowym. Niewiele się w nim zmieniło, chociaż jego twarz wydała mi się taka jakaś starsza. A może mądrzejsza.

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz