rozdział 10 (mikołajki)

4 0 0
                                    


Wczoraj od rana padał śnieg i kiedy wstałam rano, na zewnątrz była już gruba na 10 centymetrów warstwa. W środku nocy obudziłam się słysząc skrzypienie drzwi, ale jako że nic się nie stało, zignorowałam to i zasnęłam z powrotem. Kiedy obudziłam się tuż przed świtem, przy drzwiach leżało pudełko owinięte w kolorowy papier. Więc jednak mi się nie przyśniło! Faktycznie ktoś tu był! Zawęszyłam, w powietrzu wciąż unosiła się mieszanina zapachów: śnieg, mróz i jeden zapach kojarzący mi się z jeleniami, a jednocześnie inny. Jako że tej osoby nie mogłam dorwać i zapytać czemu u licha weszła w środku nocy do mojego pokoju, skoncentrowałam się na pudełku. Pachniało skórą, drewnem i żelazem. Ale nic nie tykało w środku, a to ten dźwięk oznaczałby, że w środku czeka bomba. Cholewa, za dużo filmów oglądanych z chłopakami. Mając właściwie pewność, że mogę bezpiecznie je otworzyć, wysunęłam pazury, i rozcięłam opakowanie. W środku była mała szkatułka, otworzyłam ją, ktoś na wewnętrznej części pokrywki przykleił kartkę A4 złożoną na czworo. W środku, w wyłożonej płótnem skrzyneczce leżały dwie rzeczy: liść dębu wykonany z brązu, przeznaczony do noszenia na szyi, jako że łodyżka płynnie przechodziła w niewielkie kółeczko oraz stara, skórzana bransoletka, na której ktoś metaliczną nicią wyhaftował: J & A, podobiznę wróbla i napis „Broni na urodziny". Napis był po angielsku, czyli w języku, z którym wciąż miałam problemy. Bransoletka, pachniała mi morzem, więc skoncentrowałam się i skupiłam na magii, którą na niej wyczuwałam. Struktura zaklęcia, była specyficzna, ale o ile się zorientowałam, wzmacniało ono bariery noszącej bransoletkę osoby i przechowywała jakieś wspomnienie. Do tej pory tylko słyszałam o takich przedmiotach, ostatnio, kiedy uczący nas magii Iontas prowadził w październiku lekcje o Święcie Duchów. Ma ono wiele nazw, zależnie od kultury, niektórzy nazywają je Halloween i ta nazwa jest najczęstsza. Polegało to święto na tym, że przez cieniejącą zasłonę, między światami, nawet kompletnie niemagiczni ludzie mogli zobaczyć, w tym dniu magię i duchy.

Popatrzyłam teraz na kartkę, nie było na niej liter z alfabetu łacińskiego, tylko jakieś znaki. Coś mi przypominały, aczkolwiek kompletnie nie wiedziałam co. Może Kacper, albo Tymek zdołają to przetłumaczyć, lub chociaż będą wiedzieć co to za alfabet. Właśnie, kiedy miałam dotknąć, bransoletki, Karol zawołał nas na śniadanie. Burczało mi w brzuchu, czyli muszę coś zjeść, na szczęście dzisiaj był wtorek, czyli nie musiałam czekać z jedzeniem do nocy. Nie zawsze pamiętano o tym by odłożyć dla mnie porcję mięsa albo chociaż przyrządzić mi rybę. Miałam już wychodzić, kiedy coś mnie tknęło i przyjrzałam się tym przedmiotom uważniej, oba były wyraźnie używane, a bransoletka starsza od medalionu. Jej skóra, była już mocno wytarta, a metaliczna nić, straciła swój blask. Na wewnętrznej stronie zauważyłam plamki od potu i wygnieciony kształt nadgarstka, nawet rozpięta, zachowała swój kształt, niepełnej elipsa. Karol wrzasnął ponownie żebyśmy się pospieszyli. Poderwałam się i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i nałożyłam na nie zaklęcie, które każdego kto spróbuje wejść bez mojego zaproszenia, porazi prądem. Dzięki chłopakom wiedziałam jaką dać dawkę, by człowiek zemdlał, ale by nie umarł. Zbiegłam na dół. Wyleciałam z drzwi w ostatniej chwili. Tymek i Kacper szli na końcu. Tymek miał niebieski sweter z wilkiem w czerwonej czapce z białym pomponem na końcu i nowe buty, a Kacper nowe urządzenie, już wiedziałam, że nazywa się ono telefon.

-Cześć- powiedziałam, kiedy ich dogoniłam.

-Cześć- odpowiedzieli równocześnie

-hej, czemu wszyscy coś dzisiaj dostali? - zapytałam

-Bo są mikołajki, dziś albo rodzice, albo św. Mikołaj przynoszą coś każdemu dziecku. - Odpowiedział mi Tymek wesoło szturchając przy okazji w ramię.

- w realnym świecie zawsze są to rodzice, a w magicznym czasem przynosi prezenty św. Mikołaj- powiedział Kacper, kiedy wchodziliśmy do jadalni.

- Właśnie, chcę wam coś pokazać po lekcjach- powiedziałam, dołączając do nich przy stole.

ZojaWhere stories live. Discover now