Rozdział 20 (19.02.2017 urodziny Kacpra)

3 0 0
                                    

Bardzo dziękuję za wszystkie gwiazdki od jednego czytelnika.

________________________________________________________________________________

- cześć, masz jakiś prezent dla Kacpra? - Tymek wetknął głowę na strych, gdzie szykowałam się psychicznie do zanurkowania w panujący na dole rejwach.

- Zrobiłam mu torbę na tego lapka, na nic lepszego nie miałam pomysłu- skrzywiłam się

-dobra, to jesteśmy we dwójkę, bo mam dla niego myszkę w kształcie no cóż, myszy- wzruszył ramionami.

-Ok, chodź, bo zaczną bez nas- ostatni wdech i wylazłam z kąta strychu. Zeszliśmy po schodach.

Znowu spałam w pokoju Zofiana, więc zajrzałam tam teraz i z mojego posłania podniosłam paczkę z prezentem. Tymek czekał na mnie na schodach, on prezent trzymał w kieszeni swojej kangurowatej bluzy i nie musiał się po niego wracać na górę. Razem zeszliśmy do salonu, którego podłoga była w sporej części zawalona zabawkami najmłodszych i trzeba było uważać przy chodzeniu. Sytuacji nie poprawiali kręcący się wszędzie ludzie, którzy szykowali się na przyjęcie. Jako, iż mama Kacpra była już uziemiona, to całą robotą dyrygowała jego najstarsza siostra, przejęta do granic możliwości i ciągle poprawiająca wszystko.

-jak sądzisz mamo, najpierw tort czy prezenty? -mówiła właśnie dzisiejsza szefowa, konsultując się z siedzącą na kanapie rodzicielką. Samego solenizanta nie było, bo w ramach jakiegoś sprawdzianu orientacji w terenie wywieźli go rano, na obrzeża Krakowa i miał wrócić za jakieś pół godziny, ale wszyscy już się zebrali na dole i kręcili. Co sprawiało, że moje wcześniejsze postanowienie, by pozostać już na parterze, wciąż słabło i byłam bliska ucieczki z powrotem na w miarę bezpieczny strych. Naprawdę nie lubiłam obecności dużej ilości ludzi w pobliżu.

-Hej bando. Naprawdę, lasek w pobliżu łęgu? Stamtąd jest się bardzo łatwo dostać do rynku, a dalej już idzie- usłyszeliśmy wszyscy, a do salonu zajrzał uśmiechnięty Kacper, wciąż w kurtce i czapce.

- Mnie wywieźli aż za wzgórza Krzesławickie, więc nie marudź- powiedział od swojego telefonu drugi co do starszeństwa brat Kacpra- Fryderyk. Przez nas zwany Ferdynandem. Chłopaki obiecali, że dziś mi to wytłumaczą, więc czekałam.

-Dobra ja zaczynam- prze naszą grupę przepchnął się najmłodszy brat Kacpra, Tomek ściskając w ręce jakiś kartonik.

***

-Ok, słowo się rzekło, chodźcie- uśmiechnięty Kacper szturchnął mnie i Tymka w plecy. Miałam graniczące z pewnością podejrzenia, że wszyscy chcemy się już wymiksować z tej zabawy. Prezenty (całą kupę!) zostawiliśmy na dole i wymknęliśmy się na schody. Pobiegliśmy do pokoju Kacpra,

Kacper ustawił lapka na biurku i włączył coś opisanego jako „Kabaret Potem". Usiedliśmy na materacu Tymka i przez następną godzinę chichraliśmy się ze skeczy. Kiedy program się skończył, wilk wyciągnął ze swojego plecaka coś co nazywali „pendrive".

-dobra, to czas wyjaśnić, dlaczego twój tata, określał dziadka jako „pirata z paskudnymi odruchami" - powiedział, patrząc na mnie i podał przedmiot Kacprowi- czyń honory- zażartował. Kacper wpiął, trochę poklikał i odpalił.

***

-Trochę ciężko uwierzyć, że moim dziadkiem był ktoś podobny- mruknęłam pod nosem, jakiś czas później.

ZojaWhere stories live. Discover now