Jesień 2016

23 1 0
                                    

Rozdział 1

(1 września 2016)

-Wicher, masz wszystko?!- to pytanie dobiegło od strony wejścia, kiedy wsuwałam woreczek z kamiennymi grotami do mojego plecaka. Czyli po prostu do worka z szelkami. Oznaczało to, że mama wróciła do domu.

-Chyba tak, ale naprawdę nie jestem pewna czy iście do szkoły jest dobrym pomysłem. Nie lubię tracić kontroli, a wiesz, jak reagują na mnie inne dzieci- stwierdziłam, z doświadczenia wiedziałam, że jeżeli od razu wypowiem to co mi zawadza w środku, niczego nie podpalę. Właśnie to podpalanie było traceniem kontroli o którym dowiedziałam się bardzo szybko. Ponieważ urodziłam się w czasie burzy, miałam w łapach moc, a parę godzin po moich narodzinach pojawił się szaro-czarny smok, co prawda potrafił on stać się tatuażem na mojej lewej ręce, ale zazwyczaj gdzieś latał. Z tymi myślami zasznurowałam górę mojego worka i zarzuciłam go na plecy i uściskałam mamę na pożegnanie.

- Uważaj na siebie, Zoju-powiedziała mama do mnie. Zwróciła się do mnie imieniem, które dostałam od ludzi. Wichrem nazywała mnie z powodu charakteru.

-Postaram się-odpowiedziałam, mimo młodego wieku, byłam już dwa razy wyższa od mamy i niezbyt normalna. Pomimo charakterystycznych rysich uszu i rudej, nakrapianej na ciemnobrązowo sierści wyglądałam dziwacznie. Nie chodziło tylko o moje oczy, niebieskie z ludzkimi białkami czy sierść na mojej głowie, która była całą ciemnobrązowa i nie chciała przestać rosnąć, tylko przede wszystkim o to, że chodzę na tylnych łapach i noszę ludzkie ubrania. Spodnie kupiłam w tej samej wiosce, w której kiedyś żył mój ojciec, a bluzę przeszyłam (po wielu ukłuciach) z jego zapasowego płaszcza. Do wioski poszłam sama, bo ilekroć wspominałam o tym miejscu bądź o tacie, mama smutniała i milczała parę godzin. Tylko ja się urodziłam z tego związku i po pierwszym spojrzeniu można było rozpoznać we mnie mieszańca, jako że w przeciwieństwie do innych łaków, nie umiałam przybrać ludzkiej postaci. Zostawiłam mamę w naszej jaskini i wyskoczyłam na górę, na polanę, gdzie już czekał smok, mój wierny towarzysz i przyjaciel, to on pojawił się niedługo po moich narodzinach. Nie mówił, ale umieliśmy się porozumiewać myślami. W ten sposób dowiedziałam się, że ma na imię Krystian, zdrobniale Krystek. Od naszego pierwszego spotkania właściwie nigdy nie zamknęliśmy naszej więzi i zawsze czuliśmy to co drugie.

Mama zawsze mówiła, że to przez moją ludzką połowę odczuwam potrzebę posiadania łuku, ale naprawdę czułam się pewniej z nim pod ręką. Kupiłam go na tym samym targu co spodnie i bardzo mi się podobał, bez cięciwy wyglądał jak zwykła gałąź a naciągnięty bez trudu wystrzeliwał strzałę na sto pięćdziesiąt kroków. Na taki dystans już nie trafiałam. Strzały robiłam sobie sama, mocą ociosywałam groty, znalezienie odpowiednich patyków nie wymagało dużo sił i czasu, lotki zbierałam z zabitych Pawiaków. Miałam dziesięć strzał w kołczanie z jeleniej skóry. Kołczan wisiał mi na plecach na skórzanych pasach, które służyły mi również do przypinania się do uprzęży Krystka. Wykorzystałam to teraz, zapinając również plecak. Karabińczyki również kupiłam we wsi. Moja uprząż otaczała mnie w pasie i tworzyła X na piersi i plecach. Natomiast ta Krystka przypominała szelki. Kiedy już byłam gotowa, wzięłam długi oddech i myślami przekazałam Krystkowi, że powinniśmy już lecieć. Wiedziałam, gdzie leży szkoła, więc przekazałam tę informację i pochyliłam się do przodu, kiedy rozłożył czarne skrzydła i skoczył w powietrze. Jak zwykle podczas startu dość mocno kołysało, za to później Krystek wyrównał lot na tyle że nie musiałam się już trzymać i nie miałam wrażenia, że moje ciało zostało niżej.

Pomimo niedogodności związanych ze startem i lądowaniem uwielbiałam latać z Krystkiem. Trochę się denerwowałam tą szkołą, a przede wszystkim tym czy zdołam utrzymać emocje pod kontrolą. Palenie wszystkiego w obszarze paru metrów, aż do gołej skały nie było jedynym problemem. Moja moc oprócz ognia zawierała również wiatr i parę innych niespodzianek do których na bieżąco układałam wierszyki.

ZojaWhere stories live. Discover now