Rozdział 23 (28.02.2017)

1 0 0
                                    

Od kiedy wyleczyłam się z tego przeziębienia, chłopcy o czymś szeptali na korytarzach, w dodatku często zachodząc do Zofiana i Marty. Za nic nie chcieli mi powiedzieć o co chodzi. Ale gdy pytałam ich czy już mnie nie lubią, tylko się uśmiechali i kręcili głowami. Jedynie Krystek był taki jak wcześniej, w dodatku nasza więź, przeszła na kompletnie inny poziom, bo znowu większość wolnego czasu spędzaliśmy we dwoje. Ufałam chłopakom naprawdę mocno, ale ich zachowanie zaczynało mnie męczyć. Słusznie ludzie mawiają że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, choć ja raczej rozumiem to tak, że jest ona zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Ot, takie myśli przebiegały mi przez głowę, kiedy wymykałam się dziś z pokoju. Jak zawsze zabrałam moją bluzę, bo pomagała mi się wtopić w tłum, a właśnie tego dziś potrzebowałam, biorąc pod uwagę, że chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o tym mieście. No i może troszkę wkurzyłam jednego z nauczycieli, a konkretnie to pana, który przyszedł na zastępstwo i wymyślił sobie, że zrobi nam lekcję o rodzinie. Okazało się to być tylko przykrywką, by mógł się popisać swoją wiedzą na tematy różne. Od razu po zapisaniu tematu wygłosił kazanie na temat tego, że łaki są niebezpieczne, patrząc przy tym prosto na mnie. Nie wiem co chciał tym osiągnąć. Oczywiście, że są. Tak samo, jak każdy potężny magiczny, to w pełni normalne. Gdy skończył narzekać na łaki zabrał się za mieszańców, głosząc poglądy, że „trzeba dbać o czystość ras" i tym podobne. Powoli zaczynało mi to śmierdzieć rasizmem. Trudne słowo, które poznałam, przy okazji pamiętnej dyskusji na feriach. Z nudów przestałam go słuchać i zaczęliśmy z Tymkiem grać w okręty, a Kacper wyciągnął słuchawki i włączył szanty.

Parę godzin wcześniej

-C5- szepnął do mnie zmiennokształtny wilk. Było blisko, ale jednak chybił.

-Pudło, J9- odpowiedziałam blondynowi, od siedzącego obok niego Kacpra dolatywały słabe słowa piosenki. Przebywając z naszą dwójką wyrobił sobie czuły słuch, więc mógł mieć muzykę na tyle cicho, iż mało kto ją słyszał. Już nie wspominając o tym, że według Zofiana, dużo lepiej sobie obecnie radził z nawiązywaniem nowych znajomości.

-Chybiony, A1- mruknął do mnie Tymek i wrócił do swojej kartki. W tym momencie prowadzący chyba zorientował się, że go olewamy, bo przerwał swój bezsensowy wywód i lekko podniósł głos.

-Dwie ostatnie ławki w rzędzie pod oknem! Nie bawicie się przypadkiem za dobrze? O ile pamiętam, dzisiaj mieliśmy obgadywać temat niebezpieczeństwa jakie stwarzają łaki. Co prawda jedna tam siedzi, więc może wyjdzie na środek i nam opowie, kogo to ostatnio skrzywdziła, hmm?- zaczął iść w naszą stronę. Dobra sam wykopał sobie dół.

-Why not?- wzruszyłam ramionami i wstałam. Tymek, ukrył uśmiech, ale szturchnął Kacpra i mruknął coś w stylu. „Włącz nagrywanie, Wicher idzie popalić"

-No, to kiedy, ostatnio wybuchłaś?- zapytał mnie prowadzący, przedstawił się na początku lekcji, ale nie zapamiętałam jak się nazywa. Zastanowiłam się.

-Tak, żeby kogoś zabić, to nigdy. Choć był taki, co to odpowiada za masakrę jednej wsi, ale żyje. Chyba był tylko w szoku. Ale jak wróciliśmy parę dni temu to za miastem jest świadectwo jak mi puściły hamulce- Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie i tego, że ogień grzecznie siedzi w mojej krwi. Może to już koniec wybuchania z jakiegokolwiek powodu?

-Nieładnie kłamać- prowadzący pokazał zęby, moja uwagę zwróciły dość długie kły, spiczaste i wąskie, wcześniej tego nie wyczułam ale teraz zaciągnęłam się głęboko i pod zmieszanymi zapachami mojej klasy wyczułam smród czosnku. Wampir! Nawiasem mówiąc ten gatunek wbrew obiegowej opinii często cuchnie czosnkiem, który im kompletnie nie przeszkadza, albo mocnymi perfumami i tak jak zmiennokształtni spędzają pełnie w zwierzęcej skórze, tak krwiopijcy zagrzebują się wtedy w ziemi.

ZojaWhere stories live. Discover now