Rozdział trzeci

406 23 5
                                    

26 października 2015 roku

Jedyne dziecko Carter i Sergio zmarło niespodziewanie trzy dni temu w brzuchu matki. Carter była w ósmym miesiącu ciąży; dzisiaj zaczynałby się jej trzydziesty szósty tydzień.

Wszystko zaczęło się w sobotę, którą spędzili poza domem. Sergio dostał w końcu od trenera wolne, na które Carter coraz bardziej naciskała, ponieważ poród zbliżał się wielkimi krokami, a oni wciąż nie byli gotowi na powitanie nowego członka ich rodziny. Dzień upłynął im głównie na wybieraniu mebli do pokoju, kłótni o kolor tapety oraz dyskusji na temat wózków, co ostatecznie okazało się nikomu niepotrzebne. W tym szale zakupów Carter jakoś nie zwróciła uwagi na fakt, że jej maluszek nie poruszył się ani razu w ciągu minionej doby; dopiero w łóżku, kiedy szykowali się już do snu, zrozumiała, że od dawna nie czuła jej ruchów i podzieliła się swoimi obawami z Sergio. Tyle że Sergio musiał użerać się z przewrażliwieniem Carter co najmniej sześć razy w tygodniu, w dodatku był zmęczony, a jutro czekało go składanie łóżeczka, więc zbagatelizował jej niepokój, przypominając słowa lekarza, który mówił, że pod koniec ciąży tak się czasem dzieje, bo dziecko ma mało miejsca i nie trzeba od razu panikować, pocałował ją i przytulił na łyżeczkę. Carter się uspokoiła, zawsze się uspakajała, i zasnęli w swoich objęciach.

W niedzielę Carter siedziała na kanapie w salonie z wyciągniętymi nogami, głaskała ogromny brzuch, przez który ledwo widziała palce u stóp i czekała, aż jej córeczka się poruszy. Sergio składał łóżeczko, co chwilę przeklinając raz mebel, raz instrukcję, i starał się nie krytykować zachowania Carter, chociaż myślał, że siała tylko zbędną panikę. Sam się trochę denerwował i wcale nie dlatego, że przerastała go tak prosta czynność jak złożenie głupiego łóżka. 

Po południu odwiedziła ich mama Ramos; Carter domyśliła się, że Sergio ją o to poprosił, bo wciąż nie potrafił przyjąć do wiadomości, że dwie najważniejsze kobiety jego życia się nie znoszą i bezskutecznie próbował je do siebie przekonać. Poznały się w ostatnie święta i od razu nie przypadły sobie do gustu — mama Ramos z góry skreśliła Carter, ponieważ uważała, że była za młoda dla jej syna i obwiniała ją o rozpad jego związku z idealną Pilar, mimo że Sergio powtarzał, że nie miała z tym nic wspólnego. Carter z kolei nie była osobą, która nie umiała znieść myśli, że ktoś jej nie cierpi i nie zabiegała o niczyją sympatię, po prostu pogodziła się z tym, że musi tolerować tę kobietę tak długo jak będzie z Sergio. A zamierzała się z nim zestarzeć. Nie powiedziała więc nic, kiedy mama Ramos zajęła fotel obok, ani nie zwróciła jej uwagi na to ciągłe zaciskanie ust, gdy na nią patrzyła. Postanowiła się nie irytować ze względu na dobro dziecka. Kłótni też nie chciała wszczynać, bo Sergio zwykle brał stronę matki, a Carter niewiele dzieliło od wybuchu płaczu.

W końcu coś poczuła, przynajmniej tak jej się wydawało. W rzeczywistości przytłaczała ją cisza w salonie, przerywana jedynie od czasu do czasu przekleństwami Sergio, i wymyśliłaby sobie wtedy wszystko, byle wyjść z tego okropnego pokoju. W sypialni usiadła na brzegu łóżka i w myślach prosiła córkę, żeby dała jej znak, by się nie martwiła, aż wreszcie się poddała i rozpłakała z bezsilności.

W poniedziałek czuła tylko nienawiść do siebie. Tak bardzo pragnęła nie wyjść znowu na pesymistyczną wariatkę, że zignorowała swój instynkt, który wręcz krzyczał, że coś było nie tak. Sergio zabrał ją do lekarza dla świętego spokoju, już nawet nie ukrywając, że według niego Carter robiła wiele szumu o nic. Zbladł dopiero gdy na USG nie było słychać bicia serca.

„Tak się zdarza", usłyszeli. „Bardzo nam przykro, ale tak się niestety zdarza, nie da się tego przewidzieć ani temu zapobiec". Nie mieli dla nich żadnego sensownego wyjaśnienia i nie ukrywali, że seria badań, którą zleca się po porodzie, może tego wyjaśnienia nie znaleźć. Carter była bowiem tym przypadkiem medycznym, który przeczył jakiejkolwiek logice. Przez trzydzieści pięć tygodni nic jej nie dolegało, pomijając pierwsze dni, kiedy nie miała pojęcia, że jest w ciąży i chciała jedynie spać, oraz depresyjne myśli, które nękały ją na początku, ponieważ nie wierzyła, że nadaje się na matkę. Potem, z odpowiednią dietą i lekami, było coraz lepiej, aż rozważała urodzenie Ramosowi drużyny piłkarskiej. I nagle serce jej córeczki przestaje bić. Tak po prostu.

ZACHMURZENI [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz